Jestem Fiatem sto dwadzieścia sześć pe potocznie zwanym „maluszkiem” i mam na imię Bronisław. Urodziłem się w styczniu roku pańskiego 1979 w zakładzie numer 2 Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Tychach.
Kilka dni po moich narodzinach zostałem zabrany w bardzo długą podróż, jak mi się wtedy wydawało, do Przemyśla. Pamiętam jak z kolegami jechaliśmy na naczepie ciągniętej przez STARA. W Przemyśle bardzo szybko pojawił się mój pierwszy kolega Bronisław Czuba, który zabrał mnie do siebie.
Był to naprawdę spoko facet. Po przyjeździe do Niska zobaczyłem, że mam już swój nowo wybudowany pokój zwany przez mojego kolegę garażem, gdzie odtąd mieszkałem. Kilka dni później w prezencie otrzymałem moje pierwsze i jedyne jak dotychczas tablice rejestracyjne o numerze TGB0148 i to był początek wspólnych podróży.
Razem z moim kolegą i jego rodziną byliśmy nad morzem, byliśmy również w górach, ogólnie zwiedziliśmy chyba cała Polskę. Denerwowałem się tylko kiedy to zawsze po 1 listopada kolega zamykał mnie w garażu i przykrywał kocykiem nie pozwalając rzucać się śnieżkami z innymi autkami. Na początku nie wiedziałem co robić, a później wpadłem na pomysł, że nie będę wyjeżdżał i zawsze blokowałem któreś koło. Jednak teraz rozumiem z jakiego powodu mój kolega nie wypuszczał mnie na śnieg. Był on bardzo szkodliwy dla mojej karoserii. Warto dodać, że mój kolega Bronisław miał brata o imieniu Henryk, który również posiadał „maluszka” z tego samego roku co i ja.
Byliśmy jak bracia bliźniacy mimo, że ten był 3 miesiące starszy ode mnie. Często razem jeździliśmy na wycieczki, to tu, to tam. I tak bardzo sympatycznie mijał nam czas do dnia kiedy to zazdrosny o moje szczęśliwe życie Ursus postanowił zrobić coś bardzo złego – uderzył mnie w tylni błotnik, to było straszne…
Mój kolega Bronisław przez długi czas nie mógł zrozumieć dlaczego tak się stało. Pomimo wielu źle wróżących mi głosów oddał mnie do znachora, który miał niezłe poczucie humoru – ozdrowiałem. Jednak z tego wrażenia aż „zzieleniałem” a działo się to około 2000 roku, ale już nie pamiętam dobrze. Najważniejsze było, że dalej mogliśmy razem z moim kolegą jeździć na wycieczki. Aż do 2012 roku, kiedy to mój kolega Bronisław odszedł do krainy darmowej benzyny.
I znowu nie wiedziałem co ze mną będzie, siedziałem sobie cicho w moim pokoju, aż nagle wygoniła mnie z niego córka mojego kolegi Bronisława i kazała stać pod drzewem. Nie wiem czym jej zawiniłem. Było mi bardzo smutno z tego powodu, przepłakałem wiele nocy i zobaczyłem że śnieg nie jest fajny, że jest zimny, zły i mokry.
Aż pewnego dnia pojawił się mój nowy kolega Marcin, który to jak mówi bardzo długo się starał żebym się z nim zakolegował. Pamiętam dzień, w którym zabrał mnie z pod drzewa. Widziałem jak dawał bardzo dużo papierków dzięki, którym pozyskuje się paliwo na stacji benzynowej. Byłoby na więcej niż 300 litrów.
Mój nowy kolega okazał się być również bardzo fajny, zmieniłem pokój na większy i ładniejszy, już przez długie zimowe wieczory nie czuję się samotny ponieważ dzielę mój pokój z nowo poznaną koleżanką Wiesią. I dalej jeździmy na różne wycieczki. Byliśmy nawet na Mistrzostwach Polski Pojazdów Zabytkowych i wtedy dowiedziałem się, że jestem już zabytkowy. Faktycznie mało już widać „maluszków” na drogach. W większości teraz widzę jakieś plastikowe pojazdy. Dzięki tym mistrzostwom pisała o mnie nawet Trybuna Ludu czy Automobilista i miałem bardzo fajną fotografię.
Ja jednak najbardziej lubię jak mój kolega Marcin zabiera mnie na wycieczki niedzielne, zawsze spotkam jakieś fajne autka i mam bardzo dużo nowych fotografii. Czuje, że przede mną jeszcze wiele szczęśliwych kilometrów do przejechania. Z dumą patrzę w przyszłość.
Pozdrawiam Społeczność portalu
Marcin Kopyść