Bogusław Turko: „Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze Mercedesa kojarzono z ziemniakowozem lub złotówą rozpocząłem moją przygodę motoryzacyjną”.
Samochód: Mercedes 250
Rok produkcji: 1974
Pojemność silnika: 3005 ccm
Moc silnika: 80 KM
Pierwsza rejestracja: 10.01.1991
Masa całkowita: 1915 kg
Spalanie na trasie: 7,9-8.0 / 100 km, obecnie wynosi mniej niż 9 (około 8,5)
W 2002 roku zostałem namówiony na stworzenie repliki argentyńskiej wersji 115. Mieliśmy fotkę ściągniętą z internetu, miała 4,3 kB. Wydrukowana i powieszona w garażu była wyłącznie inspiracją, bo samochód jak wszystkie (nawet współczesne) pickupy miał poważną wadę – mało miejsca w kabinie.
Postanowiliśmy zwiększyć użyteczność odtwarzanego klasyka. Cofnęliśmy ścianę grodziową do tyłu. W ten sposób powstał jedyny na świecie egzemplarz La-pickup, dużo lepiej przystosowany do dalekich wypraw i wygodnych podróży.
W latach 2002-2006 roku auto otrzymało jedynie słuszny lakier signal-rot, najmocniejszy silnik 240 D 3.0, ścianę grodziową od Żuka, nowe siedzenia w kremowej skórze, dodatkową półkę na współczesną elektronikę i zasuwaną żaluzję przykrywającą spory bagażnik.
W 2008 roku postanowiliśmy wybrać się na wyprawę życia, w dwie osoby. Pojechała ze mną moja 77-letnia mama i zwiedziliśmy: Czechy, Austrię, Słowenię, Chorwację, Bośnię, Czarnogórę, Albanię, Macedonię, Grecję, Włochy i Niemcy. Trasa 10.500 km zajęła nam 16 dni i za wyjątkiem kilku niegroźnych awarii auto fantastycznie pokonywało po 700 km dziennie.
Pierwsza przygoda miała miejsce już w Czechach, gdzie na śniadanie podano nam słodką jajecznicę.
Druga pod Wiedniem, gdy padły kierunkowskazy, przekaźnik szybko naprawiony na poboczu.
Trzecia to urwany zbiornik paliwa pod Skradinem, jednak nawet w niedzielę znaleźliśmy pomocną dłoń. Po kilku dniach zwiedzania wybrzeża Adriatyku, zawiedzeni widokiem nowej Budvy dotarliśmy do Albanii. W Shkoderze źle skręcony zbiornik paliwa ponownie się zerwał, tym razem pomoc ze sklepu metalowego i własnoręcznie założone podkładki i śruby, które do dziś pracują jak należy.
Piąta przygoda przy wyjeździe z Tirany – pękła felga, jak się okazuje ze starości, pan od tlenu (tak mówią na powietrze) stwierdził, pokazując plac pełen żelastwa, że felgi alu 15 to on nie ma, no chyba, że ta – pokazał na leżącą pod płotem, ale to nie moja, muszę się zapytać, zadzwonił komórką, dogadał się, za 25 euro z wymianą, wydał z 50 w albanach, naprawa 30 minut, jedziemy dalej.
Szósta przygoda w Iguomenitsa w kolejce na prom 200 aut z Bułgarii, my, 2 motocykle hiszpańskie i włoski Mercedes. Po kilku godzinach oczekiwania na spóźniony mocno prom, po ciężkiej przeprawie i kilku zaproszeniach od czujących się jak u siebie i mówiących biegle w każdym języku migowym, pijanych kierowców, migając się, że choroba, lekarstwa, zero alkoholu, w końcu wjeżdżamy na prom, z precyzją skalpela oddzieleni od reszty bułgarskiej braci przez obsługę promu, my, Hiszpanie i Włoch. Następnego dnia wypuścili najpierw nas, potem zrobili przerwę i dopiero długo potem całą resztę.
Potem już było dużo łatwiej, wracaliśmy spokojnie na północ: fotorelacja na www.Turko.eu/antyki
Z ciekawych odwiedzonych miejsc wyliczyłbym: Praga, Wiedeń, Postojna, Skradin, Trogir, Dubrownik, Shkoder, Tirana, Olimp, Ateny, Meteory, Neapol, Casino, Rzym, Wenecja i Neuschwanstein.
Tekst oraz zdjęcia: Bogusław Turko.