W czwartek 16.kwietnia 2015 roku odbyło się trzecie spotkanie Zabrzańskich Klasyków Nocą. Organizatorem tej edycji jak i dwóch poprzednich jest Zabrzańskie Stowarzyszenie Miłników Motoryzacji.


Ambitna i nieduża grupa osób, która napędzana energią młodości była w stanie ściągnąć na plac Warszawski ponad 100 pojazdów. W środku tygodnia. Jak twierdzą organizatorzy widzów było ponad tysiąc. I to przy dość kapryśnej pogodzie, która nawet chwilami kropiła ludzi i pojazdy.

Formuła takich spotkań związana jest nie tylko ze spotkaniem, ale również ze zwiedzaniem ciekawych miejsc w Zabrzu. Był już stalowy dom, był szyb Maciej, tym razem padło na osiedle Borsiga. Jest to osiedle w Zabrzu Biskupicach liczące ponad 50 ceglanych, dwupiętrowych familoków tworzących spójny obszar urbanistyczny uzupełniony szkołą, kościołem, parkiem a nawet cmentarzem. Przy średniej wielkości mieszkania wynoszącej 55 metrów kwadratowych, uzupełnionych piwnicą i komórką, taki obiekt nie mógł być wzorem robotniczego mieszkania w PRL, więc wtedy się o nim nie mówiło. Podobnie jak o Nikiszowcu, czy Giszowcu. Towarzysz Wiesław miał dla przodującej klasy robotniczej zupełnie inne, czytaj: znacznie mniejsze, normatywy mieszkaniowe.

Wracając do imprezy to trzeba przyznać, że zdominowały ją liczne grupy pojazdów rodzimej produkcji, jak Duże i Małe Fiaty oraz Polonezy. Tak jak przy pierwszych różnice były głównie w kolorach, to w przypadku Polonezów zgromadzenie ich w jednym miejscu pokazało bogactwo odmian tego rodzimego pojazdu. Była chyba tylko jedna Syrena i jedna Warszawa. Kolejną liczną grupą były Trabanty. Ich wartość historyczna jest ogromna, bo przecież już nie ma kraju, gdzie je produkowano. Dodatkowo okazało się, że sporo tych pojazdów przyjechało aż z Wrocławia. Co to znaczy mieć połączenie autostradowe. Było też kilka Wartburgów i Zastaw. Kolejny pojazd z nieistniejącego już państwa.

Oczywiście były też rodzynki i to zarówno w kolorze khaki jak i w cywilnych lakierach. Jednego terenowca widziałem po raz pierwszy w życiu, drugiego widziałem w niedzielę w Będzinie, tyle, że tam był czysty. No tak, tam zaczynał sezon. Do Zabrza przyjechał już utytłany błotem po szyby. Ale one tak mają, źle się czują jak są czyste. Z cywili był dziwny pojazd, dość młody zresztą, ale w którym fotel kierowcy jest centralnie i co ciekawe z tyłu są okna przez które mogą patrzeć pasażerowie, ale nie kierowca. Pewnie dlatego, że na ogół nikt go nie jest w stanie dogonić, więc po co patrzeć za siebie.


Było tylko kilka aut amerykańskich. Widzowie zachwycali się brokatowym lakierem, a ja patrzyłem na Plymutha Premiera. Fajna nazwa, choć patrząc w kalendarz lepsza byłaby Prezydent. Samochody uzupełniały jednoślady których też było sporo. Była lekka kawaleria spod znaku Komara i jemu podobnych, był skuter Osa z przyczepką, a nawet przyjechał poważnie porykujący sprzęt spod znaku BMW czy Harley-Davidson. Kierowca tego ostatniego był ubrany odpowiednio do swego pojazdu. Miał wysoko sznurowane buty zwane sztybletami.

Po profesjonalnym pokazie ratownictwa drogowego zaczęliśmy grupami wyjeżdżać do Biskupic. Policja zadbała, aby nasza kolumna sprawnie przejechała przez miasto. Szkoda tylko, że deszcz przegonił widzów z trasy przejazdu. Na Borsigu szefostwo imprezy opowiedziało historię tego miejsca. Ja poszedłem szukać ducha Cholonka. Co prawda Janosch mieszkał na Zaborzu, i tam umieścił akcję swojej powieści, ale tego miejsca już nie ma, choć familoki były tam pewnie takie same. No i przypomniało mi się spotkanie z przewodnikiem w Nikiszowcu, który na wstępie stwierdził, że jest to cudowne miejsce. Samochód zostawiony wieczorem na ulicy znika do rana.

Na Borsigu chyba żaden pojazd nie zniknął, co być może świadczy o miłci jego mieszkańców do klasycznych pojazdów, lub o upadku zwyczajów. Zwłaszcza, że osiedle cechowało się bardzo skromnym wietleniem. „Ciemność widzę”, można było wołać. Powrót na plac Warszawski był podobnie zorganizowany, ale po drodze zobaczyłem drogowskaz „Gliwice” i mój pojazd jak zmęczony koń skierował się w stronę garażu. Była dwudziesta druga. Ludzie pracujący idą wtedy spać.