Wszystko zaczęło się w zeszłym roku, w lato, zapragnąłem wyjechać gdzieś moim Rometem Chartem w dłuższą podróż i wpadł mi do głowy pomysł, żeby objechać Polskę dookoła. Po obliczeniu kosztów podróży stwierdziłem, że to trochę za dużo kosztuje i skróciłem tą drogę do południa Polski. Zacząłem zbierać pieniądze i szykować mapkę tej wyprawy. Stworzyłem wydarzenie na Facebook’u i dzięki propozycjom i namowom wielu ludzi mapka powiększała się :)
Miało być tylko 1500 km a wyszło blisko 1800 km samej drogi nie licząc zjazdów do znajomych pod drodze. :) Szukałem po znajomych kogoś z kim mógłbym pojechać, żeby samemu nie było nudno. Niestety nikt chętny się nie znalazł, bo każdego przeraziło to zaplanowane 1800 km. Jedynie mój przyjaciel się zdecydował ze mną jechać, ale za późno podjął decyzję i nie zdążył przygotować się do podróży, dlatego pojechałem sam.
Wyruszyłem 19 lipca z Pilawy do Garwolina żeby spotkać się z przyjaciółmi z Oldtimery Garwolin. Kolejny cel to Puławy, potem Rado i Radomsko. W Radomiu spotkała mnie pierwsza ulewa, ale nie zniechęciła do dalszej podróży. Zanim dotarłem do Radomska musiałem mieć przymusowy nocleg ze względu na nadcierającą burzę i zmęczenie. Spałem pod namiotem w środku lasu obok miejscowości Granice. Kolejnego dnia dotarłem do Radomska i spotkałem się z Jackiem i obejrzałem jego prywatną kolekcję zabytkowych aut i postępujące prace nad Wartburgiem…. Gdy miałem odjeżdżać od Jacka nastąpił problem z odpaleniem, bo nie dopływało paliwo do gaźnika, ale chwilę później odpaliłem i ruszyłem dalej.
Razem z Jackiem pojechałem do Marcina, żeby obejrzeć maluszka limuzynę, a potem ruszyłem w stronę Łodzi. Tam zrobiłem sobie małą wycieczkę pomiędzy starymi budynkami oraz postój pod Manufakturą. Kolejnym celem podróży był Wrocław, ale dzień zakończył się w miejscowości Błaszki ze względu na późną porę oraz zamknięte okoliczne stacje paliw. Noc spędziłem w motelu, choć byłem nastawiony raczej na nocleg pod namiotem. Jednak tam dookoła nie było lasu tylko same pola i domy, dlatego zmuszony byłem spać w motelu. :) Z samego rana pojechałem na stację benzynową zatankować, ale paliwa nie starczyło do samej stacji i 200 m przed stacją Chart zgasł. Zatankowałem do pełna i ruszyłem dalej w podróż do Wrocławia. Wyjeżdżając złapał mnie kolejny deszcz oraz nastąpiły braki iskry. Sprawdzałem wszystko i okazało się, że gdy podłączałem rano gniazdo zapalniczki do akumulatora naruszyłem kabelek od iskry i jadąc po dołkach odczepił się. Podłączyłem go i wszystko było w porządku. :) Szczęśliwie dojechaliśmy do Wrocławia. Tam był dłuższy postój na odpoczynek i obiad.
Okazało się, że spaliła się przednia żarówka, a nie wziąłem żadnej na wymianę. Szukałem w internecie najbliższego sklepu motoryzacyjnego i znalazłem salon Yamahy, który był otwarty do 18-stej a była wtedy 17.45. Całe szczęście, zdążyliśmy kupić żarówkę przed zamknięciem sklepu oraz porozmawialiśmy chwilę z właścicielem o wyprawie. Ruszyliśmy szybko w stronę Opola i późnym wieczorem dojechaliśmy do Bytomia. Było już po 23 i kierowaliśmy się w stronę Katowic. Na stacji paliw w Katowicach spotkałem Sebastiana, który zaczął mnie wypytywać o wyprawę i tak na rozmowie spędziliśmy dobre dwie godziny, a ja nie miałem noclegu i zaproponował mi nocleg u niego w garażu.
