W weekend 26.-27. maja z okazji Dni Pawłowic odbył się II Zlot Pojazdów Zabytkowych i Amerykańskich. Po sukcesie ubiegłorocznej imprezy organizatorzy postanowili w tym roku dodać element turystyki i przyprowadzili kolumnę pojazdów do Zabrza, do kopalni Guido. Pomysł trochę karkołomny, bo w Pawłowicach też mają kopalnię, tyle, że ona normalnie fedruje i turystów nie wpuszcza.


Za to w Guido można zjechać na dół w białych spodniach i wyjechać z powrotem, nadal zachowując kolor swojej odzieży. W każdym razie ja odpuściłem zbiórkę na parkingu pod Gminnym rodkiem Kultury w Pawłowicach i od razu pojechałem do Zabrza.

Tam dowiedziałem się, że moje lenistwo zostało ukarane, bo załogi w GOK-u były częstowane kawą i ciastem, a ja musiałem te frykasy kupić sobie sam. Ale nic to, jak mawiał pewien nieduży, acz mężny człowiek (to wszystko przez wizytę w Oblęgorku, gdzie byłem tydzień temu).

W Zabrzu mogłem spokojnie popracować obiektywem i zrobić listę obecności, czyli fotki wszystkim samochodom uczestniczącym w tej imprezie. Było ich koło czterdziestu. Listę obecności można znaleźć tutaj: http://veteran.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1483

Może nie wszystkie przyjechały od razu do Guido, ale potem dołączały do kolumny, która jechała naszymi autostradami A4 i A1, prawda jak to dumnie brzmi, z powrotem do Pawłowic. Po drodze wstąpiliśmy do restauracji, gdzie na uczestników czekał kolejny poczęstunek. Prawie śląski obiad. Pisze prawie, bo zamiast tradycyjnej rolady było mięso faszerowane kiszonym ogórkiem i doprawione ząbkami czosnku. Reszta, czyli „nudel supa”, kluseczki i modro kapusta były. Wszystko smaczne. Musieli organizatorzy chyba wcześniej sprawdzić ten lokal i nie wydawali gminnych pieniędzy na daremnie.

Uczestnicy dostawali talon z pieczątką GOK-u i on zastępował tradycyjną zapłatę. Na parkingu pod restauracją pojawiło się jeszcze więcej aut amerykańskich niż było pod kopalnią. No i były coraz dłuższe i miały coraz więcej barokowych zdobień, chromów, ogonów i innych elementów stylistycznych, w które tak szczodrze w latach sześćdziesiątych obdarowywano nadwozia aut za Wielką Wodą.

Na ich tle najmniejszy pojazd Zlotu, czyli Fiat 500 pewnej autoszkoły z Cieszyna wyglądał jak zabawka do jazdy. No i te jego obłe linie, prawie bez żadnych elementów zdobniczych. Zupełny brak fantazji u tych Włochów, albo raczej miara europejskiej, powojennej biedy.

Mój Fiat X1/9, bo tym przyjechałem na imprezę, trochę lepiej wyglądał na tle amerykańskich krążowników szos, ale też odczuwałem kompleksy. Mój zdejmowany dach jest wielkości stolnicy, a te amerykańskie kabriolety odsłaniały wnętrza wielkości boiska do jakiejś gry sportowej. Pogoda sprzyjała, aby te swoje wnętrza odsłaniać i chować dachy. Posileni ruszyliśmy w dalszą drogę.

Ten etap już odbywał się pod opieka Policji, która sprawnie nas prowadziła krętą trasą przez osiedla Pawłowic. Wszystko po to, aby mieszkańcy mogli zobaczyć, jak kiedyś wyglądały samochody. Muszę powiedzieć, że w wielu miejscach zakręty z trudem były pokonywane przez najdłuższe jednostki. Jednak u nas są inne wymagania co do kształtowania dróg i ulic. Na koniec Policja zaprowadziła kolumnę na parking, skąd rano ruszali, ci zdyscyplinowani, którzy udział w Zlocie traktowali zgodnie z jego programem.

Tam zobaczyłem kolejne małe auto, tym razem było to Porsche 911 Carrera w wersji dziecięcej. Jak przystało na Porsche było napędzane silnikiem spalinowym. Prowadził ten pojazd niezwykle przejęty młody człowiek, obok siedziała też bardzo przejęta młoda dama i tak sobie jeździli po parkingu trąbiąc na tych co nie patrzyli pod nogi.

Na parkingu zaczęła się tymczasem stacjonarna część imprezy. Mistrz ceremonii uzbrojony w mikrofon opisywał kolejne auta i prowadził wywiady z kierowcami.

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo tak to przebiega na większości zlotów, ale tutaj było to prowadzone w śląskiej gwarze. Niestety nie doczekałem się rozstrzygnięcia konkursu na najładniejszy wg publiczności pojazd, bo musiałem wracać do domu.

Ale muszę powiedzieć, że osobiści miałbym trudności w wytypowaniu zwycięscy bo wiele pojazdów było perfekcyjnie odnowionych i naprawdę wyglądało imponująco. No i ta liczba amerykańskich krążowników szos w zupełności usprawiedliwiająca użycie tego słowa w tytule imprezy.