Niewielu jest na świecie producentów samochodów, których uznać można za liderów w każdej dziedzinie związanej z motoryzacją. Zdarza się to w ramach jednej grupy, drogą przejmowania udziałów, czego przykładem może być Volkswagen, który łączy w sobie tak różne asortymentowo marki jak np. Skoda, Lamborghini, Bugatti, Bentley, Ducati, Man czy Scania.

Jest jednak jeden producent, który pod własną marką dominuje od lat zarówno w motorsporcie jak i produkcji samochodów luksusowych czy użytkowych.

By się o tym przekonać, wystarczy wybrać się do Stuttgartu, gdzie mieści się muzeum-pomnik potęgi marki Mercedes-Benz, bo to oczywiście o nią chodzi, w którym odbywając swoistą podróż w czasie podziwiamy zarówno pierwszy samochód – trójkołowy Patentwagen nr 1 Karla Benza (jest to oczywiście replika), pierwszy „współczesny samochód” – Mercedes 35 PS (gdzie 35 PS oznacza po prostu moc 35 koni mechanicznych), który posiadał skrzynię biegów oraz chłodnicę o strukturze plastra miodu, pierwszy supersamochódMercedes-Benz 300 SLGullwing”, czy też innowacyjne prototypowe pojazdy rozwojowe w dziedzinie bezpieczeństwa czy minimalizacji zużycia paliwa (współczynnik oporu powietrza Cx 0,28 w 1981 roku – prototyp Auto 2000). Jeśli doda się do tego kolekcję autobusów, czy wszelkiej maści pojazdów użytkowych i specjalnych (papamobile to przecież nic innego jak Mercedes klasy G) oraz luksusowych (600 Pullmann) otrzyma się obraz wszechstronnego lidera rozwoju niemal każdej gałęzi motoryzacji. To wszystko jednak blednie przy czymś, w czym Mercedes z (długimi) przerwami dominuje do dziś – sporcie samochodowym.

Lata 2014-2018 to okres bezdyskusyjnej dominacji Mercedesa w Formule 1, czego świadectwo również znajduje się w Muzeum – jest to bolid W07 Hybrid Nico Rosberga z sezonu 2016, którym to niemiecki kierowca zdobył swój jedyny tytuł mistrzowski. Pozostałe w tym okresie trafiły do Lewisa Hamiltona, który mistrzem świata był również w roku 2008, mając do dyspozycji McLarena MP4-23 napędzanego silnikiem Mercedesa – ten samochód także oglądamy w Muzeum.

Lata 1998 i 1999 to dwa mistrzostwa świata dla Miki Hakkinena, które zdobył w McLarenach MP4-13 i MP4-14, napędzanych jednostką V10 Mercedes F110. Obydwa bolidy oglądamy na ekspozycji, przy czym MP4-14 jest rozebrany tak, by móc zobaczyć silnik, przednie i tylne zawieszenie i piasty kół wraz z hamulcami. Te pojazdy, jak również kilka innych eksponatów, jak kask i kombinezon Nico Rosberga, czy silniki Mercedesa napędzające bolidy amerykańskiej serii Indy Car w latach 90-tych reprezentują najświeższe sukcesy marki w najwyższych ligach motosportu. Jednak historia Mercedesa w sporcie samochodowym to również legendarne srebrne strzały z lat 30-tych, pojazdy stworzone do bicia rekordów prędkości, powojenne srebrne strzały startujące w wyścigach Formuły 1, a także 300SLR – nie tylko słynny roadster z numerem 722 Stirlinga Mossa z Mille Miglia 1955…

Ekspozycja Muzeum to osiem pięter. Zwiedzanie rozpoczyna się od wjazdu windą na najwyższe z nich, gdzie oglądamy wspomniane pionierskie pojazdy, schodząc w dół do kolejnych ekspozycji posuwając się tym samym w czasie, osobnym poziomem jest piętro 2, gdzie znajduje się ekspozycja poświęcona sportom motorowym. Zatrzymajmy się jednak na chwilę na piętrze piątym, nazwanym „cudem powojennym”. Oglądając piętro z tarasu widokowego widzimy trzy 300SL – popularnego „Gullwinga”, wersję roadster oraz drugiego „Gullwinga”, nieco dziwnego… Podchodząc bliżej do samochodu widzimy, że jest to 300SLR tzw. „Uhlenhaut Coupe”. Ten samochód był wyścigówką przygotowywaną na sezon 1956, jednak nie miał on okazji nigdy wziąć udziału w żadnym wyścigu za sprawą wypadku, który wydarzył się w 1955 roku podczas 24 h LeMans, kiedy to jeden z 300SLR w wyniku kolizji na torze z innym samochodem wzbił się w powietrze lądując w tłumie widzów, zabijając kierowcę oraz 84 osoby na widowni, dodatkowe 100 raniąc.

