Kto chce oglądać pojazdy z początków motoryzacji powinien jechać do Wałbrzycha. W tym roku był tam 3 Międzynarodowy Rajd Wałbrzyski zorganizowany przez Stowarzyszenie Moto-Weteran.

Z Gliwic to jest kawałek drogi, ale warto było pojechać. Wybraliśmy się w dwa auta, Fiat X1/9 z 1977 roku i MG TD z 1952 roku. Fiatem można śmiało śmigać po autostradzie, ale angielski roadster lubi podróżować ze znacznie mniejszymi prędkościami, dlatego w piątek 21. sierpnia ruszyliśmy w drogę przez Nysę i Paczków. Trochę dalej, ale za to jakie widoki, nie to co monotonia A4.

W Wałbrzychu w bazie imprezy, która była w rodku Aqua Zdrój byliśmy koło osiemnastej, akurat aby się zarejestrować, zakwaterować i rzucić okiem na parking gdzie już byli goście z Niemiec i Czech. To co tam zobaczyliśmy rzucało na kolana. Czesi przywieźli Forda T z 1911 roku. Widziałem go dwa lata temu i już wtedy wyglądał dostojnie. W tym roku mosiądze błyszczały jeszcze bardziej. Powoził go ten sam zestaw dziadka z wnuczkiem, tyle, że młody już przerósł starszego, a do tego nastąpiła zamiana miejsc. To wnuczek był za kierownicą, a dziadek czytał itinerer. Obaj byli ubrani w czarne smokingi z cylindrami na głowach. Czyli dla wnuka uszyto nowy strój.

Z Niemiec przyjechał Wanderer, tylko trzy lata młodszy. Ponieważ był to rok wybuchu wojny, którą wtedy jeszcze nie nazywali ani pierwszą ani światową, był pomalowany w szary, wojenny kolor, miał tabliczkę Etappeninspektion i karabin Mannlichera w specjalnym uchwycie. Karabin był rozbrojony białą różą zatkniętą w lufie. Załoga była niewiele młodsza od auta. Pozostałe auta z przedziału do 1945 roku to były Ople, Adlery, DeKaWki oraz Mercedesy i BMW. Tę monotonię niemieckiej motoryzacji łamał Buick na czeskich numerach i Ford A z legnicką rejestracją. Kierowca Buicka przebrany za Al Capone woził na tylnym siedzeniu Thompsona z bębenkowym magazynkiem, a Fordowi towarzyszył traktor. Nie byle jaki, bo systemu Porsche. Ale nie tylko samochody imponowały.

Były też motocykle z okresu kiedy każdy w miarę rozgarnięty kowal budował swój jednoślad. NSU z 1928 roku, dwa Nimbusy z rzędowym, czterocylindrowym silnikiem do tego ustawionym wzdłużnie, angielski Sunbim, Urania, Excelsior itd. To wszystko jeździło i to zupełnie żwawo. Te większe ryczały, te mniejsze pyrkotały. W powojennych jednośladach prym wiedli Czesi przywożąc głównie Jawy; solo, z wózkiem czy z tylną przyczepką. Powojenna motoryzacja wielośladowa też była niezwykle urozmaicona.

Przeróżne modele Mercedesów i to z okresu kiedy jeszcze się różniły kształtami, Taunusy, Porsche, ale tylko 911. Były dwa Garbusy i ze trzy Karmmany. Był Triumph Harald, aż trzy MG, no i Marcos, czyli plastikowy koszmarek na podwoziu Miniaka, który potrafi wprowadzić większość współczesnych aut w kompleksy pokazując im swoje tylne światła. Nawet było Volvo Świętego, tyle, że żółte i prowadziła go dziewczyna. Zresztą damskich kierowców było sporo i to nawet za kierownicami jednośladów. Fiatów było skromnie. Tylko 127, 124 Spider i nasz X.

W sobotę 22. sierpnia, po śniadaniu była odprawa, na której Komandor wyjaśnił, że jedziemy do wałbrzyskiej kopalni w grupach językowych, bo zamówieni są odpowiedni przewodnicy. Byłem w tej kopalni zaraz po jej zamknięciu, kiedy budynki były brudne, a wszędzie walało się zardzewiałe żelastwo. Teraz, dzięki unijnym pieniądzom budynki otynkowano i pomalowano. To samo zrobiono z metalowymi elementami. Wszędzie porządek i ład, tylko nie ma tej aury, która kiedyś była w tym miejscu. Niestety żadnych pociągów i skarbów nie znaleźliśmy. Z kopalni był start do jazdy z itinererem.

Trasa liczyła około 60 km i była przewidziana głównie dla najstarszych pojazdów. Ale nie można jej odmówić malowniczości. Zresztą Dolny Śląsk jest cały malowniczy. W Krzyżowej mieliśmy obiad, a po drodze jeszcze odwiedziliśmy Muzeum Militariów, gdzie zapaleniec z pomocą gminy zgromadził przeróżne pojazdy wojskowe i samoloty. Było tego naprawdę sporo. Szkoda, tylko że były tak stłoczone.

Rajd kończyła wystawa na Rynku w Wałbrzychu. Tutaj były remonty i też staliśmy stłoczeni. Do tego pogoda zaczęła bawić się z nami w kotka i myszkę pokazując co chwilę słońce i mocząc nas deszczem. Ale nie przepłoszyło to widzów, którzy licznie przybyli. Wieczorem był Bal Komandorski na którym wszystkim rozdano dyplomy, a wybrańcy dostali puchary. Ponieważ średnia wieku uczestników niewiele odbiegała od średniej wieku pojazdów, to i bal skończył się w miarę wcześnie, choć był to już kolejny dzień.

Niedziela przewidziana była na powrót powiązany ze zwiedzaniem. Byłem na tych terenach kilka lat temu i z wielkim zdziwieniem stwierdziłem, że zamienia się on w obszar pełen zorganizowanych atrakcji turystycznych. No i jeszcze jedno spostrzeżenie: kiedyś ludzie byli twardzi, mogli pokonywać długie odcinki nawet w angielską pogodę. Dla współczesnych dłuższa jazda angielskim roadsterem z lat pięćdziesiątych to jest jednak za duże wyzwanie.

P.S.
Lista obecności: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10207491351232261.1073741855.1543095266&type=3