Następnego dnia pojechałem do Tych i odwiedziłem fabrykę Fiata oczywiście z zewnątrz. Odwiedziłem także grób Ryśka Riedla. Następnym celem była Bielsko-Biała i zakłady Bosmal, muzeum Małego Fiata no i oczywiście kawiarnia Maluch Cafe. Potem kierowałem się w stronę Zakopanego i tu zaczynały się prawdziwe wzniesienia. :) Mijaliśmy piękne góry i jeziora w Rabce Zdroju, a w nocy dojechaliśmy do Nowego Targu, bo były już naprawdę wysoko i i strasznie późno a Chart jechał tam z prędkością 30 km/h bo góry zaczynały się wysokie. :) To była kolejna noc spędzona w motelu.
Nadszedł kolejny dzień i tu celem było wdrapanie się na szczyt, czyli dojazd do Krupówek w Zakopanem i oczywiście udało się z małą prędkością, ale źle nie było. ;) Zjazd z Zakopanego był o wiele szybszy i ciekawszy niż podjazd szczególnie, że Chart osiągnął prędkość 90 km/h, gdy silnik był zgaszony i swobodnie zjeżdżał z góry. :) Po drodze do Krakowa złapały nas dwie burze, które się mijały i miałem przymusowy postój na stacji paliw jakieś 15-20 km od Krakowa. Po dotarciu do Krakowa zwiedziliśmy Kościół Mariacki i ruszyliśmy do Szarowa, bo tam czekał na nas Michał. :) Spotkaliśmy się w barze w Puszczy i wtedy było pierwsze spotkanie dwóch Chartów podczas wyprawy. ;) Na noc dotarłem do Tarnowa na kemping, gdzie spędziłem noc i wyruszyłem do Bartka, który mieszka w Szczucinie. Nie było to po drodze, ale pojechałem tam. :)
Kolejnym celem wyprawy było spotkanie z fanami na Podkarpaciu, którzy śledzili zmagania Charta i moje w podróży. Zwartą grupą pojechaliśmy na grób Maliny, gdzie dołączyło do nas jeszcze trzech znajomych (w tym kolejny Chart). :) Górki na Podkarpaciu były dosyć wysokie, nawet większe niż pod Zakopanem i Chart miał trudności z ich pokonaniem, ale widok na szczycie tych gór wynagradzał cały trud. :) Ten dzień zakończyłem na kempingu w Zamościu, o godzinie pierwszej w nocy. ;)
Rano spotkałem się z Tomkiem, który oprowadził mnie po Zamościu, potem wraz z nim i jego przyjacielem ruszyliśmy do Krasnystawu, gdzie spotkaliśmy się z kolejnymi fanami starej motoryzacji, którzy zmierzali na zlot motorowerów w Chełmie. Odwiedziłem jeszcze Chełm, gdzie spotkałem Kubę i wraz z nim ruszyłem do Okuninki. Tam zakończył się przedostatni dzień wyprawy, niestety wieczorem przeszła burza.
Nad ranem ruszyłem w stronę domu i w Wisznicach spotkałem kolejnego motocyklistę, który kawałek mnie podprowadził, a potem spotkaliśmy następnego Charta i Simsona i jechaliśmy dalej. W Chrominie przetarła się dętka z tyłu, ale z pomocą pożyczonej pompki samochodowej szybko udało się zmienić dętkę i ruszyłem w stronę Garwolina. W Borowiu na stacji czekali moi przyjaciele, ale wyprzedziła mnie Astra i gwałtownie przede mną zahamowała. Ja nie zdążyłem wyhamować, ratowałem się zjeżdżając na nieutwardzone pobocze i niestety potem do rowu. W Charcie pękł błotnik i budka licznika oraz wygięło mocowanie kierunków, ale na całe szczęście nie stało się nic poważnego i kontynuowałem podróż.
Dojechałem do Garwolina na „kwadrat” gdzie dźwiękiem klaksonów samochodowych powitała mnie rodzina i przyjaciele. :) Posiedzieliśmy, zjedliśmy ciasto i wróciłem już bezpiecznie do domu. :)
Po podliczeniu wszystkich dni i kilometrów okazało się, że przejechałem 1954 km w 7 dni. :) Chart spalił 72,26 litra paliwa (nie licząc oleju) przy średnim spalaniu 3,6 litra/100 km. Jak na motorower to bardzo dużo i podziwiam go, że tyle ze mną wytrzymał.
PS.
Jechałem sam, ale Charta traktuje jak przyjaciela stąd też wszystkie „jechaliśmy, spotkaliśmy” itd ;)
Pozdrawiam
Bartek Kubik oraz Romet Chart by Kubik
Nie było by jego beze mnie, ani mnie bez niego :)