Od kiedy głno zrobiło się w Polsce o kilku ambitnych zespołach pracujących przy odbudowie Syreny Sport, z wszystkich stron zasypywani jesteśmy nowymi informacjami, zdjęciami i postępami prac przy odbudowie sportowej wersji Syreny. Ale Syrena to także inne, niemniej ciekawe polskie konstrukcje tamtych czasów. Jedną z wersji królowej Polskich szos była Syrena Bosto (bielski osobowo –towarowy), o której marzyli nie tylko rolnicy oraz wszelakiej maści rzemieślnicy, ale także zwykłe rodziny.


Samochód konstrukcyjnie nie różnił się wiele od zwykłej Syreny, praktycznie przednią cześć stanowiła osobowa Syrena, a część tylnią zmieniona konstrukcja, z wzmocnionym zawieszeniem, aby zwiększyć ładowność auta. Dostęp do części ładunkowej umożliwiały drzwi otwierające się na boki, a bak paliwa powędrował pod podłogę.

W dzisiejszych czasach coraz trudniej o dobrze zachowany egzemplarz Syreny w wersji towarowej, ponieważ samochody te, bardzo często były wykorzystywane do granic swoich możliwości. Na szczęście są jeszcze osoby, którym udało się uratować te samochody. Jedną z takich osób jest Pan Kamil Furyk, który zakochał się w „Balbinie”, jak nazywa swoją Syrenę Bosto.

Panie Kamilu, jak to się stało, że został Pan właścicielem Syreny Bosto? Czy to słabość do zabytkowych aut, czy przypadek?
Tak naprawdę to jest to pasja rodzinna, zarówno mojego brata jak i ojca.

Wszystko zaczęło się od tego, że z bratem mając po 14/15 lat „zachorowaliśmy” na skuter. Rodzice myśleli, że kupią nam starego grata do remontu i szybko nas zniechęcą. Tak się jednak nie stało, bo w nasze ręce wpadła Osa M-52
rocznik 1963. A dalej to już posypało się lawinowo. Na początku interesowały nas tylko motocykle. Do tej pory zgromadziliśmy siedemnaście (jakby policzyć jeszcze te w częściach byłoby więcej ). Najstarsza jest WFM M06 1956r.,  a
najmłodszy zaprzęg  Jawa TS 350 Velorex 562. W kolekcji są jeszcze Junaki, SHL-ki, Panonie, Osa.

Któregoś dnia zadzwonił do mnie brat i zapytał, czy mogę wziąć dzień wolny i jechać na drugi koniec Polski po Syrenę Bosto. I tak właśnie „Balbina” trafiła do naszej rodziny. Niedługo potem Kuba sprzedał Groszka (W123) i kupił Mercedesa W115 rocznik 1970. Ze względu na to, że potrzebował pieniędzy na jego remont,  „Balbina” zmieniła właściciela i trafiła do mojego garażu.

Można powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Syreny zawsze mi się podobały, ale wcześnie nigdy nie myślałem o Bosto. Jej poprzedni właściciel dbał o nią. Widać to po grubości warstwy antykorozyjnej  na podwoziu. W 1989r. miała zrobiony remont blacharki i od tamtej pory czekała w suchym garażu na swojego właściciela, który wyleciał do USA. W 1997r. została wyrejestrowana, ale nadal stała w garażu. Dopiero w 2010r. właściciel postanowił sprzedać ją znajomemu handlarzowi. 

Od niego trafiła już do nas. Balbina pochodzi z 1983r., czyli z ostatniego roku produkcji Syren w FSM. W tym roku również ja przyszedłem na świat :). Jedynym nie oryginalnym elementem, jaki znajduje się w tej chwili w „ Balbinie” są opony z białymi pasami, które pochodzą z VW garbusa (nieliczne opony na rynku wtórnym w rozmiarze pasującym do Syreny).

Moim zdaniem dodają jej uroku (ale o gustach się nie dyskutuje). Ze względu na mnogość innych projektów związanych z motocyklami, prace przy Syrenie postępują bardzo wolno lub stoją w miejscu. Jej ogólny, dobry stan zachowania nie wymusza pośpiechu.

A jak właśnie jest z naprawami? Czy sam je Pan wykonuje, czy może zleca je komuś?
Napraw mechanicznych dokonuję sam. Natomiast remont blacharski i lakierowanie zamierzam zlecić wyspecjalizowanemu warsztatowi.

Jak w Pana przypadku wygląda eksploatacja Syreny? Dużo Pan nią podróżuje? Czy odwiedza Pan może jakieś imprezy motoryzacyjne?
Niestety, auto nie zostało jeszcze ponownie zarejestrowane i jak na razie jeździ tylko między garażami. Ale w przyszłci chciałbym, żeby docierało na własnych kołach w najdalsze zakątki Polski. Co do kosztów eksploatacyjnych ciężko mi jest jeszcze coś dokładnie powiedzieć, jak one wyglądają podczas codziennej eksploatacji.

Jeżeli chodzi o zakup części, to nie jest najgorzej, chociaż w przeciągu ostatnich 3 lat można zaobserwować duży wzrost cen części na portalach aukcyjnych. Jednak bardzo często można kupić lub dostać jeszcze części za przysłowiową złotówkę od znajomych, lub znajomych-znajomych, którzy przypominają sobie, że gdzieś w piwnicy lub na strychu leży karton z częściami do Syreny. Dzięki unifikacji części z innymi autami produkcji Polskiej wiele części jest
produkowanych współcześnie. Dotyczy to przede wszystkim układu hamulcowego, którego elementy dostaniemy bez problemu w sklepie z częściami do Żuka.

Czy samochód posiada jakieś wyjątkowe rozwiązania techniczne lub może coś Pana szczególnie w nim intryguje?
Szczególnie intrygująca jest prostota budowy wszystkich elementów tego auta. W porównaniu do zwykłej Syreny ciekawym rozwiązaniem w „Bosto” jest łamana tylna oś umożliwiająca obniżenie powierzchni ładunkowej. Najbardziej podoba mi się w niej koło zapasowe na dachu i bardzo duża przestrzeń wewnątrz jaką dysponuje to auto.

Charakterystyczny gang pracy dwusuwowego silnika jest cudowny. Inną kwestią jest to, że w odróżnieniu od zwykłych Syren nie zachowało się ich zbyt dużo, tak samo jak Syren R20, ze względu na to, że były to auta użytkowe, eksploatowane do granic możliwości przez swoich właścicieli.

Prostotę budowy możemy zaliczyć jako zaletę. A jakie samochód ma wady, a może nie ma ich wcale?
Jeżeli wybiera się świadomie zakup tego typu auta, to trzeba liczyć się z tym, że jego wady będą musiały stać się zaletami. Niestety w takim aucie wszystko może się zepsuć i trzeba brać to pod uwagę. Syrena jest dość kapryśna i czasami po prostu nie ma ochoty odpalić, po czym następnego dnia odpala od pierwszego strzału. Ale myślę, że w miarę postępowania regeneracji jej elementów mechanicznych i wzajemnego poznawania się, uda się okiełznać tą kapryśną księżniczkę.

W takim razie komu może Pan polecić Syrenę Bosto?
Jest to auto dla ludzi, którzy lubią sami pracować przy swoim aucie. Ze względu na prostą konstrukcję nie trzeba mieć bardzo dużego doświadczenia w tej materii. Można go polecić również osobom, które chcą rozpocząć swoją przygodę z klasyczną motoryzacją, ponieważ koszty utrzymania i remontu takiego pojazdu nie są zbyt wygórowane.

Jakie plany na przyszłość?
Plan na najbliższy rok zakłada ponowną rejestrację, ale już na żółte blachy. W przyszłci zostanie na pewno odświeżony  lakier  oraz planuję przejrzeć dokładnie mechanikę. Niedawno do mojej kolekcji dołączył również FSO 125p rocznik 1988 z oryginalnym przebiegiem 66 tyś km. Również prace remontowe przy Mercedesie mojego brata dobiegają końca, ale w kolejce do remontu czeka jeszcze kilka motocykli. Tak więc „Balbina” czeka spokojnie na swoją kolej.