Wszystko zaczęło się od marzenia mojego syna, który poszukiwał samochodu kultowego i użytkowego jednocześnie. Stanęło na Mercedesie W124 coupe. Wybraliśmy się razem do Niemiec w poszukiwaniu odpowiedniego modelu i… wróciliśmy z Passatem B5.

Już w drodze powrotnej syn stwierdził, że to jednak nie to, brakowało tego czegoś, duszy, charakteru, choć trudno mi to było zrozumieć. Zapadła decyzja, że Passata trzeba sprzedać. Odkupiłem go i powtórnie wybraliśmy się za granicę, co zaowocowało w 2007 r. pięknym dwudrzwiowym W124. Tysiąc kilometrów drogi powrotnej sprawiło, że i ja zaraziłem się chorobą znaną każdemu posiadaczowi klasycznego mercedesa. Przy ograniczonym budżecie wybór modelu nie był tak oczywisty. Postanowiłem sprzedać kilka własnoręcznie odrestaurowanych motocykli, pozostawiając na pocieszenie zabytkowego BMW R25/3. Jednoślady miały umożliwić mi zakup niezbyt wówczas popularnego Mercedesa W123 coupe, z którego dobrodziejstwa skorzystałaby i moja małżonka i wnuki. I tak, po raz trzeci w ciągu dwóch lat, wybraliśmy się za granicę na poszukiwania.

Samochód przywiozłem w kwietniu 2007 r. z Niemiec. Model 230ce z 1983 roku poddany był w swojej młodości głębokiemu tuningowi, dodatkowo niektóre elementy podwozia zaczynała trawić rdza. Na szczęście był kompletny, wyposażenie było oryginalne i zgodne z numerem WIN i fabryczną kartą zamówienia, a wnętrze miał zadbane.

Rozpoczęła się restauracja. Wychodząc z założenia, że stwórca stworzył w 1983 roku dzieło doskonałe, usunąłem wątpliwej urody spojlery i chromowane „cyrkle” nad kołami. Pływające zawieszenie, skorodowane podwozie i elementy karoserii przeszły konserwację. Ku mojemu zaskoczeniu, skrzynia biegów i silnik były w bardzo dobrym stanie, co mogło potwierdzać oryginalny przebieg blisko 200 tys. km na liczniku.

Bolączką tego modelu są parciejące uszczelki okienne. Nie dość, że są trudno dostępne, to ich cena jest zaporowa. Po pierwotnym tuningu pozostawiłem tylko sprężyny, na których samochód wygląda naprawdę rasowo, a komfort nie ucierpiał. Pozostawiłem również oryginalny hak holowniczy, pełniący obecnie rolę dodatkowej strefy zgniotu.

Czterobiegowa skrzynia i 136-konny silnik M102 na wtrysku to dobre zestawienie, łączące odpowiednią dla 201 Nm dynamikę i trwałość. Mercedes daje niesamowitą przyjemność z jazdy. To typowy ‘odscoolowy’ youngtimer ze stajni Daimlera-Benza, w którym przeplata się barokowe piękno bryły, błysk chromu, wygoda, z niemiecką bezkompromisową solidnością.

Przestrzegam, że można się od tego uzależnić. Dziś „beczka” ma już rodzeństwo w postaci większego w126. Ale o tym kiedy indziej!

Pozdrawiam miłników marki Mercedes i Czytelników KlassikAuto.pl
Bogdan z Krapkowic