Automobilklub Beskidzki jest słynny z tego, że „od zawsze” organizuje Międzynarodowy Rajd Beskidzki będący eliminacją Mistrzostw Polski Pojazdów Zabytkowych. Od sześciu lat pod jesień organizuje Zlot Pojazdów Zabytkowych, będący miniaturą swojej sztandarowej imprezy. Czas trwania krótszy, znikomy koszt, ale jedno mają wspólne – wspaniałe auta. W 2015 roku impreza trwała dwa dni, 19-20. września i zaczynała się w Węgierskiej Górce, a kończyła w Bielsku-Białej.

Do bazy zlotu dotarłem w sobotę ciemną nocą, ale to co zobaczyłem na trawniku pod hotelem spowodowało, że już wcześnie rano w niedzielę wstałem i uzbrojony w aparat fotograficzny i poszedłem podziwiać perełki klasycznej motoryzacji. W porannej rosie wyglądały wspaniale i tajemniczo. Parę widziałem po raz pierwszy, o paru nawet nie słyszałem, a o jednym nic nie mogłem się dowiedzieć, dopóki nie przyszedł właściciel i uświadomił mnie i innych tak samo ciekawych, że srebrne coupe o włoskiej linii, bez żadnych znaczków, jest to Ford OSI, czyli niemiecki Taunus 20M we włoskiej karoserii firmy Officine Stampaggi Industriali. Zachwycające auto.

Drugim autem, równie tajemniczym co do kształtu było BMW, dwuosobowy roadster w kremowo-czerwonej kolorystyce. Dopiero potem dowiedziałem się, że to cudo spod znaku biało-niebieskiej szachownicy to unikalne 315/1. Produkowane w latach 1934-35 w znikomej liczbie 230 egzemplarzy. Potem dojechało jeszcze BMW 327. Ale ten kremowo-niebieski kabriolet na czarnych blachach już widziałem wiele razy. Obok trzysta piętnastki stały dwa Polskie Fiaty 508. Miały podobną sylwetkę, ale różniły się atrapami chłodnic. Jedno miały wspólne, były perfekcyjnie odnowione. Zresztą wszystkie auta tej imprezy były jak nowe lub jeszcze lepsze.

Do tego towarzystwa pasowała Simca 8 czyli licencyjny Fiat Ballila, Triumph TR3, Triumph Harald 1200, mój MG TD, czy MGA i MGB GT organizatora. Na trawniku stała jeszcze Alfa Romeo Spider i Fiat 128 3p, obecnie też unikalna wersja. Było trochę Mercedesów, ze 190 SL na czele. Było sporo aut amerykańskich, obok dwóch Lincolnów Continentali była Riviera w wersji boattail, Oldsmobile Toronado, słynne z tego, że ma przedni napęd. Obowiązkowo były Cadillacki, a nawet dwa Mustangi. Wracając na kontynent europejski to przyjechał AutoUnion 1000S w wersji deLuxe. Nawet Zemsta Stalina czyli Zaporożec Uszatek się pojawił. Było trochę aut ze znaczkiem VW na masce – Garbusy i Karmanny, a nawet Kubelwagen obowiązkowo w szarym kolorze Wehrmachtu.

Największym pojazdem, który pokazał się tylko na Placu Ratuszowym w Bielsku-Białej był autobus, słynny Ogórek. Ileż wspomnień mają ludzie z tym pojazdem. Przyjechała nawet Skoda 125 w rajdowej specyfikacji z dawno nie widzianą załogą. Ponieważ była tam pani i dwóch panów to jeden z nich zasiadł na prawym fotelu mojego MG i wspaniale się sprawdził jako pilot. Pilot był potrzebny bo do Bielska-Białej trzeba było dojechać trasą opisaną w itinererze. Ciekawym przez to, że nie było w nim kilometrów, tylko punkty charakterystyczne. Po raz pierwszy jechałem z takim opisem i bardzo mi się spodobał. Jechaliśmy przez Trzebinię, Żywiec, Tresną, Międzybrodzie Bialskie i Przegibek. Ponieważ odpadł mi obowiązek pilnowania licznika kilometrów mogłem podziwiać piękno beskidzkiego krajobrazu.

Prognozy pogody nie sprawdziły się, ponieważ nie było deszczu, którym straszono od kilku dni, choć momentami chmury wyglądały groźnie. Brak deszczu był o tyle istotny, że jechaliśmy bez dachu, który jeszcze w Węgierskiej Górce desperacko złożyłem, jak tylko na chwilę pokazało się słońce. Na Placu Ratuszowym było sporo widzów, których nie odstraszyły prognozy pogody. Zrobili słusznie że przyszli, bo mogli zobaczyć ciekawe auta, a deszczu nie było. Były lata, że na tym placu konkurs elegancji odbywał się w strugach ulewy. Ciekawe auta ściągnęły oczywiście różne telewizje, które dopadały delikwentów i wyciągały z kierowców co się dało, aby potem można było zmontować z tego sensowny reportaż.

Na koniec prezydent Bielska-Białej wręczył puchary i nagrody. Przy tej liczbie tak ciekawych aut wybór tych najlepszych wymagał na pewno niezłej gimnastyki. Na drogę powrotną do Gliwic założyłem dach, ale przydał się dopiero na ostatnim kilometrze, kiedy to już w mieście dopadł mnie obiecany przez prognozy deszcz.
Listę obecności można znaleźć tutaj: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10207738019438812.1073741858.1543095266&type=3