W nawiązaniu do artykułu o Maździe 626 chciałbym napisać kilka słów o jednym z bliźniaczych aut, czyli Corolli CE80, powszechnie znanej jako „osiemdziesiątka”.
„Migotkę” (bo tak została pieszczotliwie nazwana w rodzinie) kupiłem poniekąd trochę z ciekawości. Szukałem bowiem czegoś kanciastego z lat 80., ale jako drugie auto na sporadyczne wypady i do „podłubania”. Spośród licznych ogłoszeń (głównie Volvo) trafiłem w końcu na tę jedną jedyną Corollę. Nie zastanawiałem się zbyt długo, bo samochód jak na swoje lata wyglądał bardzo dobrze, świetnie się prowadził, a i kosztował tyle co komplet nowych opon do mojego obecnego auta.
Samochód pochodzi od rodziny pierwszego właściciela, który to kupił ją za dolary z Pewexu. W momencie, gdy ją kupowałem miała na liczniku 230 tys km. Nie spodziewałem się, że będę w stanie przesiąść się z nowego auta na przeszło 30 letnie auto, ale .. po kilku tygodniach jazdy Corollą stała się ona nie tyle drugim autem, ale moim codziennym środkiem transportu. W samochodzie dokonałem co prawda kilku modyfikacji, np. zamontowałem współczesne radio z zestawem głośnomówiącym i możliwością odtwarzania własnej muzyki, videorejestrator oraz wkomponowaną w jedną z zaślepek w desce rozdzielczej ładowarkę USB do telefonu, ale o dziwo brak pozostałych udogodnień, które spotkać można w nowszych autach jak klimatyzacja, czujniki parkowania czy wspomaganie kierownicy kompletnie mi nie przeszkadza. Próżno w Corolli również szukać jakiejkolwiek poduszki powietrznej, czy chociażby pasów bezpieczeństwa na tylnej kanapie.
To prawda, że samochód przez większość ludzi postrzegany jest jako stary grat, który przez przestarzałą konstrukcję sieje zagrożenie na drogach publicznych i wyrzuca w powietrze miliony trujących i niebezpiecznych dla środowiska cząsteczek. Raz na jakiś czas jednak znajdzie się ktoś, kto w korku z uznaniem pokiwa głową, pokaże kciuk w górę czy pomacha. Zdarzają się też i tacy, którzy zaczepiają i wypytują o rok produkcji czy z uśmiechem na twarzy zaczynają opowiadać, jak to ich ojciec/ dziadek/ wujek miał kiedyś taką.
Jeżeli chodzi o koszty eksploatacji, to w zasadzie do tej pory oprócz wymiany oleju z filtrami (jakieś 150 zł) niczego nie musiałem robić. Tysiąc kilometrów temu sprawdzałem luzy w zawieszeniu i jak na razie wszystko jest w normie. Części zamienne są jeszcze dostępne na rynku, np. zestaw klocki plus tarcze przód (TRW) to koszt ok. 250 zł. Części silnikowe natomiast, ze względu na to, że dokładnie ten sam silnik montowany był w Carinie II, czy kolejnej generacji Corolli, dostępne są jeszcze nawet w autoryzowanych stacjach.
Odbiegając już całkowicie od tego, czy Corolla traktowana jest jako grat czy youngtimer, jest to niesamowicie trwały samochód, który mimo upływu ponad 30 lat wciąż sprawuje się świetnie. Spalanie w tym aucie rzadko kiedy przekracza 5 litrów/100 km (średnia z trochę ponad 15 tys. km) a przez rok użytkowania nie miałem absolutnie żadnej usterki. Za każdym razem Migotka radośnie wita mnie klekotaniem dieselka pod maską.
I nawet po nieprzespanej nocy, gdy wcześnie rano totalnie bez sił wychodzę z domu, otwierając garaż uśmiecham się na jej widok.
Pozdrawiam sympatyków KlassikAuto.pl
Adam Niski
Od Red.: Drogi Czytelniku: napisz coś na temat eksploatacji i kosztów utrzymania swojego youngtimera, a wyślemy Ci upominek.