Kiedy zobaczyłem to ogłoszenie, to tak naprawdę dowiedziałem się o istnieniu tego modelu Audi. Ogłoszenie wzbudziło moją uwagę, a w sercu zagrała wspomniana wcześniej ogromna chęć „zemsty” za nieukończenie „śledzika” i zakupiłem Audiolkę. Samochód został sprowadzony do Polski z Niemiec. Przywiózł go człowiek dla siebie z zamiarem odrestaurowania. Mówiąc krótko, przeliczył się z kosztami.


Odbudowę samochodu zamierzał zlecić „fachowcom”, a po wstępnej wycenie stwierdził, że nie podoła temu zadaniu.  Pomijając wiek auta, duży wpływ na oznaki korozji, w tym przerdzewiałe progi, ranty, dolne drzwi, dolne krawędzie błotników itp. odegrał fakt, iż nie było użytkowane prze długi okres czasu i stało pod przysłowiową chmurką. Poza tym, jak wspomniałem wcześniej, auto było kompletne. Dobiłem targu z właścicielem i Audiolka wróciła lawetą do mojego garażu.

Następnego dnia udało się nawet wskrzesić staruszkę do życia i dokonać próbnych jazd przed domem. Akumulator zapożyczony od innego auta, przeczyszczone świece, odrobina benzyny podlana do gaźnika i udało się. Przebieg, jaki wskazywał licznik, to 88 tys.km, nie duży jak na wiek. Po zmierzeniu ciśnienia na cylindrach i dokładnemu przyjrzeniu się, w szczególności wnętrzu auta, które pomimo 40 lat było w niesamowitej formie, stwierdziłem, że rzeczywiście przebieg może być prawdziwy. Obszerna dokumentacja zdjęciowa jeszcze w całci przed odbudową i zaraz po tym zabrałem się za rozbieranie Audiolki na czynniki pierwsze, wiernie zapisując każdy etap rozbiórki w pamięci aparatu cyfrowego.

Odrestaurowanie chciałem przeprowadzić w 100%, czyli całkowite rozebranie do najmniejszego szczegółu i wierna odbudowa wedle oryginału. W międzyczasie zacząłem poszerzać wiedzę na temat modelu oraz sprawdzać dostępność części. Z jednej strony cieszył fakt, iż model nie jest dość popularny i nie ma za wiele tych egzemplarzy u nas w kraju, z drugiej zaś strony martwił skąd wyszukiwać potrzebne części. Ale idąc za dewizą jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B i powtarzając sobie, że nie popełnię tego samego błędu, jaki popełniłem z Wartburgiem, brnąłem dalej w prace przy odbudowie.

Większość prac wykonywałem sam, nie licząc piaskowania, lakierowania karoserii, malowania proszkowego elementów zawieszenia, chromowania zderzaka i listew ozdobnych a także pracy tapicera, a konkretnie obłożenia skórą kokpitu deski rozdzielczej. Wnętrze, czyli fotele, tapicerka, podsufitówka, boczki drzwi, wykładzina, to elementy, które wymagały jedynie czyszczenia, były w bardzo dobrym stanie, co najważniejsze oryginalne. Prace blacharskie robiłem z dużą pomocą dobrego przyjaciela blacharza Krzysztofa, zapożyczonym migomatem z warsztatu, w którym pracował kolega. Dylemat powstał w momencie decyzji, co do koloru auta. Czy zostać przy mało wyrazistym i dość słabo wyróżniającym oryginalnym kolorze (kość słoniowa-piaskowy), czy użyć nieco dodających energii i stylu kolorów?  Po ciężkich rozmyślaniach i debatach ze wszystkimi możliwymi znajomymi wybór definitywnie padł na barwę błękitno-białą (w takich barwach również zjeżdżały z taśmy fabryczne Audi 60).

