Mercedes-Benz W115
Rok produkcji: 1969
Pojemność: 2197 cm3
Prędkość max: 130 km/h
Przyznam, że odkąd na chętnie odwiedzanej przeze mnie stronie „KlassikAuto.pl” pojawiło się ogłoszenie o konkursie i zaproszenie do napisania czegoś o swoim wymarzonym Mercedesie, pomyślałem, że to chyba coś dla mnie. Od razu w tym celu wziąłem sobie wolne i udałem się w plener, w słoneczną pogodę, by wraz z pomocą bliskich zrobić kilka ładnych ujęć do swojej fotograficznej kolekcji. Oglądając dołączone przeze mnie zdjęcia, pomyślicie pewnie, że jestem wielkim fanem zabytkowych aut właśnie marki Mercedes, otóż niezupełnie, nie zawsze tak było, ale o tym nieco później.
Właścicielem opisywanego autka jestem dopiero od pół roku, jednak muszę przyznać, że przez ten czas sprawiło mi już sporo radości. Myślę, że na dobre zakorzeniło we mnie już wcześniej obecną pasję do klasyków. Możliwe, że na całe życie. Nie będę udawał znawcy tematu, nie jestem mechanikiem. Znam podstawy, uczę się i mam nadzieję, że kiedyś poznam swojego Merca do ostatniej śrubki, jednak na moje szczęście „Mietek” nie jest wymagającym, kapryśnym autem. Ma solidną, wręcz pancerną, a zarazem prostą budowę.
Motoryzacją interesowałem się odkąd tylko pamiętam. Już jako mały dzieciak jeździłem rowerem do pobliskich miast, kiedy organizowano zloty pojazdów zabytkowych. Wówczas marzenie o własnym klasyku wyglądało na bardzo odległe. Zwykle znajomi interesowali się samochodami nowszymi, tj. Hondy, Bm-ki oczywiście najlepiej z jak największą liczbą „kucy” pod maską, obniżonym zawieszeniem, wielkimi felgami, głośnym wydechem, ciemnymi szybami, mocne basy uumc, umc… itd. Wszelki tuning, pozwalający wyróżnić się w miejskiej dżungli i nadać każdemu indywidualny, niepowtarzalny charakter.
Ja jednak spoglądałem w innym kierunku. Gdy podczas dyskusji wspominałem, że nie będę powielał tego co ogół i prędzej już będę jeździł ładnie utrzymanym Garbusem, Syreną, czy nawet Trabantem, spotykałem się zwykle z uśmiechem politowania, drwiny, niż poważnym podejściem do tematu. Odliczałem upływające lata do „18”, by móc wreszcie zrobić prawo jazdy. Na kupno auta i to od razu klasyka, czekałem jeszcze od tego momentu 10 lat. Wiem, że jeśli bardzo się czegoś chce, dzięki wierze, upartości, determinacji marzenia się spełniają, warto na to czekać, nawet jeśli wymaga to od nas dużo czasu oraz cierpliwości. Nadmienię, że prywatnie od 18 roku i do chwili obecnej poruszam się małym Citroenem z 1995r., które otrzymałem od taty. Jest to jednocześnie pierwsze auto w rodzinie, zakupione w 2000r., niejednokrotnie naprawiane, odratowywane, kiedy koszty napraw przekraczały już wartość auta. Może i ono stanie się kiedyś klasykiem…
Wypada zaznaczyć, że moda na klasyki z roku na rok się rozrasta. Posiadanie youngtimera, oldtimera staje się cool. Rynek pojazdów zabytkowych dobrze rozwinięty na zachodzie, na szczęście coraz mocniej wkracza także do Polski. Pojawia się wyraźnie coraz więcej punktów, gdzie można odrestaurować stary samochód, dostać części, coraz więcej organizuje się zlotów, przybywa uczestników, którzy są zainteresowani naprawą, bądź dopiero nabyciem pierwszego pojazdu zabytkowego.
Samochody klasyczne wyraźnie też drożeją, pamiętam czasy, gdy przykładowo za Porsche 924, 944 w stanie dobrym, wystarczyło zapłacić kilka średnich pensji krajowych, dziś to nie do pomyślenia. Samochody czasów PRL-u, Maluchy, Polonezy borewicze czy Duże Fiaty, budzą duży sentyment. Może nas to zadziwiać, ale tendencja wzrostowa w ciągu ostatnich kilku lat sięga nawet kilkuset %. Warto więc pomyśleć o inwestycji w klasyka nie tylko ze względów emocjonalnych, w kategorii spełnionych marzeń, ale jak się okazuje, także ekonomicznych.
