Przygoda z Trabantem zaczęła się w kwietniu 2012 r. Właśnie wtedy po raz pierwszy przyjechałem w rodzinne strony mojej przyszłej żony. Podczas wypakowywania walizek z samochodu zauważyłem stojącego w malinach żółtego Trabiego, który od razu przyciągnął mój wzrok jak magnez. Podczas wieczornej biesiady z teściem ustaliłem, że jest to jeden z trzech Trabantów, które posiadał. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zakupił on Seata Ibizę, a co za tym idzie Trabi poszedł w odstawkę. Samochód stał na podwórku przestawiany z kąta w kąt, aż w końcu trafił w maliny i stał do momentu, aż się tam pojawiłem. Na drugi dzień, z samego rana, dokładnie przyglądnąłem się Trabiemu. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na samochód, który stoi dobrych kilka lat w trawie i czeka na swoją ostatnią podróż, czyt. na pobliski skup złomu. Podniecony nie mogłem doczekać się wieczora… Właśnie wtedy rozpoczęła się licytacja.

Teść z chęcią opowiadał o swoich Trabantach a ja z jeszcze większą przyjemnością o nich słuchałem. Tak nam się dobrze rozmawiało, że nie wiadomo, kiedy wybiła północ i skończyła się herbata… Trabi został sprzedany za przysłowiową „flaszkę” a ja z ogromną radością udałem się spać. Kolejny dzień to wielka wycinka krzaków wokół samochodu, postawiliśmy go z teściem na drewnianych klockach i przykryliśmy workiem. Trabi tak stał jeszcze kilka tygodni.

Wyjeżdżając już kombinowałem, kiedy i jak przyciągnę do domu swój nowy nabytek. Odległość 320 km nie była większym problemem, w końcu od czego ma się szwagra :) Po kilku tygodniach Trabi wyruszył w podróż po swoje drugie życie… Szwagier, Paweł „Hus” przygnał swego paska wraz z lawetą, na którą Trabi został wepchnięty, nie podejmowaliśmy nawet próby jego odpalenia. Z zeznań teścia wynika, że był on ostatnio odpalany około sześciu lat temu…

Podróż przebiegła idealnie, humory dopisywały a Trabi dzielnie trzymał się lawety i nawet nic nie odpadło! Gdy dotarliśmy w nowe miejsce zakwaterowania Trabiego od razu rozpocząłem z bratem Filipem prace rozbiórkowe. Na początek poszedł środek, następnie demontowaliśmy wszystko co znajdowało się pod maską. Oprócz zardzewiałych śrub, sparciałych gum i popękanych plastyków znaleźliśmy pod maską około pół kilograma orzechów zniesionych najprawdopodobniej przez jakieś gryzonie. Po zdjęciu zbiornika paliwa pojawiło się nawet jakieś małe gniazdko i skorupki z jajek. Jednym słowem było wtedy widać, że samochód nie był użytkowany bardzo długi czas przez człowieka. Wszystkie śruby i uchwyty, które nadawały się do ponownego montażu były opisywane i odkładane w pojemniki. Prace nabrały ogromnego tempa. Pomimo całych dni i nocy spędzonych w garażu nie czuło się zmęczenia. Pomimo pozdzieranych rąk i dużej „złci” podczas walki z zastałymi, zardzewiałymi i zapieczonymi śrubami nie miałem dość. W wolnej chwili śledziłem strony internetowe i fora poświęcone Trabantowi i tym właśnie sposobem znalazłem w swoim rodzinnym Nowym Sączu „trabanciarza”, z którym szybko nawiązałem kontakt. Kolega Przemek „Rybka” okazał się bardzo chętny do pomocy przy dalszych pracach rozbiórkowo-remontowych i posiadał sporą wiedzę dotyczącą budowy Trabanta. Sam użytkował Trabiego, którego dostał od swojego dziadka i to na pewno było lepsze niż Werthers Orginal :)

Każda zdemontowana część odsłaniała coraz to nowe niespodzianki… pojawiało się coraz więcej rdzy i mały remont jaki zamierzałem zrobić na początku stawał się coraz bardziej bezsensu. Oczywiście można było zrobić wszystko byle jak i „połatać” Trabiego, wypolerować z zewnątrz i jeździłby przez jakiś czas… ale to nie dla mnie! Takich rzeczy się nie robi. Samochód został kompletnie rozłożony, do ostatniej śrubki. Wszystkie nadające się do ponownego użytku rzeczy zostały dokładnie oczyszczone i trafiły do ocynkowni lub zostały wypiaskowane i pomalowane proszkowo, tak jak w przypadku całego zawieszenia.

