Buicka kupiłem w Ohio w 2014 roku, a dokładnie 17 września, więc można powiedzieć, że zrobiłem sobie prezent na 30 urodziny :-) Samochód stał w trawie, przy ogrodzeniu, zaraz przy autostradzie. Mój przyjaciel Jason przez jakiś czas widział go codziennie jadąc do pracy. Wiedział, że od lat szukam „skrzydlaka”. Nie spodziewałem się jednak, że tak wiekowe auto, stojące w trawie w Ohio będzie się jeszcze do czegoś nadawać. A tu niespodzianka. Pierwsze co mnie zaskoczyło podczas oględzin, to fakt, że był to najwyższy z dostępnych modeli Buicka na ’60 rok z bardzo dobrym wyposażeniem i w jednym z moich ulubionych kolorów, czyli „Midnight Blue”.

Szybko wymacałem, czy są jeszcze progi, okazało się, że to auto jest w świetnym, oryginalnym stanie z oryginalnym przebiegiem na poziomie 64 tys mil! Czym prędzej zadzwoniłem na numer telefonu, który widniał na szybie i za 3 godziny auto było już moje. Ponieważ Buicka kupiłem raptem na parę dni przed powrotem do Polski, a miałem już kupione inne auta (1969 Chrysler New Yorker i 1972 Oldsmobile 98 LS) to Buick musiał zostać u mojej koleżanki Ali w garażu, gdzie przezimował i sprowadziłem go do Krakowa dopiero w czerwcu 2015 roku.

Przez te 4 lata zrobiłem przy aucie naprawdę sporo, jednak większości nie widać na pierwszy rzut oka. Samochód ogólnie jest w stanie oryginalnym i takim jak go zastałem stojącego na trawie. Został oczywiście gruntownie oczyszczony. Po sprowadzeniu do Polski w pierwszej kolejności wymieniłem pompę wody oraz rozebrałem całe wnętrze. Ku mojemu zaskoczeniu podłogi pod dywanem okazały się być w perfekcyjnym stanie, nawet bez żadnego rudego nalotu. Ściągnąłem boczki drzwi, naprawiłem mechanizmy szyb (to auto ma 6 elektrycznych szyb, te dodatkowe dwie to obracane lufciki w przednich drzwiach), przeczyściłem zamki, założyłem nową folie pod boczki. Następnie zabrałem się za naprawę nagrzewnicy i jeszcze paru innych drobiazgów, które wymagały naprawy. W zeszłym roku ściągnąłem cały przód, tzn. błotniki, wewnętrzne nadkola, przedni pas, grill, maskę, po to, żeby odświeżyć całą komorę silnika, zgodnie z tym jak to było zrobione oryginalnie. Zawiasy maski dałem do cynkowania, a sprężyny zostały polakierowane na zielono, zgodnie z oryginałem, na taki sam kolor w jakim powinien być cały silnik.

W następnej kolejności było tylne zawieszenie i hamulce, nowe szczęki, cylinderki, sprężynki, regulatory, tuleje drążki Panharda, kula łącząca obudowę wału ze skrzynią. Buicki z tych lat mają bardzo ciekawie rozwiązane tylne zawieszenie, gdyż znajdują się tam tylko dwie gumowe tuleje, na drążku Panharda. Nie ma za to wahaczy wleczonych. Elementem, który trzyma most w kierunku przód-tył jest obudowa wału, tzw „Torque Tube”, która jest spięta ze skrzynią biegów połączeniem kulistym.

W zeszłym roku kupiłem cały kompletny podwójny układ wydechowy, taki jak w oryginale, z jednym poprzecznie zamontowanym tłumikiem. Chwile to trwało zanim go sprowadziłem do Polski i założyłem na auto, ale warto było czekać. Oryginalny wydech był już na skraju żywota i przy demontażu się rozpadł, a nowy gra pięknie! Wymaga jednak jeszcze pewnych poprawek gdyż rury biegnące nad mostem nie są powyginane w sposób idealny i trochę „dzwonią” w kontakcie z ramą. dwa miesiące temu przyszła kolej na przednie zawieszenie.