Kiedy przez lata dojrzewał we mnie plan nabycia klasyka, odwiedzałem zloty, czytałem różne artykuły, zbierałem czasopisma. Konkretnie, to nie Mercedes był w planach. Samochody, które szczególnie mi się spodobały i rozpalały wyobraźnię: Buick Riviera boattail i Dodge Charger. To marzenie motoryzacyjne chyba każdego i ten wspaniały bulgot V8-ki… Czasy wozów, które już nie wrócą. Chwytałem się różnych zajęć. Starałem się oszczędzać, jednak był to także czas studiów I stopnia, które postawiłem na 1 miejscu, do tego kursy prawa jazdy kat. A, C i D. Lata upływały, środków ciągle brakowało.
W końcu kiedy to się skończyło, 2 lata temu postanowiłem, że zacznę więcej pracować, w nadgodzinach, ile tylko można, by spełnić to marzenie. Zaparłem się, zawziąłem na ten cel dość mocno, odmawiając sobie różnych przyjemności. Dzięki wyrzeczeniom udało się co nie co odłożyć. Tak z końcówką 2016 roku nadszedł czas, który miał przynieść rozstrzygnięcie. Wówczas po kilku latach przerwy podjąłem też poważną decyzję o kolejnych studiach, tym razem na 2 kierunkach. Nie chciałem tego odwlekać bardziej w czasie.
Ugiąłem się wtedy, odpuściłem amerykańskiego krążownika, muscle cara. Kto powiedział, że inny pojazd nie może oldscoolowy? Pojawiły się wątpliwości, czy szukać auta w „przystępnej cenie” do remontu, czy kupić odrestaurowany. Z racji tego, że nie posiadam umiejętności, ani specjalnego zaplecza, by się tym zająć, szybko zapadła decyzja o kupieniu auta, które będzie ładnie zachowane, bądź odremontowane. Brakowało funduszy na piękną „Rivierę”. Lampka rozsądku się zaświeciła i podpowiadała, że do szczęścia tego nie potrzebuję, a inny pojazd też może sprawić dużo frajdy. Stawiając się jeszcze w realiach studenckich, niepewnej przyszłości, wydanie wszystkich środków na auto do remontu, to jednak spore ryzyko.
Przechodząc do sedna. Pomysł na kupno auta klasycznego, miał tylko jednego zwolennika – mnie! Dlaczego więc taki Mercedes? Na dzień dzisiejszy, z własnego krótkiego doświadczenia i opinii różnych osób, mogę powiedzieć, iż samochód ten, szczególnie z silnikiem diesla, po mistrzowsku łączy akceptowalne koszty zakupu i utrzymania z dobrym poziomem komfortu i przestronności oraz prestiżu. Uważam, że w tej klasie żaden pojazd zabytkowy nie przebije Mercedesa!
Jest to wręcz znakomity samochód na rozpoczęcie przygody z zabytkami, szczególnie jeśli ktoś podobnie jak ja, nie posiada wiedzy, umiejętności, ani też znajomości by bezstresowo zająć się renowacją, ewentualnymi naprawami, a przy tym ma się ograniczone środki finansowe. Dodatkową zaletą jest fakt, iż model ten, łączy wiele wspólnych cech z legendarnym następcą W123 „beczką”, co ułatwia ewentualne naprawy. Jest to niemal bliźniacza konstrukcja, różniąca się głównie stylistyką. Muszę przyznać, iż nie żałowałem nawet chwili decyzji o zakupie Merca. Nie jest tak spektakularny jak „amerykaniec” ale co do jakości wykonania, nie można się przyczepić. To w końcu w tych dawnych latach, Mercedes wyrobił sobie prestiż i renomę. Natomiast komfort jest fantastyczny. Każdy kto choć raz się przejedzie, zachwyca się przestronnością w kabinie. Fotele i kanapa na sprężynach dają uczucie jazdy wersalką po drodze, tylko takie przychodzą skojarzenia. Z kolei pokonywanie nierówności, to jak delikatnie kołysanie łodzią po spokojnych wodach. Auto blisko półwieczne z łatwością może konkurować z autami współczesnymi wyższej klasy. Nasuwa się pytanie, gdzie ten dzisiejszy postęp?
Osobiście uważam, że czasy takich aut, w tym Mercedesów, skończyły się w okolicach lat 90-tych. Ostatnie najlepsze Mercedesy to wg mnie: (oprócz W115), W123, W201 i W124. Mercedesy które wymieniłem są jak pomniki niezawodności. Przeszły już do kategorii legend motoryzacyjnych w tej kwestii. Jeśli chodzi o kwestię niezawodności, do tej kategorii mogą zaliczać się także przykładowo Volvo Amazon, czy Volvo P1800. Mercedes z tamtych lat, to jednak w mojej ocenie, naturalnie nr 1.
