Kochacie amerykańskie wozy? Lubicie chrom? Lubicie słuchać muzyki V8?  Jeśli tak, to czytając historię jaką nadesłał do nas Pan Remigiusz, który jest właścicielem Chevroleta Camaro w bulwarowej wersji- Berlinetta z roku 1979, będziecie mogli przekonać się, jak to jest być właścicielem samochodu zza wielkiej wody.


Jeśli natomiast nie wiecie, co inni widzą w tych  samochodach, to po przeczytaniu tego tekstu zechcecie mieć taki pojazd u siebie w garażu.

Moja pasja do amerykańskiej motoryzacji zrodziła się ponad 8 lat temu, kiedy dość przypadkowo stałem się posiadaczem Forda F-150 z 1985 roku. Auto zauroczyło mnie przede wszystkim swoimi gabarytami, których wrażenie potęgowało podniesione zawieszenie i wielkie koła. Sporym mankamentem Forda była jego jednostka napędowa – wolnoobrotowa rzędowa „szóstka” połączona z manualną skrzynią biegów. Dynamika wozu pozostawiała wiele do życzenia, ale najbardziej brakowało mi dźwięku widlastego miocylindrowca.

Cieszyłem się jednak z każdej przejażdżki pickupem, użytkując go na co dzień. Pewnie pozostałby w moich rękach do dzisiaj, gdyby nie anons na znanym portalu ogłoszeniowym. Piękny czarny Chevrolet Camaro z ’79 roku stał się dla mnie obiektem westchnień i wielkim marzeniem. Minęło kilka miesięcy, Chevy nadal oferowany był na sprzedaż, więc zdecydowałem się pożegnać z Fordem. Była to trudna decyzja, ale z perspektywy czasu – właściwa. Doskonale pamiętam chwilę, gdy po raz pierwszy ujrzałem Camaro przed domem sprzedającego. Wiedziałem, że wóz musi być mój, mimo że jego stan był daleki od obecnego.

Pełna nazwa samochodu to Chevrolet Camaro Berlinetta. Rok produkcji 1979. Fabrycznie wyposażony w silnik o pojemności 5,7 litra oraz w automatyczną skrzynię biegów TH-350. Z dodatkowego wyposażenia warto wymienić elektrycznie sterowane szyby, klimatyzację, a także winylowe wykończenie dachu nadwozia. Auto opuściło fabrykę w kolorze „light blue”.

W podobnym odcieniu jest również wnętrze, jak i barwione szyby. Camaro jest w moich rękach od ponad 6 lat. Jak już wspomniałem, w chwili zakupu stan wozu znacznie odbiegał od prezentowanego dzisiaj. Natychmiastowego remontu wymagała skrzynia biegów, most napędowy oraz układ ssący silnika. Po uporaniu się z tymi problemami korzystałem z każdej nadarzającej się okazji by wsiąść za kierownicę Chevy’ego i gnać, gdzie oczy poniosą.

Oczywiście w ciągu kilku lat użytkowania pojawiały się usterki, ale na tyle drobne, że nie warto o nich wspominać. Stan nadwozia przedstawia się zaskakująco dobrze, jak na 34-letnie auto. Po zakupie zdecydowałem się samodzielnie zdemontować wymagające ingerencji blacharza przednie błotniki. Drobnym zabiegom uległo również tylne podszybie oraz podłoga kabiny. Największym wyzwaniem (ale to już dla lakiernika) okazał się „dziób” Camaro – czyli przednia część nadwozia wykonana z tworzywa. Element był popękany a spod odchodzącego lakieru uwidaczniały się ślady wcześniejszych nieudolnych napraw. Z pomocą dwóch kolejnych fachowców udało się opanować problem, choć nie na miarę moich oczekiwań. W przyszłci mam zamiar zafundować Chevy’emu nową powłokę lakierniczą, oczywiście w jedynym słusznym kolorze – w głębokiej czerni.

Warto wspomnieć o modyfikacjach. Podwójny układ wydechowy rozpoczynają kolektory rurowe (tzw. headersy), przechodzące następnie w strumiennice firmy Cherry Bomb (tzw. glasspacki) a dalej w 2,5 calowe rury. Układ wieńczą końcówki ze stali nierdzewnej o śr. 3,5 cala. Trudno mi opisać słowami dźwięk, który wydaje z siebie V8-ka Camaro.