Miałem wyznaczony deadline na 20 lipca, gdyż 21 lipca mój serdeczny przyjaciel Daniel brał ślub pod Warszawą i obiecałem, że go zawiozę, więc przed tą wyprawą chciałem, żeby było wszystko sprawne. Wszystko w zawieszeniu było oryginalne, więc po tylu latach nadawało się już tylko do wymiany. Nowe tuleje górnych i dolnych wahaczy (to auto ma jeszcze tuleje gwintowane, a nie gumowe), gumy i końcówki stabilizatora, amortyzatory, końcówki układu kierowniczego oraz wspornik. Wszystkich tych części szukałem przez 2 lata, ale tylko dlatego, że nie chciałem kupować współcześnie produkowanych zamienników (z jakością bywa różnie), a oryginały lub zamienniki z epoki. W efekcie całe przednie zawieszenie jest wyremontowane na częściach GM-Buick, Moog, TRW, tylko amortyzatory są produkcji współczesnej.

Całe wnętrze auta jest oryginalne, siedzenia, boczki, deska, podsufitka, wszystko jest zachowane w pięknym stanie. No może poza dywanem, nosiłem się z zamiarem jego wymiany jednak póki co nie znalazłem dywanu w odpowiednim kolorze. Kilka firm przysłało mi próbki, ale materiał albo jest za ciemny albo za jasny, tak więc póki co zostaje ten co jest. Szukam też oryginalnych, przednich, gumowych dywaników (tylne mam), ale ich znalezienie graniczy z cudem. Jestem członkiem forum na facebooku 1960 Buick Universe i jest tam chyba tylko jedna osoba, która póki co przyznała się do posiadania takich dywaników. Ale szukać będę nadal :-)

Co do samych kosztów eksploatacji to nie są one zbyt wielkie. Electra jest zarejestrowana jako pojazd zabytkowy, więc ma bezterminowy przegląd i OC na poziomie 300 zł na rok. Najbardziej kosztowne jest oczywiście spalanie, ale to nie jest auto do jazdy na co dzień, żal by mi było. Staram się wyjeżdżać tylko w ładną pogodą, na zloty, imprezy, albo żeby się przejechać wieczorem po mieście. Na trasie Kraków-Warszawa-Kraków spaliłem ok 13,5-14 l/100km, więc zgodnie z przewidywaniami. W mieście nigdy nie mierzyłem i nie zamierzam. W Krakowie nie ma to absolutnie żadnego sensu, 20 litrów w górę.

Pozdrawiam serdecznie Czytelników KlassikAuto.pl z Ohio!
Mateusz Karklissiyski

Buick Electra 225 z 1960 roku.
typ nadwozia: 6 window hardtop (4829 Riviera)
silnik: 401ci V8 6.6l „Wildcat” (potocznie ta seria silników Buicka jest nazywana Nailhead)
moc: 325KM
moment obrotowy: 603NM
skrzynia biegów: Twin Turbine (znany wcześniej jako Dynaflow), dwubiegowa skrzynia automatyczna, która nie zmianie biegów! (dokładnie tak, nie zmienia biegów, żeby normalnie poruszać się autem, należy przełączyć dźwignię do pozycji D czyli Drive i to jest już drugi bieg, pozycja L to pierwszy bieg, który przydaje się przy dynamicznych startach lub przy długich zjazdach, ale skrzynia sama nie zmieni biegu z 1 na 2, ani odwrotnie, cała magia tej skrzyni polega na tym, że poza tymi dwoma biegami mechanicznymi jest konwerter z dwoma turbinami o zmiennych kątach łopat, co dają nam skrzynie bezstopniową, tak więc Drive i do przodu, żadnych szarpnięć, żadnych zmian, wszystko odbywa się bardzo płynnie).