W przeciągu kilkunastu godzin rozłożyliśmy Trabiego na czynniki pierwsze. Wtedy w ruch poszły szlifierki, wiertarki i inne narzędzia. Robota dosłownie paliła się w rękach. Po całkowitym oczyszczeniu podwozia zapadła decyzja o wypiaskowaniu całego nadwozia. Koledzy Grzesiek i Maks pomogli załatwić profesjonalną usługę piaskowania w dobrej cenie więc nie było się nad czym zastanawiać. Karoseria wyjechała a ja miałem czas by ogarnąć garaż i posegregować graty.

W między czasie zająłem się regeneracją zawieszenia.. zwrotnice, wahacze, resory i sanki zostały wypiaskowane i pomalowane proszkowo. Wkrótce kurier dostarczył pas przedni oraz reperaturki nadkoli, i wtedy Trabi powędrował do kuzyna Michała, który dokładnie pospawał samochód i połatał dziury, których nawet po piaskowaniu nie było wcale dużo.

Po dokładnym oczyszczeniu nadwozia całość została pokryta podkładem epoksydowym. Następnym krokiem było położenie grubej warstwy konserwacji. I w tym stanie Trabi oczekiwał na położenie lakieru. Wybór koloru nie był łatwy. Był dylemat czy robić w jednym kolorze czy oddzielać dach od reszty nadwozia tak jak to było stosowane w wersjach deluxe. Zdecydowałem się jednak na jeden kolor. Z oferty Standoxa wybrałem jeden z odcieni białego. Lakiernik się dogrywał a ja szukałem mechanika, który zdoła przywrócić do życia silnik nie odpalany przez bardzo długi czas. Tak się złożyło, że zupełnie przez przypadek poznałem doświadczonego, emerytowanego inżyniera mechanika samochodowego a zarazem pasjonata motoryzacji, który na swoim koncie miał kilka kompleksowych renowacji samochodów. Pan Wojciech, który jak się później okazało jest mężem mojej koleżanki z pracy podjął się regeneracji silnika :) Jednak po jego rozłożeniu nie wyglądało to dobrze. Po kilku dniach dostałem telefon od Pana Wojtka… jest do sprzedania wał po regeneracji oraz cały osprzęt silnika… nowe cylindry, nominalne tłoki komplet uszczelniaczy itd. Pan Wojciech podpowiedział by wziąć… więc telefon do sprzedającego i długa rozmowa. Silnik kupiony! Kilka dni później pojechałem wraz z Panem Wojciechem po odbiór silnika :) Po dotarciu na miejsce wydawało się, że trafiliśmy na jakiś magazyn części do Trabanta…. Sprzedawca miał dosłownie wszystko. W 90% były to rzeczy oryginalnie, nowe! Bardzo mnie to ucieszyło. Szybko dogadaliśmy się z Arturem, który również kończył odbudowę swojego Trabancika. Od słowa do słowa i złożyłem już zamówienie na kolejne części…

Jest już połowa sierpnia 2013 r. Trabi jedzie do lakiernika, zawieszenie kompletne, silnik gotowy, jednak brakuje jeszcze kilku drobiazgów. Zapał do pracy nie opadł. Jednak brak gotówki oraz inne okoliczności nie pozwalały na utrzymanie tak szybkiego tempa pracy narzuconego na początku. Z jednej strony chciałoby się jak najszybciej skończyć i wyjechać odnowionym autkiem a z drugiej strony tak naprawdę na wiele rzeczy nie mamy wpływu i dodatkowo jakiekolwiek ciśnienie i pośpiech nie są wskazane. Koniec wakacji. Dzieciaki idą do szkoły a my zaś do garażu…

Nadchodzi jesień, prace delikatnie spowalniają… wiszące od kilku miesięcy widmo zmiany miejsca pracy a co za tym idzie miejsca zamieszkania staje się faktem. Zapada decyzja o przeprowadzce na wschód kraju tj. w rodzinne strony żony. Tak… w to samo miejsce, z którego zabraliśmy Trabanta. Jest koniec roku 2013. My już z żoną i dzieckiem spakowani a Trabi ma już zawieszenie oraz silnik…

