Kultowy i klasyczny samochód – co to znaczy? Zawrotne sumy na aukcjach? Limitowaną liczbę egzemplarzy? A może występy w filmach, u boku największych aktorskich nazwisk?

Mody przychodzą i odchodzą, osoby z pierwszych stron gazet kupują coraz to nowsze pojazdy, a marketingowcy wymyślają coraz to nowsze sztuczki. Tylko najbardziej wyjątkowe samochody zyskują miano kultowych, na zawsze odciskając swój ślad w historii motoryzacji.

Kiedy auto staje się definicją klasyki?
Społeczeństwo bogaci się. Szczególnie na rynkach Europy Środkowej i Wschodniej (oraz w Niemczech i Wielkiej Brytanii) mieszkańcy coraz chętniej inwestują swoje pieniądze w rynek motoryzacyjny. To tutaj można zauważyć, które auta stają się klasykami zyskują dużą popularność i osiągają zawrotne ceny na rynku inwestycyjnym. Do najbardziej pożądanych marek należą Aston Martin, Bentley, BMW, Bugatti, Jaguar, Mercedes, Rolls-Royce, Ferrari i Porsche. Linie limitowane, takie jak Ferrari Enzo czy Bugatti Veyron, również zajmują czołowe miejsca w stawce. Czy wpłyną na historię motoryzacji tak, jak zaprezentowanych poniżej 20 modeli?

Historia motoryzacji w 20 punktach? To karkołomne zadanie, którego jednak zdecydowaliśmy się podjąć. Sprawdź, jak nam się to udało i poznaj samochody definiujące XX wiek.

Ranking klasyki

  • Ford T z 1908 r.


Najbardziej prymitywnym i niedoskonałym samochodem, który jednak zdołał przetrzeć szlaki światowej motoryzacji był Ford T. Został wyprodukowany w Stanach Zjednoczonych w 1908 r. Miał być autem dla przeciętnej rodziny: tanim, łatwym w naprawie i z dużym prześwitem pod zawieszeniem, które umożliwiało jazdę po bezdrożach. Udało się – model zdobył sporą popularność, sprzedając się w ponad 15 mln egzemplarzy. „Smutasek”, którego do dziś można oglądać w wielu bajkach Disneya, był pierwszym samochodem wyprodukowanym na linii produkcyjnej – prekursorce dzisiejszych, nowoczesnych fabryk.


Samochód, który zachwycił wszystkich już w dniu swojej premiery na paryskim salonie motoryzacyjnym. Innowacyjny, z przednim napędem, samonośnym nadwoziem na płycie ramowej oraz niezależnym zawieszeniem kół. Miał hydrauliczne hamulce i imponujący osiągami silnik. Był prekursorem jednobryłowego nadwozia, a dzięki małej roszadzie pod maską wyjątkowo dobrze trzymał się drogi. Jego wypolerowanej, zapierającej dech w piersiach posturze nie przeszkadzał nawet emblemat rozciągający się na całej kracie chłodnicy (wyobraźmy sobie „celownik” Mercedesa w takim formacie – na pewno też zrobiłoby wrażenie). Co prawda służył „bezpiece”, co nieco odbiło się na jego sławie, ale i tak trudno znaleźć dziś choć jedną osobę, która zaprzeczy, że Citroen Tration Avant jesrwielkim klasykiem.

  • Fiat 500 Topolino z 1936 r.


To pierwszy Fiat dla każdego, sprzedany w 600 tys. egzemplarzy. Dwuosobowy, nazywany „myszką”, z wagą sięgającą poniżej 400 kg. Był niewielki, zwinny i stał się nie tylko symbolem włoskiej motoryzacji, ale również Wujkiem Topolino w filmie „Auta”. W swojej historii zahaczył o polską linię montażową w warszawskich Państwowych Zakładach Inżynierii, założonych przez Eugeniusza Kwiatkowskiego.

  • Morgan 4/4 Roadster z 1936 r.


