Agnieszka Osiecka (1936-1997) do dziś uznawana jest za jedną z najwybitniejszych polskich poetek. W jej autorskich, przesiąkniętych życiową prawdą tekstach nadal rozśpiewuje się cała Polska, a ich wykonawcy osiągnęli dzięki nim niewyobrażalny sukces. Ale czy zastanawiało Was kiedyś, czym poruszała się przed laty ta wybitna artystka?

Jednym z pierwszych, czterokołowych „kompanów podróży” Agnieszki Osieckiej był elegancki Ford Taunus. Jego właścicielka na pewno od razu zakochała się w jego bajecznych kształtach. W końcu Ford posiadał nawet swoje własne przezwisko – Jean.

Według przekazywanych z ust do ust informacji, pojazdem tym był czterodrzwiowy Forde Taunus 17M lub 20M P5. Został on wyprodukowany w połowie lat sześćdziesiątych i jak na czasy swojego debiutu był prawdziwą „perełką” w europejskiej gamie modeli Forda.

„Działałam jak wahadło. Jednego roku coś skłoniło mnie do zakupu ekstrawaganckiej łodzi motorowej, którą pływałam po mazurskich jeziorach (…) Dostałam takiego szału, takiego jakiegoś zwycięskiego pochodu, niezwykle wulgarnego. Samochód sobie kupiłam, Taunus – zielony, na białych oponach. Tylko to było jak odra. Ja może się w ten sposób zachowywałam pół roku, a potem przeszło na całe życie. Także te podarte swetry dalej noszę…”

 

Po przygodzie z iście zachodnim samochodem przyszedł czas na coś włoskiego. Poetka posiadała też bowiem kilka Fiatów. Jednym z pierwszych była niewielka sześćsetka, którą poprzez otwierane pod wiatr drzwi zaliczała się jeszcze do generacji „kurołapek”. Według niektórych źródeł, samochodem tym mógł być też jugosłowiański „bliźniak” Fiata 600, czyli Zastava 750. Samochodzik o najprawdopodobniej białym kolorze karoserii był zarejestrowany na warszawskich tablicach rejestracyjnych WK 55-88. Na swojej tylnej klapie miał metalową, widoczną już z daleka tabliczkę z napisem PL – popularny dodatek wielu samochodów z okresu PRL-u.

Następnym pojazdem popularnej autorki tekstów był Fiat 850. Nie było nim jednak sportowe coupé czy finezyjny kabriolet, lecz standardowa odmiana – Berlina. Niezawodny i trwały wóz dowiózł pisarkę nawet do odległych Węgier, gdzie jego równie jasna jak u poprzednika karoseria odbijała od siebie miliony rzucanych przez słońce promieni.

Czasy się jednak zmieniały, a wraz z nimi do przodu pogalopowała technika. Tak więc, gdy Agnieszka Osiecka otrzymała talon na nowiusieńkiego Fiata 132 – nie zastanawiała się nad jego zrealizowaniem ani chwili dłużej! Wygodny sedan klasy średniej miał co nieco pod maską i w zaledwie kilka chwil mógł pokazać swojemu kierowcy na co go stać! Identyczny, pomalowany w barwy MO model, wraz z bandą „kanciaków” gościł w tamtych czasach na planie kultowego serialu „07 zgłoś się”.

Z obszernym sedanem Fiata wiąże się jednak niezbyt ciekawa historia. Mianowice, zdarzyło się, że poetka pożyczyła wóz swojej dobrej znajomej – również pisarce. Artystyczna dusza miała wtedy problem ze swoim chorym ojcem, którego trzeba było natychmiast przewieźć z Olsztyna do Warszawy. Poruszona historią Agnieszka bez wahania pożyczyła samochód swojej koleżance, która jak się później okazało – nie miała nawet dokumentu prawa jazdy (!). Tak więc zaniepokojona tym faktem poetka załatwiła też w biegu kierowcę. Niestety, po kilku dniach wyszło na jaw, że owy Fiat został rozbity. Co ciekawe, podobno wóz nie został też nigdy zwrócony do rąk swojej prawowitej właścicielki…

Warto jednak pamiętać, że Agnieszka Osiecka bardzo często podróżowała w towarzystwie swojej  przyjaciółki – Maryli Rodowicz – dla której pisała też wyśmienite teksty. Panie wielokrotne były widywane w zielonym VW-Porsche 914 oraz w czerwonym Porsche 911T Maryli, która od zawsze kochała dobre i przede wszystkim szybkie samochody. Lecz nie zawsze wszystko szło tak, jak było to wcześniej zaplanowane…

