Mini, czyli największe dzieło Sir Aleca Issigonisa już na zawsze pozostanie jedną z największych ikon Wielkiej Brytanii. Produkowany przez 41 lat dzielnie służył kierowcom, którzy kochali go za uniwersalizm, styl i doskonałe, jak na tak małe auto, właściwości jezdne. Jakie były różnice i podobieństwa między wczesną, a finalną wersją kultowego samochodu, którego kochali Beatlesi, jak i zarówno statystyczny Smith?
Morris Mini Minor – jak narodziła się legenda?
Zaprezentowany w 1959 roku Morris Mini Minor był dowodem na to, że prostota również może być stylowa. Najwcześniejsze egzemplarze były oferowane jako: Austin 850, Morris 850 oraz Morris Mini Minor. Jego nowoczesne i pozbawione nadmiernych obłości nadwozie posiadało kilka widocznych smaczków. Jednym z nich była zachodząca pod przednie kierunkowskazy listwa, która otaczała również górą część kratkowanej atrapy grilla. Chromowana listwa przebiegała także wzdłuż nadkoli i dolnego progu, co dodatkowo podkreślało udany design auta.
Przypominający śmigło emblemat Morrisa błyszczał tak samo, jak eleganckie dekielki umieszczone w 10-calowych kołach. Pozbawione ostrych linii światła tylne, wystające zawiasy drzwi czy opadająca razem z otwartą klapą bagażnika tablica rejestracyjna wyróżniały Mini spośród konkurencji.
Innowacyjny silnik
Najmniejszy w ówczesnej gamie silnik o pojemności 848 cm³ rozwijał moc 34 KM. Jego katalogową prędkością maksymalną było 120 km/h. Za sprawą stożkowego zawieszenia (montowanego na kilka lat przed zastosowaniem zawieszenia typu hydrolastic), przedniego napędu oraz czterobiegowej skrzyni z drążkiem umieszczonym w podłodze – nawet bazowy Morris z tamtego okresu prowadził się jak gokart. Charakterystyczny odgłos pracy silnika oraz połączonej z miską olejową skrzyni biegów były typowymi dźwiękami tłocznego Londynu z lat sześćdziesiątych, gdzie mały samochód był po prostu niezastąpiony.
Proste rozwiązania kluczem do sukcesu
Samochód był przykładem geniuszu swojego twórcy, który chciał uzyskać jak największą przestrzeń w małym nadwoziu. Ciekawie opracowana została już sama półka znajdująca się tuż za kierownicą. Pozbawiona standardowego panelu deska rozdzielcza była szalenie praktyczna i mogła pomieścić najpotrzebniejsze drobiazgi. Nad jej centralną częścią umieszczono zegar prędkościomierza z wbudowanym wskaźnikiem poziomu paliwa. Zamiast standardowych klamek wewnętrznych, wczesne egzemplarze posiadały zwisające spod okna linki, które służyły do otwierania drzwi.
Tuż pod nim ulokowano pięć małych przycisków potrzebnych do uruchomienia, bądź wyłączenia nagrzewnicy, wycieraczek, świateł, zapłonu oraz ssania. Przednie drzwi posiadały wygodne (i pomalowane pod kolor nadwozia) kieszenie, które z jednej strony były zakończone kratką. Chromowane akcenty nie były jednak zaślepkami głośników czy zwykłą ozdobą. Pełniły one rolę „wycieraczki” do otrzepywania butów z liści, bądź śniegu. W końcu najmniejszy Morris nie wymiękał nawet w takich warunkach, czego dowodem były jego późniejsze sukcesy w Rajdzie Monte Carlo.
Podobnie jak w pierwszych Fiatach 600 czy Renault 4, okna drzwi przednich Morrisa były przesuwne. Przeznaczone dla czterech dorosłych osób wnętrze obite było materiałem w proste, lecz klasyczne wzory. Pasażerowie zajmujący miejsce na tylnej kanapie również mieli do dyspozycji małe schowki. Niektóre z podręcznych bagaży chowano także pod fotelami, co doskonale przedstawiono na filmie reklamowym Morrisa.
