Wcale nie tak dawno temu, pewnego bardzo pochmurnego i ponurego, sobotniego przedpołudnia stanąłem przed bardzo ciężkim wyzwaniem – wyjazdem na zakupy, z wyjątkowo marudną kobietą.. Wizja spędzenia całego dnia w sklepach z ubraniami, wydania połowy wypłaty i przetrwania kilku fochów przyprawiła mnie o zawrót głowy.
W mojej głowie momentalnie zaczęły pojawiać się dziesiątki wymówek, różne plany jak uniknąć zakupów. Wiem! „Kochanie, w przyszłym tygodniu przyjedzie na lawecie mój samochodzik, muszę zrobić dla niego miejsce w garażu”. Foch. Ale przynajmniej mogłem zostać w domu :)
Podczas sprzątania garażu znalazłem sporo starych, nieużywanych lub uszkodzonych narzędzi, zużytych części, które zostały po moim Komarku (tęsknię za nim!). Chwila zastanowienia – co z nimi zrobić, wyrzucić? Nieee, to by było zbyt proste. Spawarka, trochę profila 25x25x2 i … po godzinie miałem konstrukcję stolika. Teraz zostało jakoś przymocować części. Początkowo plan miałem taki, żeby jako blat wykorzystać blachę, a na niej ułożyć/przykleić poszczególne części. Spróbowałem jednak bez blachy – odwróciłem stolik blatem do dołu, dopasowałem części, które miałem tak, aby szczeliny były jak najmniejsze i … pospawałem wszystko od spodu.
Efekt baaardzo mnie zaskoczył, wyszło lepiej niż planowałem. Żeby nie rdzewiało pomalowałem tym, co miałem pod ręką, czyli czarnym podkładem. Tak na chwilę, dopóki nie kupię lakieru. Stolik pomalowany podkładem stoi do tej pory i codziennie rano cieszy moje oko. :)
A samochód dla którego robiłem miejsce? Renowacja trwa, trzymajcie kciuki żebym nie musiał robić z niego kolejnego stolika :)
Pozdrawiam
Adam Niski