Przygotowania do rajdu trwały od kilku miesięcy. Oczywiście im bliżej imprezy, tym więcej spraw wymagało „dopieszczenia”. Niepokojąco wyglądała prognoza pogody, która złowieszczo groziła śniegiem, deszczem i gradem. Sprawdzałem w różnych miejscach łudząc się, że gdzieś będzie lepiej. Niestety nie było. Co robić…? Pozostało wydać komunikat o konieczności zabrania zimowych ubrań i liczyć na cud.
Pozwólcie, że opowiem Wam, jak to było na trzecim, turystycznym rajdzie pojazdów zabytkowych organizowanym przez 94 Oktany.
Pierwszy dzień imprezy przypadał na 1 maja. Słońce świeciło mocno i zaprzeczało wszelkim prognozom pogody z przed kilku dni. Bazą rajdu w tym roku był Zieleniec, a konkretnie „Hotel Zieleniec”. Po dotarciu na miejsce okazało się, że góry rządzą się swoimi prawami, co prawda słonecznie, ale termometr pokazywał niewiele ponad 14 stopni Celsjusza. Wszyscy zgłoszeni uczestnicy stawiali się w punkcie rejestracji załóg, a z każdą godziną robiło się coraz cieplej. Na ten dzień planowana była impreza powitalna do godziny 22:00, którą jako organizator kurtuazyjnie opuściłem kilka minut po 1 w nocy i dodać muszę, że o tej godzinie zabawa trwała w najlepsze.
2 maja budzi nas wspaniałe słońce. Niebo czyste, na niebie ani jednej chmurki a aktualna prognoza pogody w smartfonie pokazuje 60% szans na opady deszczu. Po śniadaniu, równo o 10:00 wystartowały pierwsze załogi na liczącą 130 kilometrów trasę. Po pokonaniu niezliczonych zakrętów, ostrych wzniesień i pierwszego PKP (punktu kontrolno-sprawnościowego), wszystkie załogi dotarły do zamku Doudleby. Na zamku odbyła się próba sprawnościowa a później wszyscy ruszyli zwiedzać zamek, który swą urodą zewnętrzną i zbiorami wszystkich oczarował. Doudleby oferują również możliwość zwiedzenia muzeum przyrodniczego z niezliczoną ilością eksponatów, których zobaczyć w krótkim czasie po prostu się nie da. Rajd rządzi się swoimi zasadami „nie ma czasu, trzeba jechać dalej”.
Załogi wystartowały do drugiego etapu rajdu. Przed nami prywatne muzeum techniki w Żamberku – Muzeum Strych Stroju. Malownicza trasa szybko mija. W muzeum czeka już na nas ciepły posiłek, kawa, herbata i ciasto. Wszyscy uczestnicy muszą wypełnić jeszcze krótki test z wiedzy o historii motoryzacji. Po muzeum oprowadzał nas przewodnik a w rolę tłumacza wcieliła się Pani Starościna Żamberka (Polka, która tak bardzo Czecha pokochała, że zostać tu zechciała). Muzeum jest niesamowite. To połączenie pokaźnej kolekcji maszyn parowych, pojazdów parowych, samochodów i motocykli, w większości produkcji czeskiej, ale nie tylko. Byłem tam trzeci raz, ale za każdym razem odkrywam coś nowego. Miejsce jest magiczne a uroku dodaje fakt, że chodzimy po fabryce tkackiej z XIX wieku. Wygląda tak bardzo przemysłowo, że czeska telewizja przez kilka miesięcy realizowała tu jeden ze swych reality show. Czesi to mądrzy ludzie więc, aby przyciągnąć przed ekrany telewidzów nie postawili na erotykę i tanią sensację a na możliwość podglądania powrotu do przeszłości. Uczestnicy produkcji telewizyjnej pracowali więc w murach fabryki wykonując zadane prace przy wykorzystaniu ponad 100 letnich narzędzi. Za ciężką pracę dostawali jedzenie.
Oczarowani miejscem i atmosferą wystartowaliśmy do 3 etapu rajdu. Malowniczy odcinek Żamberk – Zieleniec z wieloma atrakcjami na trasie rajdu, takimi jak opuszczony kościół, kościół ze szklanym dachem, browar i te widoki….. Dzień pierwszy rajdu minął a z nieba nie spadła nawet kropla deszczu.