Mija pół roku od przeprowadzki. My w okolicy Krasnegostawu nadal się urządzamy a Trabi stoi w Nowym Sączu u szwagra w garażu i nic się nie dzieje…

Jednak wraz z nadejściem wiosny plany zwiezienia Trabiego są coraz bardziej realne. Kolega Marcin i jego dostawczak spisali się na medal. Trabi jest już na miejscu, można działać dalej:)

Przychodzi czas na montaż instalacji elektrycznej… udało się kupić używane, oryginalne wiązki w bardzo dobrym stanie. Tym razem to Pan Tadzio walczył z kabelkami :) Kiedy instalacja była już na miejscu, przyszedł czas na szyby i duroplasty. Niestety czas leci szybciej niż prace przy samochodzie. Nowe miejsce oraz system pracy, szkolenia itd. itd. całkowicie wypełniają czas. Leci dzień za dniem… nawet nie wiadomo kiedy nadchodzi zima.

Jednak jest to idealny czas na dokładne przygotowanie i dopieszczenie wszystkich drobiazgów. 24 stycznia 2015 r. Trabi znowu ożył… po kilku dobrych latach przerwy jego nowe serce znowu zabiło. Uczucie jakie towarzyszyło pierwszemu odpaleniu jest nie do opisania! Ciarki przeszywają od dołu do góry a w oku kręci się łza…

Zima okazała się łagodna i w końcu nadeszła wiosna, a wraz z nią ruszyły długo oczekiwane prace wykończeniowe. Wszystkie części były już przygotowane. Siedzenia i wykładziny wróciły od tapicera, który idealnie wykonał swoją pracę. Stare materiały nie nadawały się już nawet na szmaty. Kilka dobrych miesięcy próbowałem dostać oryginalny wzór materiału na siedzenia, ale nie udało się. Padło na taki kolor i wzór materiału ale wydaje mi się, że wybrałem dobrze. Oczywiście musiałem dodać coś od siebie :) w każde z siedzeń wszyta została metka zrobiona na specjalne zamówienie. Dużo więcej czasu niż planowałem zajęło mi zamontowanie podsufitki, która została uszyta na nowo, oczywiście na wzór oryginalnej z wersji deluxe. Z każdym dniem pracy ubywało a Trabi zaczął przypominać Trabiego. Na początku wakacji 2015 r. samochód był już złożony. W pierwszym myciu dzielnie uczestniczyła cała rodzina :)

Na koniec małe podsumowanie. Remont Trabanta trwał ponad dwa lata. Wszystkie części, które zostały wymienione są oryginalne, oprócz tapicerki. Dzięki temu, że remont był całkowity i każda wymieniona część nowa lub po regeneracji mam pewność co do sprawności pojazdu. Od samego początku wiedziałem, że Trabi nigdy nie będzie sprzedany i robię go dla siebie więc nie ma mowy o jakichkolwiek uchybieniach. Po cichu powiem, że szykuję się na kolejny projekt… również Trabant ale tym razem w wersji combi…. Mam już jednego na oku, pozostaje tylko porozmawiać z właścicielem i powinno być ok :) W przyszłci chciałbym podarować swoim synom po samochodzie dlatego jeszcze jeden na pewno będzie.

Na koniec chciałbym bardzo podziękować rodzinie za cierpliwość, koleżankom i kolegom za pomoc przy odbudowie jak i również pomoc przy załatwianiu rzeczy niezbędnych przy remoncie. Dzięki pomocy i wsparciu rodziny i kolegów na pewno nie poszło by tak „lekko” za co chciałbym im wszystkim jeszcze raz serdecznie podziękować!
Do chwili obecnej zrobiliśmy Trabim ponad 200 km, ze względu na docieranie się całego auta wycieczki nie są dalekie ale plany na przyszły sezon są ambitne :) Dalekie kilkudniowe wycieczki i oczywiście zloty będą na pewno!

I kilka podstawowych informacji na koniec. Trabant 601 jest z 1972 roku.
Silnik dwusuwowy o poj. 595 cm³, mocy 23 KM zasilany mieszanką.
Skrzynia 4 biegowa

Więcej zdjęć i informacji na:
https://www.facebook.com/profile.php?id=100005259469066
http://joemonster.org/art/32888

Film z pierwszego odpalenia silnika :)

oraz z pierwszej przejażdżki żony

https://www.youtube.com/watch?v=Ny1UCtGf2T4

pozDDRawiamy społeczność KlassikAuto.pl
Radek i Karolina

Dodatkowe fotki: