Kilka lat temu wybraliśmy się do Szwecji po samochód. Mieliśmy zarezerwowany przez internet konkretny samochód. Po zejściu z promu przejechaliśmy 500 km. Kupiliśmy od bardzo miłego, starszego pana, Mercedesa 170s z 1950 roku.
Załadowaliśmy go na lawetę, powróciliśmy do portu i tam właśnie zaczęły się nasze problemy, gdyż na straży stał młody celnik i nie wiedział, że można wywozić za granicę samochody zakupione na terenie Szwecji.
My mieliśmy problem, a nasz prom odpłynął bez nas. Musieliśmy czekać na pozwolenie na wywóz samochodu. Młody celnik dość długo dopytywał się, czy tak można, ale w końcu zjawił się jego szef i pozwolił nam na wywóz. Na koszt straży granicznej wymienił nam bilety na aktualne. Mieliśmy kilka godzin poślizgu. Lecz to nie był koniec naszych przygód.
Po przycumowaniu do portu Gdańskiego nie mogliśmy wyjechać z całej przystani, bo przy bramie wyjazdowej zepsuł się samochód przed nami, a że droga była wąska to nie mieliśmy jak go wyminąć. Tak właśnie czekaliśmy kolejną godzinę.
W następnych godzinach i kilometrach nic się nie działo. I wreszcie bez większych przygód dojechaliśmy do Góry Kalwarii, mojego rodzinnego miasta.
Od tamtej pory zaczęła się wielka przygoda z odrestaurowaniem auta. Na początku wzięliśmy się za czyszczenie samochodu z rdzy, której było bardzo dużo. Niektórych elementów nie udało się odzyskać. Na szczęście jestem spawaczem i z tymi problemami sam się uporałem.
Potem wzięliśmy się za rozbiórkę. Okazało się, że tylny most był zepsuty i trzeba było postarać się o inny lub o naprawę tego. Ale od czego są koledzy, prawda ? Pomogli mi znaleźć tylny most, który był całkowicie sprawny. Wszystko posegregowaliśmy i porozkładaliśmy na półkach tak, abyśmy wiedzieli co po kolei składać.
Mercedesa kupiliśmy niestety bez gaźnika Solex 32 i tutaj znowu przydali się koledzy, którzy pomogli załatwić takowy gaźnik. Gdy Mercedes był już rozebrany ze wszystkich elementów i oczyszczony z rdzy zaczęliśmy malowanie w warsztacie u zaprzyjaźnionego lakiernika, który miedzy innymi doradził nam, jaki wybrać podkład, aby warstwa nawierzchniowa lepiej się trzymała. Po wyschnięciu warstwy podkładowej zaczęliśmy malować farbą nawierzchniową, wybraliśmy kolor czarny.
Potem zaczęliśmy uzbrajać karoserię. Wpierw silnik i inne osprzęty, następnie wykończenie środka i pod koniec elementy chromowane, oczywiście na sam koniec zostawiliśmy sobie do założenia znaczek Mercedesa na grillu pokrytym warstwą świecącego się chromu.
Tak zakończyły się prace w naszej 170. We wszystkim pomagał mi mój syn. Potem już tylko zarejestrowanie na żółte tablice i jazda! Dowodem na tę naszą całą pracę są zdjęcia. Obecnie Mercedes jeździ na różnego rodzaju zloty, jak i na imprezy okolicznościowe. Cała praca nad naszą 170-ką trwała ok. 3 lat.
Tekst oraz zdjęcia: Osiecki Leszek