Filmy polskie początku lat sześćdziesiątych to istna mieszanka różnorakich samochodów, które poruszały się wówczas po naszych ulicach. Świetnie widać do w krótkometrażowym filmie „Kraksa”, którego reżyserem był Edward Etler. Na zrealizowanych w 1963 roku zdjęciach można dopatrzeć się naprawdę wyjątkowych wozów, które znacząco wychodziły poza schemat ówczesnych czasów.
Główny bohater filmu – uliczny ścigant, który z zimną krwią szarżuje po warszawskich zaułkach – porusza się Austinem Mini. Nie jest to jednak samochodzik z popularną jednostką o pojemności 850 cm3, a istne „diabelskie pudełko”, odmiana Morris Cooper. Pasażerką zawadiackiego kierowcy Mini jest zgrabna dziewczyna, w której rolę wcieliła się sama Barbara Brylska.
Sportowe manewry, które towarzyszą nam prawie przez całą część filmu są dziełem samego Sobiesława Zasady – czołowej postaci polskich i zagranicznych rajdów samochodowych. Co ciekawe, niewielki Austin z wielką naklejką PL na tylnej klapie był wówczas jego własnością.
Jedna z pierwszych scen, kiedy to kultowe Mini wdaje się w uliczny wyścig z podrasowanym Renault Dauphine również ma swoje drugie dno. Czarna „renówka”, przez której karoserię poprowadzony został biały pas była samochodem znanym z polskich tras rajdowych. Należała ona bowiem do jednego z lepszych kierowców wyścigowych przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – śp. Adama Wędrychowskiego. Słynął on ze swojego zamiłowania do startów na mniejszych, choć równie zrywnych, samochodach. Wcześniej dosiadał on podrasowanego NSU Prinz. Swoje Renault Dauphine również poddał niewielkim modyfikacjom, czego świetnym przykładem może być dorobiony, środkowy reflektor przedni, elegancko wmontowany w przednią maskę bagażnika. Co ciekawe, niektóre ujęcia były kręcone zza sterów owego Renault. Po ulicznych wyścigach przyszedł czas na pozamiejskie potyczki.
Na jednej z dróg, której trasa ciągnie się wokół zielonych pól, niewielki Austin staje do walki z ogromnym, opływającym w chromy, amerykańskim Cadillakiem Fleetwoodem z początku lat pięćdziesiątych. Wypożyczona do zdjęć, paliwożerna maszyna była własnością dziennikarza motoryzacyjnego Andrzeja Zielińskiego. Okazały Cadillac miał być prezentem od jego siostry, która mieszkała wtedy w Wielkiej Brytanii. Każdy z wykonywanych na planie filmu manewrów, choć skonsultowany z kierowcą danego wozu, został przedstawiony bardzo dokładnie. Niektóre efekty, choć ciut prymitywne, posiadają w sobie czar i urok tamtych czasów. Sporo ujęć było nagrywanych podczas normalnego ruchu ulicznego, w którym śmiało możemy przyjrzeć się nowiutkim Syrenom 102 czy rozklekotanym „dekawkom”, które w tamtym okresie można było jeszcze wypatrzeć w gąszczu głównie polskich aut.
Mrożące krew w żyłach wyścigi zarówno po ulicach miast jak i na podmiejskich drogach kończą się jednak bardzo szybko. Kierowca pędzącego Mini nie zauważa leżącego na ziemi drzewa i wpada w poślizg. Małe auto wpada do rowu. Co ciekawe, każdy z osobna może znaleźć w filmie tym zupełnie inny morał. Zróżnicowane pojazdy jak i odważne sceny wyścigów wzbogaca bardzo dobra muzyka. Perfekcyjnie zmienia nastrój niektórych sytuacji i wprowadza widza w różne emocje. Każdy z utworów został skomponowany przez samego Krzysztofa Komendę. Dzisiaj film „Kraksa” jest świetną wizytówką dawnych lat, która wzbogacona została o zabytkową już dzisiaj motoryzację. Dla miłośników brytyjskiego Mini jest to kultowa pozycja do obejrzenia!
Zdjęcia: Krystian Tomala, Car brochures&adverts