Mój klasyk jest inny od większości samochodów. Ludzie mówią, że to żaden klasyk, tylko kolejny grat, bo klasyk to musi być Duży Fiat, Trabant, Cadillac, czy jakiś stary angielski wóz. Jestem innego zdania.
Zakochałem się w tym samochodzie już jako dzieciak. Tata miał ten sam model i to właśnie nim nauczyłem się jeździć jeszcze jako nastolatek. Później samochód taty uległ uszkodzeniu i był już nie do naprawy, a mnie pozostały po nim tylko wspomnienia.
Kilka lat szukałem dokładnie tego samego modelu, z tym samym silnikiem, wyposażeniem, tapicerką itp. Po 4 latach poszukiwań znalazłem swoje ukochane auto. Od pierwszego właściciela, tak jak taty :)
Był w złym stanie, stał 3 lata na parkingu gdzieś w Warszawie. Poprzedni właściciel nie mógł już prowadzić samochodu i rodzina namówiła go by go sprzedał póki jeszcze się do czegoś nadaje. Właściciel kupił sobie to auto na 50-te urodziny, za 7,5 tyś dolarów, czyli równowartość mieszkania w centrum Warszawy. Przy sprzedaży popłakał się i prosił bym o niego dbał.
Tak zaczęła się moja historia z tym wozem. Nie jest jakoś bardzo drogi w eksploatacji. Jak chce się mieć oryginalne części, to trochę grosza trzeba mieć. Jeździ się nią bardzo dobrze. Wiele nowych samochodów nie jest tak przyjemnych i wygodnych w jeździe. Uwielbiam go mimo paru wad, ale zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim sercu. Jeżdżę nim o różnym czasie i w różnych warunkach, i jestem tym youngtimerem zachwycony.
A teraz Zoom-Zoom. Przedstawiam Wam moje maleństwo: Mazda 626 II generacji. Auto powstało dzięki filozofii „Jinba Ittai”. No, mnie ta filozofia bardzo odpowiada.
Pozdrawiam Czytelników tego portalu
Mieszko Traczewski