Rover Mini Cooper – wielki finał
Po 41 latach produkcji, w roku 2000 ostatnie sztuki Mini zjechały z taśm produkcyjnych w Longbridge. W uroczystym pożegnaniu kultowego środka transportu uczestniczyła sama Twiggy, która w młodości poruszała się podobnym wozem. Na początku lat dziewięćdziesiątych, brytyjska modelka była również twarzą jednej z pamiętnych reklam Mini. Oferta sprzedawanego pod szyldem Rovera auta przewidywała trzy wersje wyposażenia:
- Mini Classic Cooper
- Mini Classic Se7en
- Mini Classic Cooper Sport
Nowe szaty Mini
Pierwszą rzeczą, która odróżniała nowszy model od generacji z 1959 roku były poszerzone nadkola. Skrywały one znacznie szersze koła z 12-calowymi alufelgami typu Minilite. Wymogi bezpieczeństwa sprawiły, że na bokach przednich błotników pojawiło się dodatkowe światło kierunkowskazów, a przed lekko zaostrzonym grillem przednim znajdowały się doświetlające drogę halogeny. Z wyposażonych w nowe klamki drzwi znikły również wystające zawiasy, a zarówno kierowca, jak i pasażer mogli obserwować sytuację z tyłu przez całkiem duże lusterka. Z tyłu nie dało się nie zauważyć prostokątnych kloszy świateł oraz wielkiej rury wydechowej. Choć zmian było o wiele więcej, przystosowany do zupełnie nowej ery samochód nadal był naznaczony stylem retro.
Z zamiłowania do sportu
Finalne egzemplarze Mini, choć na ogół wciąż podobne do pierwowzoru, wyposażano już w znacznie więcej elementów poprawiających ich bezpieczeństwo. Wiązało się to także z obecnymi w tamtym okresie wymogami. Nowy model zyskał zagłówki przednich foteli, pasy bezpieczeństwa z napinaczami oraz poduszkę powietrzną kierownicy o sportowym charakterze. Dużą zmianą w stosunku do poprzednika był też nowy rodzaj pokrytej aluminium deski rozdzielczej z okrągłymi wlotami powietrza.
Niegdyś wielką półkę zastąpił zamykany schowek, a większość zegarów przeniesiono tuż przed oczy kierowcy. Trzy dodatkowe wskaźniki umieszczono pośrodku, tuż nad oryginalnym radiem. Nieco odświeżona, lecz wciąż staroświecka pozostawała jednak niewielka ramka, w której zamiast stacyjki można było doszukać się przełączników od świateł awaryjnych czy ogrzewania tylnej szyby. W dawnym miejscu znajdowała się również popielniczka, którą tym razem wykonano z plastiku.
Podrasowany nie tylko z wyglądu
Milenijnego malca napędzał motor o pojemności 1,3 litra. Ponad 60-konna jednostka idealnie odpowiadała dawnemu określeniu Mini, które nazywano „diabelskim pudełkiem”. Dostępny w ofercie od 1996 roku silnik potrafił rozpędzić samochód do prawie 150 km/h, a to wszystko przy całkiem znośnym spalaniu.
Twarde zawieszenie niezbyt lubiło eksploatację na kiepskiej jakości drogach. Najlepszym środowiskiem dla małego auta był asfalt i małe, kręte uliczki. Przekonał się o tym Richard Hammond, który w jednym z odcinków specjalnych Top Gear podróżował dokładnie takim samym Mini po indyjskich bezdrożach. Po realizacji zdjęć nagraniowych, używany przez niego Rover trafił do National Motor Museum w Beaulieu.
Morris Mini Minor vs Rover Mini Cooper. Nowy czy stary?
I tak dochodzimy do jednego z najtrudniejszych wyborów. Którą wersję wybrać? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Sekretem młodości brytyjskiego samochodu jest jego ponadczasowość. Puryści prostych rozwiązań technicznych sprzed kilku dekad z pewnością docenią minimalizm pierwszej serii, której po prostu nie da się nie lubić. To w dużej mierze prostota Morrisa z 1959 roku sprawiła, że stał się on bezapelacyjnie jednym z najlepszych miejskich samochodów świata. Fanom stylu retro w nowszym wydaniu dedykowana jest odmiana z przełomu wieków. Mocny silnik, rasowe akcenty oraz nieco bardziej zaawansowana technicznie konstrukcja mogą przemawiać za używaniem Coopera nawet do jazdy codziennej. Oczywiście tyczy się to użytkowania przy dobrej pogodzie. Nadwozia obu generacji niezbyt lubią sól na drogach, którą można u nas spotkać w okresie zimowym. Niezależnie od wyboru rocznika, specyfikacji silnikowej czy edycji wyposażenia – w Mini zawsze będzie krążyć duch lat sześćdziesiątych.
Zdjęcia: www.press.bmwgroup.com, www.tradeclassics.com