Układ hamulcowy jest również nieco zmodyfikowany. Na przedniej osi zamontowane są  nawiercane i nacinane tarcze oraz wysokiej jakości klocki hamulcowe. Tylna oś również wyposażona została w układ oparty na tarczach (zamiast oryginalnych bębnów). Zawieszenie jest jeszcze, niestety, seryjne – za wyjątkiem tylnych amortyzatorów o regulowanej twardości. Sporą inwestycją, ale i zdecydowanie najprzyjemniejszą, był zakup nowych kół. Zdecydowałem się na chromowane 17-calowe felgi o szerokości 8 cali z przodu oraz 9 cali z tyłu, opony o szerokości odpowiednio 235 i 275 mm. Emocji związanych z kupnem w Stanach całego zestawu (felgi, opony oraz nakrętki mocujące) i transportem drogą morską do Polski było co niemiara. Ponad dwumiesięczne nerwowe oczekiwanie na wymarzone koła zakończyły okrzyki zachwytu. Efekt wizualny przekroczył moje najśmielsze wyobrażenia.

Planowane modyfikacje? Lista jest długa i nie sądzę, abym kiedykolwiek wyczerpał swoje pomysły.
Kilka słów o użytkowaniu auta. Z nadejściem pierwszych przymrozków Camaro zapada w sen zimowy w swoim suchym garażu do czasu, aż wiosenne deszcze zmyją zalegającą na drogach sól. W sezonie staram się wyjeżdżać zawsze, kiedy pozwala na to pogoda. Unikam deszczowych dni. Chevrolet brał udział w wielu zlotach samochodów amerykańskich, w kraju i zagranicą. Najmilej wspominam wypad do węgierskiego miasta Komarom, na cykliczne spotkanie miłników amerykanów. Unikalne miejsce, ponad 800 niepowtarzalnych aut, wspaniali ludzie i niezapomniana podróż – 1500 km za kierownicą ukochanego wozu. Dla takich chwil warto żyć.

Muszę w tym miejscu nadmienić, że mój Kompan (Camaro w języku francuskim, to właśnie „kompan”) nie zawiódł mnie nigdy. Nawet wtedy, gdy przytrafiały się jakieś drobne awarie, zawsze wracał o własnych siłach do swojego garażu. Jest to dla mnie niezaprzeczalny dowód, że auto ma duszę.

Co mogę powiedzieć ludziom, którzy chcieliby zostać właścicielami Camaro z lat 1978-81? Na pewno warto poszukać egzemplarza wyposażonego w silnik o pojemności 5,7 litra. Seryjne 170 KM (przy 3800 obr/min) oraz 370 Nm (przy 2400 obr/min) zapewniają stosunkowo dobre osiągi. W przypadku jednostek 5-litrowych spadek dynamiki jest już znaczny, nie wspominając o rzadko spotykanych sześciocylindrowych. Pozycja za kierownicą jest wygodna. Siedzi się nisko, przestrzeń nie ogranicza ruchów a widoczność jest bardzo dobra. Zastrzeżenia można mieć do zbyt mocnego wspomagania kierownicy oraz miękkiego zawieszenia. Sporym minusem jest mała wydajność układu hamulcowego –
wymaga przyzwyczajenia.

Spalanie, czyli temat rzeka i obiekt nieustannych pytań ze strony spotkanych na stacji paliw (i nie tylko) ludzi. W trasie, przy spokojnej jeździe i prędkości nie przekraczającej 120 km/h udawało mi się osiągać wyniki na poziomie 11-12 litrów/100km. Natomiast w ruchu miejskim spalanie gwałtownie wzrasta, wahając się w granicach 20-25 litrów na 100 km. Z dostępnością części zamiennych zarówno eksploatacyjnych, jak i blacharskich nie ma najmniejszego problemu. Na rynku amerykańskim w przyzwoitych cenach  znaleźć można dosłownie każdą poszukiwaną część. Niestety, różnie bywa z jakością i trwałcią elementów produkowanych często w Chinach i Meksyku.

Dla tych, którzy nie mają możliwości lub też obawiają się zakupów za Oceanem, pozostaje coraz bogatsza oferta polskich sklepów internetowych.

Chevrolet Camaro drugiej generacji to doskonały wybór dla ludzi, którzy  chcieliby rozpocząć swoją przygodę z amerykańską motoryzacją, choć coraz trudniej znaleźć zadbany egzemplarz w przystępnej cenie. Odradzam zakup auta wymagającego remontu blacharskiego. Przy znacznie mniejszych nakładach funduszy i czasu uporamy się z mankamentami mechaniki. Prosta konstrukcja auta oraz doskonały dostęp do poszczególnych podzespołów, zachęcają do samodzielnego stawienia czoła trapiącym auto usterkom.

Sylwetka auta jest kwintesencją sportowego coupe w amerykańskim stylu lat 70. Dźwięku, jaki wydaje z siebie widlasty, miocylindrowy silnik zasilany wielkim czterogardzielowym gaźnikiem nie da się porównać do generowanych przez produkowane obecnie, najpotężniejsze nawet jednostki napędowe. Klasyczna amerykańska motoryzacja uzależnia.