Po tej tragedii Mercedes całkowicie wycofał się z wyścigów zarówno samochodów sportowych, jak i Grand Prix Formuły 1 (na ponad 30 lat). Warto wspomnieć, że Szwajcarzy właśnie wtedy zabronili organizowania u siebie jakichkolwiek wyścigów i rajdów. Niejaki Rudolf Uhlenhaut, który był inżynierem kierującym działem testów Mercedesa w tamtym czasie, uczynił z niepotrzebnej wyścigówki na sezon 1956 swój samochód służbowy, stąd przybrana nazwa pojazdu. Krąży legenda, że Pan Uhlenhaut spóźniony na spotkanie pokonał tym autem odległość między Stuttgartem a Monachium w około godzinę. Pisząc ten tekst użyłem map Google by sprawdzić ten dystans – 233 km, samochodem dwie godziny i 22 minuty… SLR był wtedy najszybszym samochodem świata. Określenie, że najlepsze auto, to auto służbowe w tym przypadku należy traktować dosłownie. Filmik i zdjęcia na stronie Muzeum Mercedesa pokazują dokładnie ten samochód, który oglądamy na ekspozycji (https://www.mercedes-benz.com/en/mercedes-benz/classic/museum/mercedes-benz-300-slr-uhlenhaut-coupe/) – niebieska tapicerka i grill z gwiazdą bez żadnych innych elementów ozdobnych. Jednak szukając informacji w internecie na temat tego „super car” znajdujemy materiały, gdzie na zdjęciach widnieje inne auto – czerwona tapicerka i poziome elementy chromowane na grillu po obu stronach gwiazdy, brak owiewki i dodatkowego wlotu powietrza na masce…

Jeśli jest ktoś biegły w historii Mercedesa na tyle, że zna pełną historię tego pojazdu, ile sztuk było w fazie rozwoju na sezon 1956, co się stało z pozostałymi, o ile istniały, co to za SLR z czerwoną tapicerką, który na niektórych zdjęciach „robi za” Uhlenhauta (https://drivemag.com/red-calipers/the-mercedes-benz-300-slr-uhlenhaut-coupe-is-the-most-valuable-car-in-history ), chętnie poczytam na ten temat…

Auto jest absolutnie unikatowe i uchodzi za potencjalnie najdroższy samochód świata, gdyby oczywiście Mercedes zdecydował się na sprzedaż, co zapewne nigdy nie nastąpi. Z pozostałych ciekawostek w tym miejscu warto wspomnieć o wystawionej obok kompletnych aut ramie Gullwinga i nagle staje się jasne dlaczego zastosowano takie drzwi i tak wysoki próg…

Jak Pan Uhlenhaut podróżował swoim wyścigowym SLRem, który przecież nie był autem drogowym, nie wiem. Zapewne samochód musiał zostać zarejestrowany. Jednak wyścigówki biorące udział w zawodach na tor nie dojeżdżały o własnych siłach. W tym celu Mercedes zbudował w 1954 roku szybki transporter wyścigowy o przydomku Blue Wonder. Stworzył go również dział testowy, powstała jedna sztuka, która w roku 1955 transportowała na tory SLR-y oraz słynne, srebrne strzały Formuły 1 z prędkością 170 km/h. Wycofanie się marki ze sportów samochodowych sprawiło, że niebieska ciężarówka nie była już potrzebna i została zezłomowana. Auto które oglądamy w Muzeum (często na zdjęciach można zobaczyć, że jest wystawione z SLR-em na pace, ja trafiłem na pustą ciężarówkę), to replika budowana przez siedem lat na podstawie zachowanych zdjęć i szczątkowej dokumentacji.

Ciekawostką jest fakt, że inną replikę ma w swojej kolekcji Jay Leno. Nie jest to jednak fabryczna, oficjalna replika. W zbiorach znajduje się jeszcze jeden wyścigowy eksponat, podkreślający obecność Mercedesa w Formule 1. Od lat wyścigi Formuły 1 są obsługiwane właśnie przez tę markę – czy to tzw. Safety Car, czy pojazd medyczny, od lat są to Mercedesy. W Muzeum oglądamy samochód medyczny, który zjawia się na miejscu wypadku by udzielić pomocy kierowcy, który np. uderzył w bariery. Jest to W203 C32 AMG w wersji kombi, który pełnił swoją funkcję od roku 2001.

