W 1961 roku zaczął go zastępować model TR4, ale to jest temat na osobną bajkę. Wracając do TR3 to w kokpicie są dwa osobne fotele oddzielone potężnym tunelem kryjącym wał napędowy. Na desce przed kierowcą są dwa duże zegary: szybkościomierz i obrotomierz.


Reszta wskaźników i przełączników jest umieszczona na środkowym polu. Pasażer ma przed sobą schowek. Takie rozwiązanie znakomicie ułatwia zamianę miejsca kierownicy. Komu nie chciało się rozkładać dachu mógł sobie kupić hardtop z laminatu szklanego, bo był też w ofercie.

O komfort jazdy dbały z przodu podwójne wahacze ze sprężyną śrubową i z amortyzatorami teleskopowymi. Tylny sztywny most był zawieszony na resorach piórowych. Jego drgania wytłumiały amortyzatory ramieniowe. Koła były szprychowe i miały średnicę 15” oraz wymagały ogumienia o szerokości 4,5”. Problemem była ślimakowa przekładnia kierownicza, która sama w sobie nie daje precyzji, a do tego szybko się zużywała, dając duże luzy na kierownicy.

Auto nie prowadziło się zbyt dobrze i wymagało dużego doświadczenia kierowcy i refleksu, bo potrafiło podnieść w zakręcie któreś z wewnętrznych kół zmieniając skokowo swoją charakterystykę. Nagrzewnica była dostępna za dodatkową opłatą, do tego była mało wydajna a jej zawór sterujący był pod maską silnika. Ergonomia wtedy dopiero raczkowała.

Z ponad 13 tysięcy egzemplarzy, które opuściły bramy fabryki w Coventry do naszych czasów dotrwało niewiele i to pomimo tego, że głównie jeździły po słonecznych drogach Kalifornii. Za egzemplarz do remontu trzeba zapłacić około 5000 $. Egzemplarz gotowy do jazdy w dzień, czyli taki którego nie trzeba się wstydzić, wymaga wysupłania prawie 40 tysięcy baksów.

I pomyśleć, że kiedyś wystarczyło mieć 950 funtów brytyjskich by cieszyć się tym pojazdem.

Pozostałe parametry tego retro auta można znaleźć tutaj: https://klassikauto.pl/producenci/triumph/modele/triumph-tr3-1955-62r/