Choć pierwszych powrotów do stylistyki retro w motoryzacji można było dopatrzeć się już na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, prawdziwy rozkwit tej dziedziny designu przypadł na samym przełomie wieków. Czy wskrzeszenie tych legend okazało się być dobrym pomysłem?
1. VW New Beetle – nowe wcielenie niezapomnianego „chrabąszcza” z 1998 roku było jedną z najbardziej elektryzujących propozycji Volkswagena, który wówczas słynął z produkcji solidnych, aczkolwiek mocno stonowanych pojazdów. Ojcami jego proporcji byli J. Mays, Freeman Thomas i Peter Schreyer, którzy już kilka lat wcześniej eksperymentowali z jego koncepcyjnymi wizjami.
Garbata sylwetka, wystające błotniki, okrągłe klosze świateł, czy też kształt przedniej maski nawiązywały do ponadczasowego stylu z przeszłości. Największą zmianą w stosunku do protoplasty z Wolfsburga było jednak umiejscowienie silnika. Dwulitrowa jednostka zasilana benzyną została umieszczona z przodu, umożliwiając jednocześnie powstanie 209-litrowego bagażnika z tyłu. New Beetle bazował na platformie podłogowej Volkswagena Golfa IV generacji. Pozwoliło to zminimalizować ewentualne koszty licznych części zamiennych w przypadku ich wymiany.
W sporawym i nieco plastikowym wnętrzu również znajdowało się kilka nawiązań do legendarnego poprzednika. Była to na przykład plastikowa rączka znajdująca się po stronie pasażera lub urokliwy wazonik, w którym fabrycznie znajdował się sztuczny kwiatek. To się nazywa duma z tradycji!
Dla osób lubiących poczuć wiatr we włosach powstała także wersja cabrio, która do podstawowego modelu dołączyła w 2002 roku. Dostępny w niej miękki dach składał się dokładnie w taki sam sposób, jak w przypadku otwartych wersji garbusa z dawnych lat. Choć wygląd New Beetle’a nie wszystkim przypadł do gustu, model ten został nagrodzony tytułem North American Car of the Year 1999. Ponadto, przedstawiał on też wysoki poziom bezpieczeństwa, co zostało uwzględnione w notach instytucji takich jak Euro NCAP oraz NHTSA.
2. Mini Cooper/One (R50) – twórcą wyglądu następcy dzieła Sir Aleca Issigonisa był Frank Stephenson. Znakomity amerykański projektant chciał jak najlepiej przenieść na papier swoje pomysły, które były silnie inspirowane wtenczas nadal będącym w produkcji, klasycznym Mini. Pieczę nad jego projektami sprawowały dwa koncerny – Rover oraz BMW. Ich główni przedstawiciele nie zawsze byli zgodni ze sobą we wszystkich kwestiach. Jednak po wchłonięciu Rovera przez BMW, przysłowiową „pałeczkę” przejęli Niemcy. I wyszło im to nadzwyczaj dobrze!
Gdy w roku 2001 zbliżony do produkcyjnej wersji prototyp był już w pełni gotowy – Stephenson zorientował się, że wyrzeźbiony w glinie model nie posiada jakże ważnego elementu, którym jest rura wydechowa. Zmartwiony brakiem czasu projektant wykorzystał wtedy zwykłą puszkę po piwie, którą po drobnych przeróbkach zamontował w czterokołowej makiecie. W taki oto prosty sposób produkcyjne egzemplarze Mini zostały wyposażone w iście sportowo wyglądający wydech.
„Niemieckie Mini” okazały się być strzałem w dziesiątkę, który w odpowiednim momencie zastąpił produkowaną od 1959 do 2000 roku wersję. Pomimo tego, że nowy samochód był nieco większy od swojego poprzednika – nie zabrakło w nim łagodnych kształtów i błyszczących dodatków, które od razu kojarzyły się ze stylistyką lat sześćdziesiątych. Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów był okrągły prędkościomierz. Został on tradycyjnie umieszczony pośrodku deski rozdzielczej. Inną sprawą były dostępne warianty kolorystyczne auta, wśród których znajdowała się kultowa okleina w barwach brytyjskiej flagi.
Produkowany w Cowley Mini był z początku dostępny w dwóch wersjach – Cooper (1.6 116 KM) oraz One (1.6 90 KM). Dopiero później dołączyły do nich warianty Cooper S, czy Cabrio, które do dziś cieszą się ogromną popularnością na rynku aut używanych.
3. Fiat 500 – ostatni w naszym zestawieniu kandydat jest zarazem najnowszym jak i najmniejszym pojazdem. Podobnie, jak w przypadku Mini Coopera R50, wygląd Fiata 500 był dziełem Franka Stephensona, który już w 2004 roku pokazał światu zbliżony do produkcyjnej wersji prototyp o nazwie Trepiùno.
Rok 2007 był prawdziwym kamieniem milowym w historii Fiata. W 50 rocznicę rozpoczęcia produkcji pamiętnego Fiata 500 swoją oficjalną premierę w Turynie miało jego nowe wcielenie. Było to poniekąd hołdem dla Dantego Giacosy – twórcy wyglądu pierwszej generacji małego Cinquecento. Trzydrzwiowy samochód już z oddali emanował stylem retro, którego bez problemu można było doszukać się w jego liniach, białym wnętrzu, czy nawet błyszczących się listewkach imitujących wygląd zderzaków jego poprzednika. Włoski koncern ponownie udowodnił, że wciąż jest królem segmentu małych wozów.
Konstrukcja samochodu bazowała na popularnym Fiacie Panda II generacji, co było świetnym posunięciem ze strony projektantów. Płyta podłogowa 500-tki została wykorzystana także przy produkcji drugiej generacji Forda Ka. Prócz stylistyki retro, warto nadmienić też, że podobnie jak VW New Beetle oraz Mini Cooper R50, produkowany od 2007 roku Fiat 500 może poszczycić się wynikiem 5 gwiazdek w teście zderzeniowym Euro NCAP. Włosi udowodnili tym więc, że również i małe samochody mogą być bezpieczne.
Z biegiem czasu, do oferty zaczęły dołączać także nowe odmiany silnikowe, aczkolwiek sztandarową jednostką był popularny silnik 1.2 8v o mocy 69 KM. Odmłodzona „pięćsetka” była dostępna w kosmicznej wręcz ilości wersji wyposażeniowych, które produkowano tylko i wyłącznie w Tychach. Jeśli więc chcesz poczuć się, jak świeżo upieczony nabywca kultowego Fiata z 1957 roku – warto rozejrzeć się za limitowanymi edycjami Vintage 57, Spiaggina ‘58 lub odmianą Anniversario zbudowaną z okazji 60-lecia modelu. Innym zaś ukłonem w stronę zacnej przeszłości są odmiany 500C z miękkim dachem, a także wyczynowa wersja Abarth.
Który z trzech powyższych samochodów Waszym zdaniem odniósł największy sukces? Może któryś z nich parkuje już w Waszym garażu? Podzielcie się z nami swoimi opiniami!
Zdjęcia: Pixabay.com