Formuła 1 jako seria wyścigów samochodów jednomiejscowych istnieje od 1950 roku, wywodzi się jednak z tradycji wyścigów Grand Prix, które odbywały się znacznie wcześniej i choć w Muzeum znajdują się i znacznie starsze wyścigowe Mercedesy, skupimy się na tych od 1934 roku, bo właśnie wtedy zaczyna się historia legendarnych „srebrnych strzał”.

Pierwszym Mercedesem określanym w ten sposób był W25. Od niego zaczęła się kultywowana do dziś tradycja srebrnego koloru. Legenda mówi, że samochód nie spełniał nowych limitów wagi (750 kg), przez co konieczne było zdrapanie tradycyjnego dla niemieckich wyścigówek białego lakieru. Czy jest to prawda, tego nie wie nikt. W opracowaniach poruszających temat często powtarza się tę legendę. Są jednak źródła, które mówią, że auto od początku było srebrne. Kariera wyścigowa tego modelu to lata 1934-1937. W 1935 roku Rudolf Caracciola zdobył na nim tytuł mistrzowski. Cztery W25 przetrwały do dziś. W Muzeum oglądamy auto w specyfikacji z 1934 roku oraz specjalnej wersji streamline na wyścig na torze AVUS pod Berlinem w 1937 roku. Wystawiony samochód prowadził Manfred von Brauchitsch. Bliźniacze auto z Hermannem Langiem za kierownicą wygrało te, niezaliczane do mistrzostw, zawody.

Warto w tym miejscu zachęcić do zobaczenia w Internecie czym był tor AVUS. Był to odcinek autostrady (pierwszej w Europie) z dwoma nawrotami, z których jeden – zakręt północny był istną ścianą śmierci nachyloną pod kątem 43 stopni, niezabezpieczoną niczym przed wypadnięciem z zakrętu… Zwycięski streamliner Mercedesa osiągał 370 km/h a kierowca nie był przypięty pasami bezpieczeństwa, co rzuca się w oczy przy wszystkich srebrnych strzałach. Istne szaleństwo.

W tamtych czasach głównym rywalem Mercedesa był Auto Union, który również wystawiał swoje srebrne strzały w wyścigach Grand Prix, a których nie przetrwało wiele do dziś i istnieją jedynie jako repliki. W sezonie, w roku 1937, w mistrzostwach, brały już udział nowe bolidy Mercedesa – W125, zaprojektowane przez wspominanego wcześniej Rudolfa Uhlenhauta. Auto wygrało niemal wszystko co było do wygrania. Kierowcy Mercedesa zajęli pierwsze cztery pozycje w mistrzostwach. Tytuł zdobył ponownie Caracciola. Na ekspozycji oglądamy i ten samochód – miocylindrowe, 592 konne W125, jedno z pięciu zachowanych do dziś.

Lata 1938 i 1939 to model W154. W Muzeum oglądamy auto w specyfikacji z 1938 roku (specyfikacja z 1939 roku posiada zupełnie inny kształt przodu oraz silnik). Ta srebrna strzała nie musiała już mieścić się w limicie 750 kg. Ważyła niecałą tonę i miała silnik V12 o mocy 453 KM, który musiał mieć pojemność nie większą niż 3 litry. Auto dało kolejny tytuł Mistrza Europy Rudolfowi Caraccioli.

Kolejnym ciekawym autem jest W165 „Tripoli” przygotowany naprędce w osiem miesięcy na Grand Prix Trypolisu, które w 1939 roku po raz pierwszy miało odbyć się wg nowych przepisów, dopuszczających samochody o pojemności do 1,5 l. W165 bazuje na W154, lecz jest od niego mniejszy, z silnikiem V8, 1,5 l o mocy 253 KM. Samochody wywalczyły w tym wyścigu dublet 1-2 (Hermann Lang – Rudolf Caracciola), do dziś przetrwały 2 sztuki. Auta z silnikami o pojemności 1,5 litra nie były użyteczne w żadnych innych wyścigach, w których Mercedes brał udział. Jeden start – jedno podwójne zwycięstwo, stuprocentowa statystyka. Niedawno minęło 80 lat od tego wydarzenia (GP odbyło się 7 maja 1939 roku).

Co było potem wszyscy wiemy – napędzane przez władze III Rzeszy sukcesy Mercedesa i Auto Union przerwała wojna. Niemniej jednak srebrne strzały spod znaku gwiazdy wróciły do wyścigów Grand Prix, wtedy już pod szyldem Formuły 1 w 1954 roku. Pierwsze powojenne zwycięstwo srebrnej strzały W196 to 4 lipca 1954 roku na Grand Prix Francji. Kierowcą był Juan Manuel Fangio, który sezon rozpoczął w barwach Maserati. Jego zwycięstwa w Maserati a później w Mercedesie dały mu tytuł Mistrza Świata Formuły 1 w 1954 i 1955 roku (Fangio był też mistrzem w innych samochodach w latach 1951, 56 i 57, jest jednym z trzech kierowców w historii, którzy mają na koncie przynajmniej pięć tytułów – pozostali dwaj to Michael Schumacher i Lewis Hamilton).