Zakup klasyka w moim przypadku był dość burzliwy. Sporo czasu spędziłem na przeglądaniu ogłoszeń, kiedy obdzwaniałem różne, pozornie atrakcyjne oferty, okazywało się, że coś jest nie tak, albo ze stanem technicznym, mimo opisu o stanie bardzo dobrym, albo z dokumentami, bo są trudności z rejestracją na żółte tablice, silnik jest przełożony, części nieoryginalne, itp. Poszukiwałem auta w swoich wyznaczonych widełkach cenowych, tak, by nieco zaskórniaków zostawić, na ewentualne nieduże naprawy. Co ciekawe, w tym czasie zacząłem się już poważniej interesować takimi autami jak Garbus, Fiat 125p, a nawet Maluch z pierwszych lat produkcji.
Marzenie o amerykańskiej furze odstawiłem już na bok. Nie chciałem ostatecznie wydawać zbyt dużej sumy. Pewnego dnia zainteresował mnie właśnie, zupełnie przypadkiem Mercedes W115, był oddalony o jakieś 300 km, lecz w bardzo atrakcyjnej cenie. Zdjęcia przedstawiały odnowione auto fotografowane na sesji ślubnej. Umówiłem się na wizytę i oględziny na drugi dzień. Kiedy jednak chciałem potwierdzić swój przyjazd, właściciel zmienił ton wypowiedzi. Pozornie znakomite auto, radził mi przewieźć na lawecie. Sam proponował transport. Kiedy dopytywałem o szczegóły, było już tylko gorzej. Problemy z hamulcami itp. i wiele innych „drobnych” usterek. Ja marzyłem o samodzielnym powrocie w czasie pierwszej jazdy, nie martwiąc się na zapas. Rozczarowanie.
W tym czasie, w domu trwały burzliwe dyskusje. Rodzice cały czas przekonywali mnie, że to zły pomysł i na pewno będę żałował. Słyszałem opinie typu: „czemu Ty nie możesz być normalny, jak wszyscy? I mieć auta jak wszyscy normalni ludzie. Znasz kogoś, kto ma takie auto? Kupisz starego rzęcha i będzie się ciągle psuł, nie masz problemów, to będziesz mieć. Musisz mieć auto do jazdy na co dzień, do pracy, na uczelnię, a starym gratem gdzie pojedziesz? Kupisz i będzie stało tylko; Bezsens.” Teraz mogę to wspominać z uśmiechem, ale takie burzliwe dyskusje i moje napominania rodzina musiała wysłuchiwać dobrych kilka lat. W końcu tata widząc, że nie dam się przekonać, sam z ciekawości zaczął oglądać ogłoszenia z zakładką – zabytkowe samochody. Nagle znalazł niebieskiego Mercedesa W115 z 1969r. Spodobał nam się obu, co zwykle nie miało miejsca w przypadku starych aut. Ja o dziwo, mimo regularnego przeglądania ogłoszeń, przeoczyłem tego „Mietka”.
Zgodnie stwierdziliśmy, że jest po prostu piękny! Był droższy, ale po remoncie, a ładny kolor lakieru połyskiwał w promieniach słońca. Mnie szczególnie spodobało się kilka drobiazgów, wyróżniających tego Mercedesa od innych. Mianowicie kierownica starego typu, montowana tylko do 1973r. Poza tym nie tak często spotykana przekładnia zmiany biegów, umieszczona przy kierownicy, do tego prawe lusterko umieszczone na błotniku. Często te auta nie miały prawego lusterka wcale. Do dziś nie wiem, czy to jest oryginalne, czy kiedyś zamontowane przez poprzedniego właściciela. Przypuszczam, że to oryginał. Tak, czy inaczej, każdy taki drobiazg wygląda fajnie i po prostu cieszy.
Wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Czułem, że to auto „ma to coś”, coś, czego szukam od dawna, poszukując dla siebie odpowiedniego auta, nie tylko jako środek transportu, ale coś więcej, auto mające dawać radość z jazdy, stać się jakoby stylem życia. Natychmiast umówiliśmy się telefonicznie na wizytę, autko było oddalone jedynie o jakieś 80 km. Zabrałem po drodze kuzyna, który lepiej zna się na autach, tak w 3 razem z tatą udaliśmy się pełni nadziei, że zastaniemy to, czego oczekujemy. Nie zawiedliśmy się. Po otwarciu garażu i pierwszych oględzinach od razu czułem, że wrócę tym autem do domu.
Ciąg dalszy nastąpi :)
Pozdrawiam wszystkich sympatyków tego Portalu
Łukasz Garbat