To ewenement na skalę światową, który przyciąga wielbicieli motoryzacji w każdym wieku. Od samego początku praktycznie nie zmienił swojego wyglądu, z wyjątkiem kilku drobnych detali. Założenia techniczne również pozostały te same. Morgan jest najdłużej produkowanym samochodem. To chyba jeden z niewielu modeli, który ma tych samych klientów od momentu, gdy pierwsze auto zjechało z linii produkcyjnej. To też jedyny samochód, w którym 4/4 nie określa napędu a ilość kół i cylindrów silnika. Dlaczego? Bo jego starszym bratem jest… trójkołowiec!

  • VW „Garbus” z 1936 r.


To kompaktowa myśl niemieckiej motoryzacji. Był produkowany najdłużej i najliczniej. Aż do 2003 roku, przez 70 lat produkcji sprzedano blisko 21,5 mln „garbusów”. Powstał dzięki Adolfowi Hitlerowi jako samochód dla ludu, a okazał się samochodem, do którego lud wzdycha do dziś. Miał co prawda „drobne nieporozumienia” z czechosłowacką Tatrą, ale i ten problem „mąż stanu” rozwiązał. Silnik samochodu, umieszczony na tylnej osi, chłodzony był powietrzem, co oznaczało, że „chrabąszcz” w upalne lato mógł być zawodny. Docelowo mieścił dwoje dorosłych z trójką dzieci i kosztował tyle, co motocykl.

  • Jeep Willys z 1941 r.


To pierwsza terenówka z napędem na cztery koła, bez której nie obejdzie się żaden film amerykański. Mówi się, że Jeep wygrał wojnę, bo zawsze był gotowy do działania. Obok samolotu Dakota i barki desantowej został okrzyknięty przez gen. Eisenhowera narzędziem, dzięki któremu alianci odnieśli sukces. Był to samochód lekki, rozpoznawczy, osobowo-terenowy i niezawodny, jak to zwykle bywa z puszką zamontowaną na czterech kołach, którą na front dostarczano… w skrzyniach!

  • Pobieda Gaz M20 z 1946 r.


Ten symbol PRL-u, nazywany „garbatą Warszawą”, skonstruowano w ZSRR a składano w Zakładach GAZ i warszawskiej FSO. Samochód do zadań specjalnych, który równie dobrze mógł być taksówką, karetką, radiowozem, a nawet strażą pożarną. Nie przypominał żadnego z zachodnich pojazdów, a nawet przewyższał je myślą techniczną – między innymi pontonowym nadwoziem. „Mołotowiec” był trendy: duży, dostojny i mocny. Przez długie lata Pobieda Gaz M20 był największym marzeniem motoryzacyjnym powojennego pokolenia.

  • Land Rover Defender z 1948 r.

Powstał jako jeep cywilny i produkowany jest do dziś, choć tylko niektóre drogi wymagają sprzętu do zadań specjalnych. To aluminiowe nadwozie z napędem na cztery koła, którego kolejne wersje różnią się praktycznie jedynie odcieniem lakieru. Defender jeździ dziś w polskiej Straży Granicznej i jest prawdziwym klasykiem w swoim stylu.

  • Ford F- Series z 1948 r.

To ponad 60-letnia historia na kółkach, która, jak żadne inne auto, doczekała się aż 12 generacji. Model jest pierwszym samochodem dostawczym na nadwoziu typu pick-up. To pierwsza półciężarówka, która wyjechała z linii produkcyjnej po wojnie. Dotąd sprzedano ponad 30 mln egzemplarzy, głównie do USA. Gdy przyjrzymy się filmom amerykańskim (również tym dzisiejszym), trudno będzie znaleźć małolata, który nie marzyłby o klasycznym pick-upie.

  • Volkswagen Transporter z 1950 r.


„Ogórek”, produkowany na zmodyfikowanej ramie „garbusa”, to kultowy van, o którym do dziś marzy niejeden miłnik motoryzacji. Jest ściśle wiązany z hipisami, którzy w latach swojej świetności zrobili z niego symbol wolności, równości i miłci. Traktowany był jak dom na kółkach. Był też modelem wyjściowym do powstania współczesnych Transporterów – marka ma bowiem na koncie ponad 10 mln sprzedanych sztuk, a produkcja trwa do dziś.