W196 był również dziełem Uhlenhauta. Z nowinek technicznych posiadał wtrysk mechaniczny. Silnik to 2,5 litrowa, miocylindrowa rzędówka o mocy 290 KM. W zbiorach Muzeum Mercedesa oglądamy wersję z otwartymi kołami oraz streamline a także drugi egzemplarz z otwartymi kołami z podniesionym poszyciem karoserii, dzięki czemu możemy obejrzeć silnik, ramę, czy umieszczony za kierowcą zbiornik paliwa. Dalej historia się urywa, w związku z wycofaniem się marki ze sportu po wspomnianym wcześniej tragicznym wypadku we Francji, niemniej jednak późniejsze losy istniejących samochodów są również bardzo ciekawe.

Mercedes posiada w swoich fabrycznych zbiorach wszystkie modele wyścigówek z lat 34-39 oraz 54-55. Część samochodów stoi w Muzeum a część jest prezentowana na różnego rodzaju pokazach i nie chodzi wcale o wystawy. Auta są utrzymywane tak, by mogły jeździć i jeżdżą. Są również egzemplarze, które trafiły do prywatnych kolekcji i muzeów. Dwa z nich w wojennej zawierusze trafiły do Polski, skąd zostały, w ten czy inny sposób, po cichu, wywiezione w latach 60-tych.

Na koniec trzeba wspomnieć o jeszcze jednej aktywności Mercedesa. Już nie bezpośrednio sportowej – rekordy prędkości. Tutaj wypada wymienić dwa auta. Jedno z nich ustanowiło na wiele lat rekord prędkości na drodze publicznej, drugie nigdy nawet nie jeździło.

Pierwsze to Rekordwagen na bazie… srebrnej strzały W125. Silnik V12, 736 KM mocy, opływowe nadwozie, 432,7 km/h (średnia z dwóch przejazdów) ustanowione przez Rudolfa Caracciolę w styczniu 1938 roku. Drugie auto to Rekordwagen T80. Obydwa samochody ogląda się w zasadzie wychodząc z Muzeum. T80, który miał pobić rekord prędkości na lądzie, wynoszący wtedy 575 km/h, robi piorunujące wrażenie. Opływowa linia długiego, skrywającego sześć ogromnych kół nadwozia (przednia oś skrętna, dwie tylne napędowe), kokpit w przedniej części przypominający kabinę pilota samolotu, mające zapewnić stabilność i docisk skrzydła, współczynnik oporu aerodynamicznego Cx 0,18. W jego projektowanie zaangażowany był Ferdynand Porsche a prowadzić go miał Hans Stuck, którego pragnieniem było zostanie najszybszym człowiekiem na lądzie. Do samochodu przewidziano lotniczy silnik V12 Daimler-Benz DB603 o pojemności 44,5 litra i mocy… 3000 KM, choć są źródła które podają rzeczywistą moc dochodzącą do 3500 KM.

Samochód początkowo był pomyślany na osiągnięcie prędkości 550 km/h do czego wystarczało 2200 KM, jednak sytuacja zmieniła się we wrześniu 1938 roku, kiedy to amerykanie osiągnęli 575 km/h – wtedy założono minimum 3000 KM i 600 km/h. Próby bicia rekordu miały się odbyć na autostradzie pod Dessau w roku 1940. Jak wiadomo wtedy trwała już wojna, więc cały projekt został zawieszony. Auto przetrwało do naszych czasów niemal nietknięte. Wojnę przeczekało w Austrii, wcześniej jednak wymontowano z niego silnik, dla którego w czasie wojny znaleziono zapewne inne zastosowanie… Gdyby tego całego szaleństwa było mało, jeśli jego widok oraz liczby nie zrobiły odpowiedniego wrażenia warto dodać, że ten potwór miał zostać wymalowany w swastykę i niemieckiego orła, a poza nazwą oficjalną T80 miał też nadany mu przez samego Hitlera przydomek Czarny Ptak. Tymi faktami, co zrozumiałe, Muzeum Mercedesa się nie chwali…

Pozdrawiam miłników szybkich super samochodów
Łukasz Pielka

Źródło: materiały własne, materiały Muzeum, Classicauto nr 43, 62, 74, 84, Wikipedia, https://spidersweb.pl/autoblog/mercedes-benz-t8-rekord-predkosci-goodwood/