Poruszając temat małych samochodów sprzed lat, przed naszymi oczami rysują się obrazy dziesiątek samochodów. Mniej jak i zarówno te bardziej udane konstrukcje doczekały się dzisiaj spokojnej „emerytury” w muzeach motoryzacji, wzbudzając uczucie nostalgii u każdego odwiedzającego te magiczne miejsca, w których czas zatrzymał się na dobre. Jednym z takich wozów jest uwielbiane (szczególnie w Niemczech i Stanach Zjednoczonych) – BMW Isetta.


Gdy pojawiła się na drogach w 1955 roku, wywołała istne szaleństwo w szerokim gronie kierowców, którzy za prawdziwe „maleństwa” uważali dotychczas licznie występujące na drogach zachodniej Europy samochody marki Lloyd, angielskie Mini Morrisy czy sympatyczne Garbusy. Maleństwo, do którego środka prowadziły otwierane podobnie jak w lodówce drzwi, napędzane było jednocylindrowym, czterosuwowym silnikiem o pojemności 297 cm3 i mocy dziarsko pracujących 13 koni mechanicznych!


Początkowe losy tego maleństwa są równie ciekawe. Isetta narodziła się we Włoszech, gdzie pod rządami znanego Renzo Rivolty prosperowała marka Iso. W czasach kryzysu, który obejmował także ramy czasowe początku lat 50-tych, ludzie potrzebowali taniego sposobu na przemieszczanie się. Nie miała być to jednak nowa odsłona tak popularnych w dużych miastach motorowerów czy ślicznie wyglądającego skutera. Produkcja średniej wielkości samochodu również nie wchodziła w grę. To właśnie wtedy w głowach inżynierów Pierluigi Raggi oraz Ermenegildo Preti narodził się pomysł na drobnych rozmiarów „metalową bańkę”, która bez trudu pomieściłaby dwie osoby, a do zajęcia miejsca w środku nie trzeba było uprawiać wybitnych gimnastyk. Technologie zastosowane w takim mikrosamochodzie miały być proste w montażu, jak i w naprawie. Istotną sprawą były też wymiary auta, które można było parkować w sposób, który na przełomie wieków był dedykowany również dla popularnego Smarta. Małe Isetty mogły spokojnie stać koło siebie, przodem do chodnika. Jajowate kształty karoserii Isetty mogły przypominać nieco statek obcych, gdyż swoje korzenie miały one w przemyśle lotniczym! Iso Isetta miała być środkiem transportu dla każdego – począwszy od pilnego studenta mediolańskiego uniwersytetu, a skończywszy na przedstawicielu tętniącej życiem firmy.

Prowadzenie małej Isetty wymaga nawet dzisiaj dużego skupienia na drodze, a bębnowe hamulce zastosowane w niewielkich kołach nie są jedyną przeszkodą. Kierowca nie posiada przed sobą praktycznie niczego prócz kolumny kierowniczej i zaokrąglonych drzwi, które kształtem przypominały te montowane w ówczesnych lodówkach (jest w tym trochę prawdy, ponieważ marka Iso produkowała także sprzęty gospodarstwa domowego). W razie miejskiej stłuczki, osoby znajdujące się w pojeździe mogły wydostać się z niego przez wykonany z materiału faltdach. Najwcześniejsze egzemplarze posiadały trzy koła, co w późniejszym czasie zostało zmodernizowane, bowiem „stojące” na czterech kołach Isetty były mniej skłonne do wywracania się podczas pokonywania ostrzejszego zakrętu. Dzisiaj może zabrzmieć to zabawnie, ale jeszcze 60 lat temu Isettami podróżowało się także poza zatłoczonymi centrami miast, czego dowodem mogą być włoskie reklamy przedstawiające pnący się po górskich zboczach samochodzik. Jednak jedna rzecz jest w tym mikrosamochodzie ujmująca, a mianowicie bardzo dobra widoczność we wszystkie strony.