  • Chevrolet Corvette z 1953 r.


Samochód powstał z „zazdrości”. Herley Earl, twórca przedsięwzięcia, widział, jak żołnierze wracają po wojnie do domu w Jaguarach lub Alfach Romeo. Postanowił więc stworzyć auto zwrotne i niezawodne jak statek fregatowy – Corvettę. Początkowo sportowa sylwetka nadwozia z włókna szklanego swoją dynamicznością znacznie wyprzedzała niewielkiej mocy silnik. Auto nie cieszyło się więc dużą popularnością. Gdy jednak koncern popracował nad sercem samochodu, oczom wszystkich ukazał się sportowy bolid, do dziś kultowy i przyspieszający bicie serca niejednego miłnika czterech kółek.

  • Chrysler 300 letter series z 1955 r.


Chrysler zapoczątkował erę “muscle cars” i swojego czasu był najszybszym amerykańskim samochodem . Produkowano wyłącznie dwudrzwiowe modele z nadwoziem coupe i cabrio. Jego muskularny charakter sprawiał wrażenie potężnej jednostki napędowej. Miało to również pokrycie w faktycznych osiągach, co auto wielokrotnie udowadniało na największych wyścigach w USA. „Trzysetka” triumfowała i była niedoścignioną kombinacją geniuszu twórcy, błysku projektanta i siły, której chyba nikt nie tylko nie mógł, ale i nie chciał powstrzymywać.

  • Mini z 1959 r.


Czy ktoś przypuszczał, że Jaś Fasola jeździ tak starym autem? Mini powstało bowiem jako pudełko do przemieszczania się – zwinnie, gotowe na zatłoczone, miejskie ulice. Samochód był efektem natchnienia i szybkiej pracy, a jego konstruktor otrzymał nawet tytuł szlachecki za wkład w rozwój angielskiej motoryzacji. Jak by jednak nie spojrzeć, Mini przewróciło do góry nogami nie tylko motoryzację na Wyspach. To dziś jedyny tak niewielki samochód, który z dumą można zaparkować obok sław pokroju Ferrari czy Rolls-Royce’a.

  • Jaguar E-Type z 1961 r.


Jaguar to prawdziwa ikona stylu i marzenie kolekcjonerów. Jak mówią wielbiciele: to najszybsze cygaro na kołach. Jest kwintesencją prestiżu, szybkości i piękna. Przez The Daily Telegraph E-Type został bowiem uznany za najpiękniejszy samochód wszech czasów.

  • Porsche 911 z 1964 r.


Kto pogrzebie w metryce tego kultowego samochodu, ten może wyczytać, że dziewięćsetjedenastka początkowo bazowała na rozwiązaniach technicznych „garbusa”! Czyż nie ciepło robi się na sercu na samą myśl, że jeździło się „bratem porschaka”? Samochód przez cały czas brał udział w wyścigach, odnosząc spektakularne sukcesy. Był zwinny, dzięki małemu rozstawowi osi i szybki, co gwarantował mu nie tylko silnik, ale i opływowy kształt. A pomyśleć, że zaczynał całkiem niepozornie – na Frankfurt Motor Show w 1963 r. z makietą silnika pod maską.

  • Lamborghini Miura z 1966 r.


To prawdziwa ikona stylu z włoskiej stajni wizjonerów, iście wyjątkowe superauto. Właściciel firmy, Ferruccio, był mu tak nieprzychylny, że samochód powstawał w sekrecie, w czasie wolnym kierownika technicznego, jego asystenta, kierowcy testowego i mechanika. To za sprawą tej niewielkiej ekipy powstało coś, co stało się przebojem fabryki. Miniura okazała się dopracowanym w najmniejszym detalu autem wyczynowym – skarbem z 12-cylindrowym silnikiem zamontowanym poprzecznie na tylnej osi.

  • Toyota Corolla z 1966 r.


