Jestem właścicielką Trabanta! Model 601s, rok produkcji 1988. Przesyłam paragon z Polmozbytu. Jestem jego pierwszą użytkowniczką (ale drugim posiadaczem).

Błękitny jest. Błękitny jak Niebo!
Prezent od Taty, który miał nietęgą minę jak musiał dzielić się ze mną, rwącą się do kierownicy po uzyskaniu „prawka” swoim wychuchanym wozem. W dniu swoich dziewiętnastych urodzin wyjechałam nim na ulice mojego miasta …. no i tak mi już zostało!

Trabant okazał się autem wdzięcznym dla młodej adeptki motoryzacji. Adeptki nie bojącej się braku wspomagania kierownicy, operowania ssaniem i magicznego mieszania mikstury pędnej! Przyrządzanie mieszanki paliwowo-olejowej mam na myśli. Okazało się, że mam Miksol w żyłach i pokochaliśmy się z Błękitnym miłcią dozgonną!

Zaczęły się spoty, zloty, rajdy i inne takie! Klasyczne ziarno padło na podatny grunt! Oprócz kultowego auta z duszą, budzącego sympatię graniczącą z sensacją na ulicach, parkingach i stacjach benzynowych zyskałam wielu przyjaciół (pozdrawiam Trabant Trójmiasto) a nawet i męża! (Tak! Poznaliśmy się na zlocie! Dziś w naszym związku przypada po 1,5 Trabanta na głowę) Jesteśmy ze sobą (ja i Trabant, nie mąż ) już tak długo, że można powiedzieć, że jeździłam klasykiem zanim jeszcze w społeczeństwie funkcjonowało pojęcie „jeździć klasykiem” i szczerze mówiąc jeszcze zanim na dobre ugruntowała się w motoryzacji pozycja Trabanta w gronie aut klasycznych.

Kobiety i Trabanta o wiek się nie pyta, więc niech pozostanie tajemnicą ile to już lat, ale zaręczam, że sygnalizatory drogowe były już kolorowe. Ale nie dlatego jestem dumna z mojego Błękitnego. Jest wyjątkowy! Bo niezmiennie od lat wywołuje ten sam uśmiech na mojej twarzy! Bo nie sposób być w złym nastroju, kiedy się go prowadzi! Bo jest jedyny w swoim rodzaju! Bo już takich nie robią?

Bo przeżyliśmy razem tyle przygód, że anegdot starczyłoby na długie godziny opowiadania! I to czyni z niego auto z duszą! To, że towarzyszył mi w młodzieńczych wybrykach, wiernie woził na studia i towarzyszące im imprezy. Był towarzyszem w zdobywaniu życiowej samodzielności, był pretekstem do spontanicznych spotkań ze świetnymi ludźmi w trudniejszych chwilach. A dziś w pełni zasłużył na swoje miejsce w garażu i jazdę tylko w sprzyjających warunkach pogodowych!

Nie wiem za co można cenić tę konkretną markę? Ja już nie oceniam go tymi kategoriami! Ma kilka niezaprzeczalnych zalet wszakże! Przestronny bagażnik – spakowanie się na biwak to bułka z masłem.
Jest lekki – można nawet będąc dziewczyną łatwo zepchnąć go na pobocze jak benzyny zabraknie – sprawdzone w praktyce! Adoracja ze strony starszych panów na stacjach benzynowych! Bezcenne!

Lans …. no nie oszukujmy się, coś w tym jest. Zawsze odpala! Nawet w giga mrozy! Mocny akumulator i pewne drobne zabiegi w baku gwarantują niezawodność w tym zakresie! Wad ma wiele. Słabe rozwiązania techniczne, słabe materiały …. ale czy ja już wspominałam. że przede wszystkim ma duszę?

Na zdjęciu! MY!
Pozdrawiamy Czytelników portalu!
Emilia Jasińska & Błękitny

Ps. Fotki bonusowe. Klasyczny jest nie tylko mój Trabi! Nie wyczerpuje tematu klasyków w moim życiu.
Prawie dwa lata mam już Jawkę 50-kę z 1976 roku, na której uczyłam się jazdy, a od zeszłego lata przesiadłam się na „dorosłą maszynę” – Suzuki GN125 rocznik ’97. Model z premedytacją wybrany za swe rozliczne walory. Już zalatuje klasycznością, czy jeszcze zbytni młodziak z niego? Zwę go pieszczotliwie GieNkiem! Przesyłam Państwu i ich! Aczkolwiek to Błękitnego zdecydowałam się uczynić bohaterem konkursowego zgłoszenia , bo należy mu się!

A z wystawy starych motocykli w maju ubiegłego roku w Muzeum Techniki i Przemysłu NOT wyszłam autentycznie wzruszona!