W miejscowości Rużomberok na Słowacji już po raz 16. zjawiły się klasyczne samochody, które ściągnęła tam Ruża Veteranow. Na tej imprezie byłem po raz drugi i mogę tylko żałować, że tak późno zacząłem tam jeździć. Właściwie to powinienem napisać bardzo starych samochodów, bo jak określić Buicka z 1913 roku. Pełno wymiarowy stulatek, dziarsko pokonujący odległość 120 km z prędkością do 60 km/godzinę. Do tego mający cztery osoby na pokładzie, odważne lub nieświadome tego, że pojazd ten ma rachityczne hamulce, zresztą tylko w tylnych kołach.
Takich pojazdów było więcej, np.: były dwa Fordy T tylko kilka lat młodsze, oczywiście obowiązkowo czarne. Jeden w ciekawej wersji Doctor Ford, czyli pojazd, którym w tamtych latach amerykańscy lekarze odwiedzali swoich pacjentów. Mieścił tylko konowała i jego walizeczkę. Ale co tam motoryzacja amerykańska.
Licznie była reprezentowana motoryzacja europejska i to ta z lat dwudziestych i trzydziestych. Już w ubiegłym roku mogłem zobaczyć monstrum na dwudziestocalowych kołach noszący znaczek lecącego żurawia i napis Hispano-Suiza na chłodnicy. Miało zamknięte nadwozie. W tym roku pokazało się kolejne monstrum tej samej firmy, tym razem odkryte, w którym zarówno pierwszy jak i drugi rząd siedzeń miał swoją szybę. Poza znaczkiem oba pojazdy łączył ogrom. Po prostu były wielkości sporej ciężarówki. No ale rocznik 1923 budził szacunek.
Albo taka Skoda 110 w wersji Laurent-Klement z 1927 roku. Przemysł motoryzacyjny Czechosłowacji był w tych latach niezwykle silny i dlatego też było mnóstwo aut ze znaczkiem Skoda, Aero, czy Tatra. Podobnie z motocyklami.
Najstarszym zarejestrowanym uczestnikiem jednośladowym była Omega 500 z 1927, której jednocylindrowy motor wydawał straszliwe dźwięki. Ale jeździł i całą trasę przejechał na własnych kołach. Takie marki jak Ariel, AJS czy RD odeszły już w niebyt, ale ich pojazdy nadal jeżdżą. Co ciekawe ich kierowcy mieli stroje odpowiadające stylem tym pojazdom. Kraciaste marynarki, obowiązkowo w stylu zwanym angielskim, spodnie pumpy i buty sznurowane aż do kolan. Na głowie kaszkiet z daszkiem lub pilotka oraz obowiązkowo gogle z chromowaną obwódką. Czas się cofnął, jak w pewnym filmie o Paryżu.
Sporo było też pojazdów z lat powojennych i to niekoniecznie popularnych. Wszak Ferrari nigdy nie produkował swoich aut na masową skalę, a model 330 Berlinetta z początku lat sześćdziesiątych sam z przyjemnością oglądałem. Zresztą po raz pierwszy w życiu. Ja przyjechałem w dwa auta, Fiat 850 Sport Coupe z 1968 roku i Fiat X1/9 z 1977 roku. Fiat 850 był reprezentowany kilkoma samochodami. W Czechosłowacji można go było kupić w ichnim Pewexie za dość rozsądne pieniądze. Za to z Fiatem X1/9 miałem monopol, a i sam model budził wielkie zainteresowanie.
Formuła imprezy to odwiedzanie różnych miejscowości i prezentowanie pojazdów na placach czy rynku. Mieszkańcy podziwiali auta, a my byliśmy częstowani różnymi smakołykami, często lokalnymi specjałami. Pogoda sprzyjała podziwianiu. Widzów było mnóstwo, zresztą nie tylko na postojach, ale również na trasie przejazdu.
No i jeszcze jedna wspaniała cecha imprezy w Rużonberku, to swobodna atmosfera pełna życzliwości, której nie da się zorganizować, ani zalecić. To uczestnicy ją tworzą. Kto chce zobaczyć obszerną „listę obecności” to zapraszam na: http://veteran.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1915