Najbardziej kultowy samochód PRL-u?
Wydawnictwo De Agostini we współpracy z blogami Krakowskie Klasyki, Klasyczny.com oraz KlassikAuto.pl zorganizowało plebiscyt, w którym Internauci głosowali (od red. głosowanie jeszcze u nas trwa) na najbardziej kultowy samochód Polski Ludowej. Uczestnicy zabawy wybierali spośród takich klasyków, jak Warszawa, Polonez, Syrena czy Wartburg, czyli z modeli wydanych w specjalnej „Złotej Kolekcji Aut PRL-u”. Najwięcej głosów zebrał Fiat 126p, czyli popularny Maluch.
Kolejki po mięso, bony na wódkę i Fiat 126p – oto symbole tamtych czasów. Ten niewielki samochód był niemal w każdej rodzinie. Wbrew pozorom – bardzo pakowny i funkcjonalny. Bez żadnego problemu pomieścił czteroosobową rodzinę, psa i bagaż. Tak załadowany Maluszek ochoczo przemierzał polskie drogi i zawsze dojeżdżał do celu.
Mały, ale wariat
Mimo, że popularny „kaszlak” pochodzi ze słonecznej Italii, idealne pasuje do niego przydomek „polski”. To auto, które zna każdy Polak. Wóz, który miał za zadanie zmotoryzować kraj. W latach 80. marzenie każdej polskiej rodziny. Najdłużej produkowany samochód w Polsce. Wiele można o nim powiedzieć, a i tak będzie to za mało – pisze jeden z Internautów.
Nie ma chyba nikogo w Polsce, kto by nim przynajmniej raz nie jechał – czy to jako pasażer, czy też jako kierowca. Zdawało się kiedyś w nim egzamin na prawo jazdy. Przewoziło się nim wszelakie artykuły gospodarstwa domowego, wyjeżdżało na wczasy całą rodziną. Był łatwy w naprawie. Nie raz z pewnością mimo braku ABS, poduszek powietrznych itp., wychodziło się z nim cało z wypadków – naprawiało się co trzeba było i jechało dalej. To był i nadal jest (choć już jest rzadkością na naszych ulicach) taki Mały Wielki Fiat 126p! – dodaje kolejny Internauta biorący udział w plebiscycie.
Talon na Malucha
Dziś mocno wyeksploatowane fiaciki można kupić już za 300-500 zł, jednak w PRL-u Maluch kosztował krocie. Nowy można było nabyć za 69 tys. zł. To było bardzo dużo – średnia wypłata wynosiła bowiem ok. 3,5 tys. zł. Maluch kosztował więc mniej więcej tyle, co równowartość 20 średnich pensji.
Co ciekawe – na giełdzie ceny Malucha były kilkukrotnie większe niż w salonie. Wynikało to z tego, że na nowego Fiacika przydzielano specjalne talony, przydziały i książeczki. W niektórych okresach PRL-u po prostu nie dało rady kupić go tak po prostu, za gotówkę.
Wszyscy jesteśmy mechanikami
Przy awariach Malucha nie było żadnych problemów, zawsze każdy i wszędzie pomógł. Obojętnie czy mechanik czy domowa „złota rączka”. Nawet z domowych rzeczy można było przygotować niektóre elementy i zapobiec awarii – opowiada jeden z głosujących w rankingu.
To prawda. Prosta konstrukcja powodowała, że właściciel tego samochodu mający jako takie pojęcie o motoryzacji mógł zabrać się za jego naprawę. Z większością drobnych awarii radzono sobie bez warsztatu i mechanika.
Maluch to jedyne takie auto, które można było tuningować metodą chałupniczą, poprzez zamontowanie tzw. „turbiny kowalskiego „. Wtajemniczeni będą wiedzieli, o co chodzi. Każdy miał w swoim garażu mnóstwo części do Maluszka, bo nie wiadomo było kiedy i co się nam zepsuje.
Legenda wiecznie żywa
Dziś na polskich drogach wciąż jeszcze możemy spotkać sprawne, jeżdżące Maluchy. Pojawia się także sporo przeróbek naszych sympatycznych aut. Miłośnicy tych samochodów tworzą z nich np. jeepy, czołgi, wyścigówki i czasem trudno poznać, iż w takich sprzętach kryją się części z naszego poczciwego Malucha – opowiada z nostalgią jeden z uczestników rankingu.
Obecnie Małe Fiaty najczęściej można spotkać właśnie w garażach kolekcjonerów, czy też ludzi parających się… sportem samochodowym. Stuningowane Maluchy, dzięki małej, lekkiej budzie, stają się szybkie jak rakieta i zwinne jak wąż. Legendarne auto ma więc swoje drugie życie.
Tekst: Paweł Jaroszyński