Sam proces lakierowania zleciłem zaprzyjaźnionemu warsztatowi lakierniczemu, istniejącemu od ponad 20 lat, posiadającemu bardzo dobrych pracowników, sprzęt i w szczególności komorę lakierniczą. Jak wspomniałem wcześniej, auto poza kolorem jest w 100% oryginalne, nie posiada tzw. przeróbek. Z części nowych udało mi się dokupić oryginalne klocki hamulcowe wraz z tarczami oraz szczęki hamulcowe i pompę paliwa, które przeleżały ok. 30 lat na półce. Chłodnica po 40 latach wymagała jedynie odnowienia, czyszczenia i malowania. Pompa hamulcowa, cylinderki, serwo są oryginalne, jedynie uszczelki i elementy gumowe zostały wymienione na nowe, dokupione i dopasowane po wymiarach.

Z elementów zawieszenia, amortyzatory dopasowane nowe od innych modeli na podstawie wymiarów i parametrów. Wahacze i drążki również pochodzą oryginalnie od auta, jedynie tuleje gumowe wahacza przedniego wymagały wymiany. Tu było trochę szukania, ale udało się dokupić po wymiarze, niestety nie wiadomo nawet od jakiego pojazdu, gdyż te elementy leżały na półce sklepowej przykryte kurzem i sam sprzedawca nie wiedział do czego i od czego są. Jedynie co trzeba było poprawić, to rozwiercenie wnętrza tulei pod konkretny wymiar.

Elementy gumowe takie jak np. osłony przegubów, drążków kierowniczych czy osłony sworzni wahacza zostały wymienione na nowe, wyszukane po rozmiarach i dopasowane do oryginału. Instalacja elektryczna w samochodzie jest oryginalna, jedynie same końcówki – złączki wymagały wymiany oraz w niektórych miejscach osłony przewodów.

Skrzynia biegów po rozebraniu okazała się w bardzo dobrym stanie, nie wymagała konkretnych napraw poza wymyciem, polerowaniem i uszczelnieniem. Silnik również po rozebraniu nie wymagał większych napraw. Głowica jedynie została poddana remontowi, nowe uszczelniacze, prowadnice zaworów, wyrównanie-planowanie, czyszczenie, nowa dorobiona na zamówienie uszczelka głowicy. Rozrusznik i alternator gruntownie zregenerowane, odnowione tak jak i wszelkie inne elementy, które można bez końca wymieniać, w każdym razie wszystkie części oryginalne – odnowione.

Odbudowa samochodu zajęła mi ok. 1, 5 roku. Z rozwiązań technicznych, na które warto zwrócić uwagę to na pewno miejsce umiejscowienia tarcz hamulcowych, nie standardowo przy kole, lecz przy skrzyni biegów, stosowane również między innymi w Alfa Romeo 75, czy Citroenie DS. Równie ciekawym rozwiązaniem technicznym jest zastosowanie w przednim zawieszeniu wzdłużnego drążka skrętnego. W nieco inny sposób również zamocowana jest chłodnica płynu chłodzącego silnika, ze względu na brak miejsca w komorze silnikowej, ponieważ podwozie modelu F 103 pochodzi od modelu DKW F102, gdzie był montowany nieco mniejszy, trzy cylindrowy silnik dwusuwowy, chłodnica zamontowana została po lewej stronie silnika zamiast normalnej w pozycji na wprost.

Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że silniki modelu F103 były zbudowane – opracowane przy dużym udziale firmy Daimler-Benz, która to w latach 1958-1964 była właścicielem Auto Union.  Odbudowę samochodu ukończyłem w zeszłym roku w maju. Zdążyłem zaledwie przejechać nim około 30 km. Niestety zmuszony wyjazdem za granicę przygotowałem godne miejsce w garażu dla Audiolki, w którym spędziła samotnie prawie rok. Teraz jestem na etapie przygotowywania auta do rejestracji na żółte tablice zabytkowe i mam nadzieję zaliczyć kilka zlotów aut zabytkowych. Także cała przygoda jeszcze przed nami!