Grupa pasjonatów z Automobilklubu Ostrowskiego, zresztą ta sama od lat, organizuje co roku w okolicach Ostrowa Wielkopolskiego Rajd Pojazdów Zabytkowych. W tym roku była jego X edycja. Byłem na tych rajdach kilkakrotnie i muszę powiedzieć, że są to ciągle najsympatyczniejsze imprezy związane ze starymi samochodami.


A ten Rajd nie jest tylko spotkaniem ludzi, których łączy wspólna pasja. To jest porządny rajd na orientację, z itinererem i próbami sportowymi, gdzie pojazdy są wypuszczane co 3 minuty i radź sobie sam, no razem z pilotem, pod warunkiem, że zna się na itinererze.

A sieć dróg w tamtym rejonie jest gęsta. Do tego trasa w tym roku wiodła nie tylko drogami asfaltowymi. Był odcinek leśny z drogą polną, a właściwie leśną, a te jak wiadomo lubią się rozwidlać. Na pewno była to droga bez asfaltu. Ale dzięki temu, uroki stawów Milickich i dorzecza Baryczy poznaliśmy dokładnie.

Organizatorzy nawet zadbali o lornetki, by móc podglądać przyrodę. Niektórzy to nawet nakarmili swoją krwią tamtejsze komary, zwiększając w ten sposób ich populację.

Baza Rajdu w tym roku znajdowała się w Kobylej Górze. Niezwykłe to miejsce, nad zalewem, z piaszczystymi plażami i sosnowymi lasami różniące się tylko smakiem wody od pobytu nad Bałtykiem. Zjechało tam ponad 60 samochodów, o bardzo różnorodnych markach, modelach i o dużej rozpiętości wiekowej.

Najstarsze były z końca lat dwudziestych, najmłodsze z końca lat osiemdziesiątych. Wszystkie, no prawie wszystkie, były pieczołowicie odrestaurowane i wypieszczone do najdrobniejszych szczegółów. Widać było, że właściciele sami spędzili w garażu mnóstwo czasu, bo nie wyobrażam sobie jakie byłoby kosztowne zlecanie tak wykonanej pracy.

Tradycją tej imprezy jest prolog. W tym roku polegał na przejechaniu trasy w kształcie ósemki. Proste, jeśli na co dzień jeździ się skuterem. Zwykłym, współczesnym skuterem z automatycznym sprzęgłem i tarczowym hamulcem na przednim kole. To co obecnie jest zwykłe, było dość niezwykłe dla osób, które na jednośladach jeździły dziesiątki lat temu. 

Potem trzeba było dojechać do Sulmierzyc, gdzie częstowali grochówką i ciastem z kruszonką. Na popitkę była dobrze schłodzona woda. Bardzo się przydała, bo z nieba lał się lipcowy żar. Było też zwiedzanie Muzeum. No i znowu pilnowali, byśmy na trasę kolejnego odcinka wyjeżdżali z kilkuminutowymi przerwami. Nie dało się jechać w grupie.

Na Ostrowski Rynek trafili wszyscy, jedni szybciej inni trochę później. To miejsce było znane, więc jak ktoś się zupełnie zgubił wyciągał GPS-a i na Rynek dojechał, ale np. pomijał Punkt Kontroli Przejazdu i brakowało potem pieczątki w karcie drogowej. Tam znowu był poczęstunek i konkurs elegancji.

Komisja z Burmistrzem na czele oceniała urok pojazdu i załogi. Wiele osób miało stroje odpowiadające stylem dacie „urodzenia” pojazdu. Zwyciężył pojazd z gwiazdą z 1952 roku i to nie dlatego, że aut z gwiazdą było najwięcej, ale faktycznie był perfekcyjnie odnowiony i do tego na tyle sprawny, że do Ostrowskiego Rynku dojechał. Rzecz o tyle istotna, że podobny model, w równie perfekcyjnym stanie wizualnym, już mechanicznie taki nie był i szybko wylądował na lawecie.

Z Rynku znowu wypuszczano nas w takich odstępach czasowych, że trudno było się przykleić do kogoś, aby prowadził. Zresztą wiara w trafność wyboru trasy przez poprzednika bywa zwodnicza. Wszak i on mógł niewłaściwie wybrać drogę. Wtedy należało powtarzać jak mantrę: „a my jak te barany..”.

W końcu wszyscy dojechali na metę i mogli oddać karty drogowe. Wypełnione w całci lub częściowo, poprawnie lub nie, ale one były podstawą, aby komisja mogła ustalić zwycięzców. Były trzy kategorie wiekowe pojazdów. Oldtimery do 1945 roku, youngtimery do 1965 roku i młodziki do 1987 roku.

W każdej kategorii dla trzech pierwszych miejsc były puchary. Porządne, szklane wazony, ręcznie szlifowane ze stosownym napisem też trwale wyszlifowanym. Lata przeminą, a puchar będzie stał, jeśli tylko nie zetknie się gwałtownie z podłogą. Ponadto zostali uhonorowani ci co byli na wszystkich edycjach tej imprezy. Pięciu ich było, tacy zawzięci. Nawet najmłodszy uczestnik dostał pucharek. Zdarzeń ze swego wieku kilkunastu miesięcy nie będzie pamiętał, ale jak się nauczy czytać to pozna co jest napisane na pucharze. Ciekawe co wtedy pomyśli o rodzicach?

Wszystkie załogi dostały pamiątkowe medale, wszak to była X edycja tej imprezy i drobne upominki ufundowane przez sponsorów, których było sporo. Sponsorów i upominków. No i dyplom ze zdjęciem swego pojazdu i jego załogi. Kto lubi może sobie oprawić w ramki i powiesić nad łóżkiem. Ciekaw jestem czy ci, co zaliczyli wszystkie edycje tak robią i czy mają jeszcze miejsce na ścianie?

Tradycyjnie na KlassikAuto.pl są zdjęcia z ludźmi, starałem się by byli ładni, a przynajmniej ciekawi. Ci co kochają bardziej stare samochody od młodych dziewczyn mogą auta obejrzeć tutaj: http://veteran.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1534