Z 14. na 15.maja 2016 roku była Noc Muzeów. Jednostki stacjonarne otworzyły się na zwiedzających, a ruchome zabytki ruszyły na ClassicManię Night. Niestrudzony Rysiek Czerwiński wpadł na taki pomysł, aby 50 wybranych aut ruszyło w rajd po Śląsku, pokazując siebie i zwiedzając różne ciekawe miejsca.

Impreza zaczęła się w Będzinie gdzie w budynku III Liceum Ogólnokształcącego im. C. K. Norwida mieści się schron atomowy. Dzięki staraniom stowarzyszenia Pro Fortalicium ten relikt czasów zimnej wojny jest zamieniony w kapsułę czasów histerii konfliktu atomowego i PRL-u. Po solidnej dawce klaustrofobii i straszenia skażeniem nie tylko promieniotwórczym pojechaliśmy odreagować na tor kartingowy Autodrom w Sosnowcu. Muszę powiedzieć że jazda tymi pojazdami u niektórych wywoływała taką dawkę adrenaliny, że schodzili z toru zupełnie mokrzy od potu.

Kolejnym miejscem, które zostało odwiedzone to Centralne Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach. Byłem tam kiedyś i muszę powiedzieć, że od tamtego czasu liczba eksponatów znacznie się zwiększyła. No cóż ogień zawsze towarzyszył człowiekowi i zawsze próbował wyrwać się spod jego kontroli. Ale największą niespodzianką, przynajmniej dla mnie było Muzeum Miasta Mysłowice. Po raz kolejny przekonałem się, że o sukcesie decyduje człowiek. W tym Muzeum miałem przyjemność być w grupie, w której przewodnikiem był człowiek wielkiej erudycji. Jeśli historię ograniczy się do poprawnych faktów i dat to będzie nudna opowieść. Przecież historia to też fakty niegrzeczne czy skandaliczne, które w imię fałszywie pojmowanej poprawności są pomijane w oficjalnych podręcznikach, a które tak naprawdę są solą czasów, które minęły. Ten Pan potrafił je przekazać z ogromną kulturą.

Kolejnym naszym przystankiem był plac przed Pałacem Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej. Tam głównie prezentowaliśmy swoje pojazdy licznie zgromadzonym mieszkańcom. Następnym miejscem, do którego pojechaliśmy to Izba Tradycji Komunikacji Miejskiej w Będzinie. Pod tą nazwą kryją się dawne garaże, w których stoją pięknie odnowione autobusy, którymi kiedyś byliśmy wożeni nie tylko po miastach, ale też i na wakacje czy do babci na wieś. Był Ogórek z Korniszonem, tym polskim, który zdecydowanie bardziej mi się podoba od czeskiego, niedawno oglądanego w Trzyńcu. Tyle, że od 1996 roku w Polsce nie wolno w przyczepach wozić ludzi. Czyli taka przyjemność jak jazda w przyczepie na wykopki, która mnie spotkała w szkole średniej, już się nie powtórzy. Szczerze mówiąc jakoś nie żałuję ani tej jazdy, ani wykopków. Tylko tej młodości.

Wracając do imprezy to po przesłuchaniach przez Panią z TVN Turbo i po zrobieniu sobie grupowego zdjęcia pojechaliśmy na finał imprezy do Restauracji Jeff w Katowicach. Ponieważ odwoziłem pilota do Będzina próbowałem tam dojechać samodzielnie tylko ze wspomaganiem panienki z pudełka, czyli GPS-u. Miejsce zostało odnalezione, ale w panujących już ciemnościach jakoś miałem problemy, aby trafić na właściwy parking. W takiej sytuacji postanowiłem odwiedzić jeszcze Muzeum Pojazdów Zabytkowych w Zabrzu licząc, że Kustosz tego miejsca przyjmie mnie jako eksponat, to znaczy może nie mnie a mojego Forda Capri.

Skoro już jesteśmy przy samochodach to faktycznie na imprezie były perełki motoryzacji. Najstarszym autem był Relay obowiązkowo z kierownicą po prawej stronie. Były dwa Mercedesy, 170S i 220SE, oba tak perfekcyjnie odnowione, że aż nie wypada by mówić o nich Merce. O klasie i zakresie odbudowy niech świadczy fakt, że oba miały specjalne kufry dopasowane do ich bagażników, wśród których było pudło na damskie kapelusze. Największym pojazdem była „suka” francuskiej policji wyprodukowana oczywiście w państwowym koncernie Renault.

Była stylizowana na więźniarkę z rejestracją Alcatraz, co należało już traktować z przymrużeniem oka. Wśród aut amerykańskim brylował biało-czarny Buick z 1955 roku, choć muszę przyznać, że były jeszcze dłuższe pojazdy zza wielkiej wody. Był Fiat 600 Multipla, która zawsze wywołuje uśmiech na ustach oglądających, zwłaszcza jest się ustali gdzie przód a gdzie tył, był Triumph Spitfire Mk3 w kolorze british racing green z sympatyczną załogą, MGA z oryginalnym kierowcą z Moraw, no i trochę polskiej klasyki.

Kierowcą Skody 136 Rapid był zbój Rumcajs, a pilotowała go Hanka. Zresztą więcej załóg miało ciekawe stroje. Organizator miał tylu sponsorów, że na każdym przystanku wręczał puchary czy jakieś upominki. Pogoda była właściwie łaskawa, pokropił nas deszczyk na starcie, ale potem często wyglądało słońce zza chmur, czasem bardzo ciemnych. Pomimo mojej absencji na finale, mogę zaliczyć tę imprezę do bardo udanych.