„Kiedyś, pod koniec lipca, zadzwonił do mnie Daniel Passent, a więc Czarny Daniel, w odróżnieniu od Daniela Białego. Może byś skoczyła na Mazury — do Krzyży i zawiozła Agnieszce trochę prowiantu. Proszę bardzo. Pojechałam. Następnego dnia w Krzyżach nie wiadomo dlaczego uparłam się, żeby pojeździć konno. Ktoś nam powiedział, że siodło ma jakiś człowiek w oddalonej o trzynaście kilometrów wsi. Jedziemy. Ciepło, dach zdjęty. Stara, boczna droga i okropny zakręt w prawo. Okropny, bo zacieśniający się, to znaczy, że zakręt, który w zasadzie powinien się kończyć, dopiero się zaczynał. W dodatku był niewidoczny — zasłonięty zbożem. Samochód zaczął wpadać w poślizg. Próbowałam go wyprowadzić. Ze strachu za mocno skręciłam kierownicą w drugą stronę i uderzyłam w drzewo prawym przednim kołem. Samochodem zakręciło, rzuciło przez rów i znalazłyśmy się w polu tuż nad rowem melioracyjnym. Kiedy się ocknęłam, usłyszałam śpiew ptaków i zobaczyłam fruwające motylki. Przytomnie wyjęłam kluczyki ze stacyjki. Agnieszka z zamkniętymi oczami obmacywała ręką moją twarz. Po chwili poczułam okropny ból w lewym udzie. Nie byłam w stanie się ruszyć. Byłam przekonana, że mam złamaną nogę. Rzepka była zupełnie przesunięta. Agnieszka wydostała się górą (drzwi się nie dało otworzyć) i zatrzymała jakąś nyskę. Cały wypadek obserwował mały, może dziesięcioletni chłopiec, który skomentował to krótko: Głupie baby, mają więcej szczęścia niż rozumu. Niestety, miał rację. Po prostu jechałam za szybko. To był zakręt na jakieś czterdzieści, pięćdziesiąt, a ja jechałam dziewięćdziesiąt na godzinę. Kretynka i już. Nyska dowiozła nas do Krzyży. Po paru godzinach przyjechał Czarny Daniel i zrobił koszmarną awanturę, co nie było przyjemne, zważywszy na nasz stan. Ja — noga, Agnieszka wstrząs mózgu — jak się później okazało. Zdenerwowanie Daniela brało się z tego, że w drodze z Warszawy na Mazury wpadł samochodem do rowu. Wiózł w dodatku znajomą Amerykankę, a tu kolacja nie przygotowana. Przytomnie zachował się jedynie Mietek Rakowski, mieszkający w leśniczówce Pranie. Zawiózł nas do szpitala i zajął się wyciąganiem rozbitego samochodu. Nie było to proste w niedzielę. Udało mu się w końcu załatwić ciężarówkę z dźwigiem i wysłać ją razem z VW-Porsche 914 do Warszawy” – wspominała na łamach jednej ze swoich książek piosenkarka.

W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Agnieszka Osiecka zaufała japońskiej myśli technicznej i przesiadała się na niezawodne samochody marki Toyota. Jednym z nich była kanciasta Corolla w nadwoziu sedan z połowy lat osiemdziesiątych. Klekoczący pod jej maską silnik diesla często można było usłyszeć na Saskiej Kępie, gdzie mieszkała Agnieszka Osiecka. Jednostką napędową prostego w swojej konstrukcji wozu był motor 1.8D DX, dla którego nawet dystans miliona kilometrów był tylko rozgrzewką. Niestety, lekko rozklekotana Toyota była jednym z ostatnich samochodów niezapomnianej postaci, która na zawsze pozostanie w pamięci naszej jak i wielu Polaków.

 

Zdjęcia: Antykwariat Kwadryga, Car brochures&adverts, Beata Ochocińska, Krystian Tomala

Źródła pomocnicze: Kobieta to najpiękniejszy organizm żywy (RP.pl), film dokumentalny „Agnieszka”, film „Agnieszka Osiecka. Rozmowy o zmierzchu i o świcie”, „Niech żyje bal” Maryla Rodowicz