Ten model był produkowany przez firmę Chevrolet w latach 1974-80 jako kompakt. Przy wymiarach (dł./szer./wys.) 4,55/1,67/1,3 [m.] widać, że dla europejskich standardów jest to dość wyrośnięty kompakt.


Rozstaw osi wynosi 97 cali (wg Wikipedii jest to: pozaukładowa jednostka miary długości odpowiadająca potrojonej długości średniego ziarna jęczmienia, powszechnie używana w Stanach Zjednoczonych i krajach anglosaskich; 1 cal = 2,54 cm).

Oparty był na modelu Vega do tego stopnia, że konkurencja określała go złliwie jako Vega w ubranku do dyskoteki. Ale faktycznie jego nadwozie, zwłaszcza w wersji hatchback mogło się podobać. Chociaż znowu jego tył doczekał się określenia „kaczy kuper”. Ale zwolennicy tego modelu doszukiwali się raczej podobieństwa do Ferrari. W 1975 roku dostał prostokątne reflektory i zachował rekinie skrzela na środkowym słupku. Nie był to tylko element dekoracyjny, bo krył w sobie system aktywnej wymiany powietrza z wnętrza.

Monza 2+2 Coupe Hatchback, bo taka jest jego pełna nazwa, przygotowana na rok 1975 miała mieć silnik Wankla konstrukcji GM. Jednak zbyt duże zużycie paliwa, nawet jak na warunki amerykańskie i związana z tym duża emisja spalin, niemożliwa do opanowania przez konstruktorów, spowodowała, że w aucie wylądował wypróbowany i niezawodny Small Block V8 o pojemności 4,3 litra.

Zasilany przez dwugardzielowy gaźnik Rochester 2GC, przy 3600 obrotach na minutę generuje on moc 110 KM. Maksymalny moment pojawia się już przy 2000 obr/min i wynosi 264 Nm. Przy masie własnej auta równiej około 1300 kg silnik ten pozwala jeździć z prędkością prawie 180 km/godz. Również dynamika jest niezła, bo potrzebuje tylko 12,2 sekundy by na szybkościomierzu strzałka osiągnęła liczbę 100. Pod warunkiem, że mamy licznik w kilometrach. Naprawdę są tam mile i wtedy do szybkości 60 mph (czyli mil amerykańskich na godzinę; 1 mp = 1,609 km) potrzeba 11,5 sekund. Jeszcze lepiej wygląda wynik dla ¼ mili. Potrzeba 18,1 sekundy, aby pokonać ten dystans ze startu stojącego. To wszystko przy automatycznej skrzyni biegów.

Apetyt na paliwo jest jednak amerykański i średnio potrzeba 17,3 litra na 100 km. Benzyny, która nie będzie miała stukowego spalania przy stopieniu sprężania 8,5 : 1. Przy zbiorniku paliwa o pojemności 70 litrów trzeba tankować co 400 km, a wizyta na stacji paliw w naszych warunkach będzie zawsze bolesna dla portfela.

Chevrolet oferował ten samochód również z innymi silnikami. Najmniejszy miał pojemność 2.3 litra, ale firma szybko doszła do wniosku, że jest to nieporozumienie. Klienci doszli do tego jeszcze szybciej. Napęd jest przenoszony na tylną oś poprzez ręczną lub automatyczną skrzynię biegów.

Na zdjęciach jest samochód mający 37 lat, ale wcale nie wygląda na retro auto. Przeszedł naprawę blacharską i lakierniczą – to fakt. Ma trzybiegową skrzynię automatyczną. O bezpieczeństwo dbają tarczowe hamulce na wszystkie koła, a o prowadzenie sportowe zawieszenie z GM Sport Torque Arm, czyli po naszemu sportowe drążki reakcyjne, w praktyce dość twarde. Za to jest klimatyzacja i jeśli nadal działa, to człowiek znakomicie się czuje we wnętrzu, zwłaszcza w upały. Zresztą wnętrze jest pięknie skomponowane i wykonane z dobrych i trwałych materiałów. Nie widzi się tam tandety i to pomimo tego, że nie jest to samochód z „górnej półki”. Auto miało być konkurencją dla Mustanga drugiej generacji, ale chyba się nie udał ten pomysł bo sprzedano go tylko około 25 tysięcy. W Polsce jest to bardzo rzadki model.

Wg słów właściciela w tej wersji jest to jedyny egzemplarz. Ponoć w Europie jest tylko siedem aut z takim silnikiem i w tej wersji. Czasem na portalach można znaleźć oferty samochodów sprowadzonych z USA, ale ich stan na ogół jest kiepski. Rok temu na Allegro był oferowany taki yougtimer, ale z silnikiem 3,2 litra, i w katastrofalnym stanie, za śmieszną cenę 1.500,-zł. Znacznie szersza jest oferta z Ameryki Południowej, ale tam te modele są oferowane od 5 do 10 tysięcy dolarów. Tylko ten transport skutecznie studzi chęć zakupu.