Posiadam VOLVO 740 GL, białe kombi, rocznik 1990, silnik o pojemności 2.3 l, benzyna z gazem.
Auto zakupiłem pod Chełmem, od człowieka który zapewniał mnie, że „auto jest sprawne i pomimo 500 000 km na liczniku, drugie tyle jeszcze zrobi :). Dodam, że zegary się zatrzymały na ponad 500 000 km i właściwie nie wiem, czy nie więcej jest nabite. Licznik wskazuje obroty, sprawny jest termometr, zegar wskazuje godziny jak chce i temperatura silnika pojawia się od czasu do czasu. :) Sprzedawca pytany o usterki w samochodzie powiedział, że są do zrobienia drobne rzeczy, a najważniejszy jest wyciek spod silnika i wymiana uszczelki.

Kupując ten samochód nie miałem pojęcia z jakim autem mam odczynienia i jak jest z serwisem i dostępnością części. Do tej pory jeździłem japończykiem (Mazda 323F rocznik 1993 z otwieranymi światłami), mechanicznie sprawna, lecz zgniła od spodu.

Volvo znalazłem na aukcji w internecie. Od razu bardzo mi się spodobało z powodów estetycznych i praktycznych. Piękna klasyczna bryła, biały kolor podkreślający dostojność i masywność auta kombi, które w sumie waży tylko 1300 kg.

Samochód był dość tani, a sprzedający, Pan Piotr D. był z okolic Chełma, co pozwalało mi na oględziny i ewentualny zakup w pobliżu Lublina. Czym prędzej ruszyłem po samochód, a napaliłem się bardzo! Na miejscu się okazało, że blacha jest „o niebo” lepsza niż w Maździe. Volviak jest 3 lata starszy od Mazdy, a jego nadwozie posiada jedynie niewielkie zadrapania i malutkie ogniska korozji, nawet wgniecenie na prawym tylnym nadkolu nie posiada rdzy. Progi są całe aczkolwiek coś tam się już kruszy i wymagają interwencji blacharza. I najważniejsze, nie dopatrzyłem tego, że podłużnica jest dziurawa i koroduje (u ostatniego właściciela VOLVO stało ponad 2 lata pod gołym niebem na podwórku i raczej nie było „osiłkiem bagażowym” biorąc pod uwagę spanachane wnętrze).

Na oględziny zabrałem ze sobą dwóch braci, majstrów garażowych, samouków. Stwierdzili, że „auto jest spoko”. Wiec wypłaciłem kasę i szczęśliwy wróciłem do domu jadąc bez żadnych problemów. Jechało się bardzo dobrze, właściwie płynęło się :), na trasie LCH—LBN słyszałem tylko specyficzny gwizd jakby kręcącego się bączka (zabawka z dzieciństwa). Wtedy sobie myślałem, że wspaniałą rakietę kupiłem, i czułem wewnętrzne szczęście, że świetny ubiłem interes. Radość nie trwała jednak długo :)

Auto wstawiłem do mechaników, aby naprawili usterki. Listę spisałem na kartce i czekałem na dobre zmiany. Okazało się, że nie jest tak pięknie jakby się wydawało. Po serwisie, po konsultacjach z forumowiczami i wielbicielami VOLVO, okazało się, że zakup nie „był złotym strzałem”. Na jaw wyszło wiele dziwnych rzeczy, a autem jeździłem, jak gdyby nigdy nic.
Okazało się, że zrobiłem ponad 300 km z:

  • odpiętym całkowicie przepływomierzem powietrza
  • rozerwaną od spodu obudową filtra powietrza i zmiętolonym filtrem
  • pękniętą rurą przelotową przed przepustnicą i nieszczelnymi rurkami podciśnienia
  • nieprawidłowo działającym silnikiem krokowym
  • źle podpiętą cewką, pozamienianymi kablami „+, -”, cuda jakieś! :)
  • z podwójnymi sprężynami, przy czym jedne wyglądają jakby Pan Piotr wyjął je z jakiegoś materaca i zamocował w środku tych większych nie wiadomo czemu, dając na górze podkładki ze stalowych klocków
  • dziurawym wydechem
  • zwisającą podsufitką, finezyjnie przybito ją zszywkami
  • marnie trzymającym hamulcem ręcznym
  • samoczynnie wzrastającymi obrotami (na luzie obroty wzrastają samoistnie czasami z 1200 do prawie 2000)

Ogólnie rzecz biorąc, bliższy flirt z tym autem kosztował mnie wiele czasu i stresu. Naprawa blisko 30 letniego auta, prostego ponoć w budowie, nie jest wcale taka prosta.

Wszystko rekompensuje jednak fakt, że Volvo 740 GL to jeżdżąca, wygodna forteca, w której można spokojnie się wyspać po złożeniu siedzeń. Samochód pomimo wieku i wszystkich mankamentów, jeździ, pierdzi, strzela, ale idzie do przodu i tylko gwizd słychać jak się rozpędzi :)

Pan Piotr z okolic Chełma w czasie spisywania ze mną umowy kupna/ sprzedaży, podarował mi swoją umowę z poprzednim właścicielem tego VOLVO. Na umowie były dane Pana Piotra z Lubartowa, w tym adres. Postanowiłem odwiedzić Pana Piotra i dopytać o historię tego auta. Zapytać przy okazji, czy się zna na starych samochodach. Mechanikiem nie jest, jednakże bardzo ucieszył się na widok samochodu i był bardzo zaskoczony, że te VOLVO jeszcze jeździ :). Opowiedział mi jak auto trafiło w jego ręce.

Podobno auto odkupił od młodej dziewczyny z Lublina, która dostała ten samochód w spadku po ojcu. Kobieta jeździła tym samochodem dość krótko. W tym czasie delikatnie porozbijała samochód mierzący około 5m długości. Volvo zaliczyło kilka otarć, drobną stłuczkę a światełka tylne do dziś są poklejone z kawałków plastiku. Samochód zepsuł się w zimie w okolicy ul. Lubartowskiej. Padła pompa paliwa. Były srogie mrozy, a kobieta miała już dość tego auta, wiec szybko postanowiła wóz sprzedać. Okazję wykorzystał Pan Piotr i zaholował auto do Lubartowa.
Wstawił, jak twierdzi, pompę paliwa z innego auta o mniejszym silniku 1.7 i jeździł jakiś czas.
Problemy z elektryką w tym samochodzie zmusiły go do zamiany na inne auto (w jego przypadku zamiana była tragiczna bo na skorodowane Renault Lagunę), dlatego bardzo dobrze wspomina VOLVO:) Tak więc, moje auto wędrowało trochę po Lubelszczyźnie, zaliczyło Chełm i Lubartów by znów wrócić do Lublina w moje ręce.

Od 3 miesięcy jestem właścicielem i powoli reanimuję ten samochód, który ma się coraz lepiej.
Początkowo strasznie byłem niezadowolony z zakupu, ale teraz cieszę się coraz bardziej .:)

Dziękuje przy tej okazji, cierpliwym kolegom, mechanikom za pomoc.
Seweryn Chwała