Mimo bardzo sprawnej strony marketingowej, a nawet odważnego startu Iso Isetty w słynnym rajdzie Mille Miglia, kariera tegoż filigranowego wozu stanęła na włosku. Z nadejściem roku 1957, świat zaczął podbijać Fiat ze swoim kultowym modelem 500. Wygrywał on nieco większą w porównaniu do Isetty przestrzenią we wnętrzu. Plusami były także „jako taka” przestrzeń bagażowa ukryta pod przednią klapą oraz równie atrakcyjna cena.


Gdy włoska produkcja jedynych w swoim rodzaju mikrosamochodów chyliła się ku upadkowi, nadeszła propozycja od marki BMW, która była zainteresowana przejęciem produkcji pod własne skrzydła. Układ ten miał na celu podniesienie utraconego po II wojnie światowej statusu bawarskiej marki, która udoskonaliła nieco pod względem technicznym Isettę. Z liczby niespełna tysiąca wyprodukowanych w Italii najmniejszych samochodów Iso, ilość wyprodukowanych wozów, które posiadały bawarskie logo, wzrosła do zawrotnych ponad 160 000 sztuk! Warto pamiętać także o fabrykach w różnych częściach świata, które również na licencji podpisanej z Panem Rivoltą, produkowały swoje małe samochody. Jednak spośród nich to BMW grało pierwsze skrzypce.


BMW Isetta mogła poszczycić się także niezwykle niskim poziomem spalania, bowiem zapotrzebowanie benzyny dla tak małego silnika określano jako 3l/100 km. W rzeczywistości, przy komplecie pasażerów spalanie oscylowało w granicach 5,5-6 litrów, co też nie było złym wynikiem. Do prowadzenia tak małego samochodu wystarczało tylko posiadanie prawa jazdy, które upoważniało do prowadzenia motocykla.


Na przestrzeni lat produkcji Isetty dominowały głównie dwie odmiany – 250 cm³ oraz nieco mocniejsza wersja 300 cm³. Prócz niewielkich zmian w wyglądzie zewnętrznym, sporym udogodnieniem dla podróżujących było wprowadzenie uchylnych szyb, które dobrze wentylowały niewielką przestrzeń pojazdu. Jednym z mocniejszych przeciwników BMW Isetty był niezwykle podobny do niej Henkel Trojan, który posiadał bardzo pomocne udogodnienie, którym był bieg wsteczny.

Prócz popularnej Isetty, koncern BMW postanowił stworzyć także jej nieco większą odmianę, o trochę innym kształcie – model 600. Mocniejszy, także zapożyczony z motocykla silnik o pojemności 582 cm³, pozwalał rozpędzić się czteroosobowej maszynie do ponad 100 km/h! Prócz stylistycznych zmian, samochód ten wyróżniał inny rozstaw kół oraz dodatkowe drzwi zlokalizowane po bokach obłej karoserii.

Aktualnie, samochody z dopiskiem Isetta są niezwykle poszukiwanymi zabytkami techniki, których wartość okazuje się być doskonałą lokatą kapitału. Prócz wiodących prym egzemplarzy małego BMW z przełomu lat 50-tych i 60-tych, każdy fan tych przyjacielsko wyglądających „bubble-car’ów” sekretnie marzy właśnie o zaparkowaniu w swoim garażu ikonicznej Iso Isetty lub niezwykle rzadko spotykanej 600-tki. Nikogo więc nie powinny dziwić ceny tych „maleńkich skarbonek”, które potrafią oscylować nawet pomiędzy 30 a 50 tysiącami dolarów za perfekcyjnie odrestaurowany egzemplarz. Warto więc zastanowić się nad zakupem chociażby samej karoserii czy zespołu napędowego od takiego wozu, gdyż okazują się być one nie lada rarytasem!

Autorzy zdjęć: Car brochures&adverts