Corolla do dziś doczekała się 9 generacji. Nieźle – prawie dogoniła Forda! Patrząc na niepozorną Toyotę można powiedzieć, że niczym szczególnym się nie wyróżnia. Niczym, dopóki nie zauważy się, że do 2012 roku sprzedano ponad 39 mln sztuk samochodu. To najlepiej sprzedające się auto na świecie. Jest banalne, a zarazem niezwykle lubiane i wykonane z wysokiej jakości materiałów. To samochód zwinny, dynamiczny, stabilny i tłumiący wyboje na drogach. Potrafi przejechać każdą szosę i zaliczy pewnie jeszcze niejeden kilometr.

  • Fiat 125 z 1967 r.


Naszego rankingu nie byłby kompletny bez choć jednego z krajowych samochodów. Czyż nie każdy marzył kiedyś o posiadaniu Poloneza, Syreny lub jednego z fiacików? Fiat 125 produkowany był w fabryce FSO na podstawie włoskiej licencji. Model stanowił mieszankę Fiata 1300, 1500 i 125. Gdy licencja wygasła, fabryka zmieniła nazwę z Fiat 125 na FSO 125p. Samochód w wariancie L był innowacyjny i wyprzedzał swoich konkurentów – między innymi zamontowaną zapalniczką, ogrzewaną tylną szybą czy podłokietnikami. Miał lampy boczne, mechaniczne sprzęgło i silnik z elektrycznym zapłonem.

  • Mercedes-Benz W123 z 1976 r.


Model ten nazywany jest „beczką”, choć nikt nie wie dlaczego. Do dziś sprzedano ponad 3 mln sztuk samochodu, a amerykański magazyn „Car and Driver” nazwał go „niewychodzącym z mody”. Swego czasu był bardzo luksusową limuzyną, którą poruszali się dygnitarze. Teraz może mieć go praktycznie każdy i to za niewielkie pieniądze. Jedno wciąż się nie zmieniło: W123 jest bardzo dobrym, wytrzymałym autem, które mało kiedy zawodzi. Produkowany był w wersji sedan, kombi, coupe i lang.

  • Hummer z 1985 r.


To samochód dla twardzieli. Trochę za szeroki, trochę za toporny i trochę za dużo pali, ale jest najbardziej bezkompromisową terenówką świata. Nikt nie może powiedzieć, że to auto nie jest klasyką. Początkowo stworzone dla armii USA, dopiero później stało się dostępne dla cywilów. Mało tego, w 2013 r. stworzono jego wersję do samodzielnego montażu pod nazwą Humvee C Series. Nabywca dostaje podwozie, nadwozie i wnętrze samochodu, a taki zestaw wyposaża jedynie w silnik, skrzynię biegów i wały. Wow!

A gdzie pozostałe ikony stylu?
W wielu źródłach można wyczytać, że samochodów klasycznych, które odegrały istotną rolę w tworzeniu motoryzacji, jest ponad sto. To m.in. Renaulty, Ople, Fordy, Toyoty, VW Golfy, Hondy, Audi a nawet… „Polonezy Borewicza”! Każde z tych aut odegrało istotną i historyczną rolę w kształtowaniu się motoryzacji. Każde z nich było poprzednikiem jeszcze lepszego i bardziej dopracowanego modelu. Na podstawie ich podwozi montowano wyjątkowe auta. Poprawiano silniki, dodawano zdobycze technologii, a nie raz również delikatnie podrasowywano model wyjściowy. Ta lista nie jest więc listą zamkniętą i ostateczną. Ona wciąż żyje, wydłuża się i powoli zaczyna pękać w szwach. Samochody klasyczne i kultowe powodują przyspieszone bicie serca – to nie zmieni się jeszcze przez długi, długi czas.

Autor: Darek Koza
Zamiast za kierownicą, zaczął popisywać się przed klawiaturą. Obrał drogę jako redaktor bloga Automator.pl, gdyż potrafi się bezpiecznie wykręcić nawet z najbardziej śliskiego tematu bez żadnej szkody dla siebie, czy innych użytkowników. Czasu za kółkiem nigdy nie uważa za stracony, niezależnie gdzie by dojechał.