Noc Muzeów to fantastyczny pomysł, który ma coraz więcej zwolenników i uczestników. Sukces tej akcji chyba nie opiera się tylko na darmowym dostępie do muzealnych zasobów. W ten wieczór naprawdę można zobaczyć sporo ciekawych rzeczy. Ja wybrałem się do Muzeum Pojazdów Zabytkowych, które jest na terenie Skansenu Luiza z Zabrzu i to nie jako zwiedzający, a skromny wystawca. Kustoszem tego muzeum jest Stefan Arendarczyk, kolekcjoner i wielki miłnik starych pojazdów.

W Noc Muzeów występował w czerwonej kamizelce, pod kolor jednego ze swoich aut. W swojej kolekcji ma pojazdy przedwojenne jak np.: BMW, czy Opel 1,2, jak również powojenne zabytki.

Perłą jego kolekcji jest Daimler Majestic Major, który miał zaszczyt wozić Królową Brytyjską, matkę obecnej monarchini. Samochód po odbyciu służby w królewskich garażach został sprzedany – nawet brytyjska monarchia jest oszczędna – i wylądował w USA. Stamtąd p. Arendarczyk kupił go dla siebie. Nigdy nie przyznał się ile go kosztował transport do Polski, ale przy aucie o masie ponad 2,5 tony na pewno była to spora kwota.

No i przy pierwszych zakupach części okazało się, że dla takiego modelu są one dostępne tylko dla członków klubu posiadaczy Majestica. Po wyjaśnieniu drogi jaką samochód tej klasy znalazł się w Polsce, został przyjęty w poczet tego elitarnego klubu.

Jako pasjonat starej motoryzacji stwierdził też, że musi zadbać o udokumentowanie naszej rodzimej motoryzacji. Stąd w jego kolekcji jest między innymi Polonez, zwany Borewiczem, czy Fiat 126p Bis. Ponadto są tam samochody innych kolekcjonerów.

W Noc Muzeów ta kolekcja została wsparta liczną grupą zabytków ruchomych, które przyjechały, aby wspomóc Kustosza. Był Ford Capri, Wołga – obowiązkowo w czarnym lakierze, Trabant, którego spaliny wchodziły do kabiny, więc kierowca miał pod ręką maskę gazową, Fiat 128 Sport, Fiat 125 MR, VAZ 2101, czyli Żiguli, mój Fiacik 850 Sport Coupe, no i Syrena 105, ale na żółtej rejestracji i Garbus, ten z kolei miał czarne tablice.

Wszystkie te kolory w światku pasjonatów zabytkowej motoryzacji mają wielkie znaczenie. Np.: czarne tablice świadczą, że dany egzemplarz jest od wielu lat w tych samych rękach, z żółte mówią, że jest to ewidencjonowany przez Konserwatora Zabytkowego zabytek ruchomy.

Jako konkurencję mieliśmy pojazdy militarne, zwłaszcza te, które odpalały silniki. Ale po zmierzchu już tylko straszyły swoim stalowym ogromem w ciemnościach rozświetlanych nielicznymi lampami. I tak największą atrakcją Skansenu Luiza była maszyna parowa, która kiedyś obsługiwała szyb kopalniany. W sobotę była uruchamiana w pełne godziny i przez kilkanaście minut wprawiała w ruch olbrzymie koło zamachowe wywołując dreszcz emocji u licznie zgromadzonych widzów. Jako jedyna w Europie jest prawdziwie parowa, ponieważ Skansen dostaje parę od sąsiedniej elektrociepłowni. Maszyny w innych skansenach pracują obecnie na sprężone powietrze. Jak maszyna kończyła pracę, wtedy tłumy przychodziła oglądać nasze auta.

Muszę powiedzieć, że ludzie zaglądali wszędzie, często nawet nie pytając się, czy można otworzyć drzwi, prywatnego w końcu pojazdu. Od odpowiadania na pytania zasychało nam w gardle, ale organizatorzy mieli napoje dla wystawców, więc udało się przeżyć Noc Muzeów i nawet mój Fiacik nie został zdewastowany. Ma tylko liczne ślady małych i tłustych rączek, bo małolatów było też dużo. Dwa lata temu bilans pokazywania się na Nocy Muzeów był poszerzony o urwaną klamkę w drzwiach.

Więcej zdjęć jest tutaj: http://veteran.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1874