Drugi dzień rajdu. Za oknem słońce, ale nadciągają czarne, złowieszcze chmury. Sprawdzam w telefonie pogodę. Prawdopodobieństwo wystąpienia deszczu 80%. Temperatura prognozowana: 6 stopni Celsjusza. Cóż, co ma być, to będzie. Start załóg o godzinie 10:00 odbywa się zgodnie z planem. Wszystkim na starcie przekazuję informację o możliwym odwołaniu PKP-u ze względu na spodziewany deszcz. Deszcz nie nadchodzi, a kilka minut po 10:00 nadchodzi tak gęsta mgła, że zaczynam rozważać przesunięcie startu kolejnych załóg. Klika telefonów i okazuje się, że w Zieleńcu mgła a kilka kilometrów dalej świeci słońce i jest pięknie. Kolejne załogi wyruszają w trasę, a rajd nabiera tempa.
Pierwszą atrakcją zaplanowaną jest pałac Gorzanów. Właściciel oprowadza nas po zamku – bo pierwotnie Gorzanów budowany był jako zamek. Miejsce klimatyczne i ponoć jako jedne z nielicznych tak zachowane w Europie, a mianowicie od ponad 400 lat nie był tu wykonywany remont. Nic nie zostało przebudowane, co nie oznacza, że zachowało się w unikatowym stanie. Zamek potrzebuje nakładów, ale nie jest rozreklamowany jak Wawel czy Książ, więc z wnioskowanych 18 milionów dofinansowania dostaje 250 tys. złotych. To nie załamuje właściciela, który z ogromną pasją i determinacją próbuje uratować obiekt przed zniszczeniem. Trzymamy kciuki i obiecujemy, że będziemy częściej tu gościć a i zaprosimy znajomych.
Drodzy Czytelnicy, jeśli lubicie zwiedzać zamki, to Gorzanów warto dopisać do swojej listy. Nie będzie tu tłumu turystów a odkryjecie wiele ciekawych miejsc. Ciekawostką jest to, że właściciel nie był jeszcze we wszystkich miejscach na zamku. Nie odkryte są więc piwnice i kilka komnat, które czekają na lepszy czas. Właściciel zamku Pan Marek Haisig zaprasza nas na poczęstunek, domowo pieczony chleb, ogórki i kiełbasę. Żal nam wyjeżdżać, ale mamy napięty plan.
Załogi wystartowały w drugą część rajdu, która wiodła nas do Muzeum Papiernictwa w Dusznikach. Zwiedzamy szybko kolejne wystawy opisujące historię produkcji papieru, ale najbardziej urzeka nas wystawa prac Zbigniewa Halikowskiego. Dla nas moment magiczny, bo wśród uczestników rajdu jest syn, synowa i wnuczki autora, a portret jednej z nich wisi przy wejściu.
Po zwiedzaniu wyruszyliśmy na rynek w Dusznikach, gdzie na zaproszenie Centrum Kultury w Dusznikach prezentujemy mieszkańcom i turystom nasze auta. Największe zainteresowanie wzbudza Buick Riviera, którego silnik groźnie brzmi na rynku. Troszkę zakłócamy koncert szlagierów rockowych lat 80-tych śpiewanych przez lokalnego proboszcza. Uciekamy po godzinie zostawiając mieszkańców z rockowymi aranżacjami. Do bazy rajdu wracamy wieczorem. Pogoda dopisała w 100%.
Trzeci dzień. Zorganizowaliśmy wycieczkę na Zoo-Safari do czeskiego Dvoru Kralowe. Po drodze zatrzymujemy się na lotnisku szybowcowym i penetrujemy boczne dróżki naszych sąsiadów, dostrzegając wiele ciekawych perełek motoryzacyjnych. Samo zoo safari nie robi specjalnego ważenia. Organizacja raczej przeciętna i w dużej mierze nastawiona na komercję. Wieczorem wracamy do bazy rajdu na rozdanie pucharów i podsumowanie rajdu.
O 18:00 zaczyna padać śnieg. Robi się zimno i ciemno. Ale teraz już może, w końcu cały długi weekend majowy pogoda nam sprzyjała. Nie mamy więc żalu do niebios. Gdy obudziliśmy się w niedzielę, śnieg już topniał a białe pola i drzewa sprawiły, że mieliśmy bajkową scenerię. W końcu to był majowy rajd zimowy!
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na nasze imprezy.
Grzegorz Zabierowski
Prezes Stowarzyszenia 94 OKTANY