Już po raz siódmy, po kocich łbach, którymi jest wybrukowany rynek Miasteczka Galicyjskiego w Nowym Sączu, jeździły klasyczne samochody. Były tam 1. i 2.sierpnia 2015 roku na zaproszenie Muzeum Okręgowego.
Ta edycja tej imprezy była wyjątkowa bo została objęta medialnym patronatem naszego portalu KlassikAuto.pl. Ponieważ spotkania te cieszą się niezłą sławą, a pojemność rynku jest ograniczona, organizatorów czekała niewdzięczna selekcja kogo przyjąć, a komu odmówić. Legenda tych spotkań zresztą wyszła już poza granicę i coraz więcej jest aut z rejestracją inną niż polska.
W tym roku obrodziły auta z Austrii. Austriacy przywieźli takie rarytasy jak NSU Prinz T4, Ford Anglia, wczesna Toyota czy Ford Taunus Coupe. Tego pierwszego początkowo pomyliłem z Mikrusem, taki był mikry, do tego nigdy go nie widziałem, a nawet nie wiedziałem o takim modelu. Nie zabrakło pojazdów z początków motoryzacji. Był Willis Whipped z 1926 roku i Ford A z 1931. Ten pierwszy pomimo silnika o pojemności 2,2 litra sapał pod górę, a Ford A radził sobie zupełnie nieźle. Być może z tego względu, że pierwszy jeździ na imprezy na lawecie, a Ford wszędzie przyjeżdża na własnych kołach.
Było sporo aut amerykańskich z Camaro czy Buickiem na czele. Był Mercedes V170 w wersji kabrio – w sam raz na pogodę jaka była przez dwa dni imprezy. Imponujące w nim było to, że jest od trzech pokoleń w tych samych, krakowskich rękach, więc zupełnie legalnie miał czarne tablice. Jeśli chodzi o pogodę to było więcej kabrioletów, Garbus, to nic, że miał już z tyłu „stopy słonia”, dach miał otwierany, dwa MG też jeździły odkryte. Tak samo jak Fiat X1/9, czy Fiat 124 Spider. W tym roku nie miały konkurencji. Ten ostatni zresztą był świeżo po renowacji i chyba debiutował.
Wśród dużych Fiatów wyróżniał się jeden 125 bez literki p. W stanie fabrycznym w pięknym kolorze błękitu Adriatyku z dobraną tapicerką i z przebiegiem nie przekraczającym 40 tys. kilometrów został przywieziony z Sycylii. Pewnie tam nie mają dróg, do tego kościół był blisko. Ten komentarz to oczywiście nie tylko z zazdrości, ale i z podziwu, że można jeszcze znaleźć takie rarytasy. Wśród włoskich aut brylowała Alfa Romeo GTV. Nasz Maluch puszył się napisami Abarth umieszczonymi w różnych miejscach. Wiadomo, że naklejki są tanie i można je kupić w bardzo urozmaiconym asortymencie.
Z Tarnowa przyjechała silna grupa spod znaku MotoPasji. I jest to określenie wyjątkowo pozytywne, ponieważ będąc wiernym uczestnikiem nowosądeckich spotkań mogę obserwować jak oni się rozwijają. Nie mogło zabraknąć Fiata jamnika, którego wykorzystywano w czasie papieskich wizyt w Polskie. Odwiedził nas też zielony Saab Sonet. Było sporo Miniaków, ale wszystkich bił na głowę wrocławski Clubman z twardą, ale bardzo sympatyczną załogą, która zawsze dojeżdża do celu na kołach.
Pierwszy dzień był poświęcony zwiedzaniu okolicy. W Gródku nad Dunajcem do którego dojechaliśmy trasą, może nie najkrótszą, ale na pewno niezwykle malowniczą, zostawiliśmy auta na łące i zmieniliśmy środek transportu na wodny. Dwa stateczki popłynęły aż do zapory w Rożnowie. Myśleliśmy, że nas tam wysadzą, bo mieliśmy zwiedzać ten obiekt, ale wróciły do Gródka. Do zapory pojechaliśmy już własnymi pojazdami. Sama zapora ma ciekawą i trochę niewygodą historię. Zaczęliśmy ją budować w 1934 roku i nie skończyliśmy do wybuchu wojny. Skończył ją niemiecki okupant w swoim stylu, czyli z wykorzystaniem więźniów, bez liczenia się z ich życiem.
Oddana do eksploatacji w 1941 roku została wyposażona w turbiny wodne i generatory, które pracują do dzisiaj. Niemiecka solidność to nie jest tylko legenda. Drugi dzień nie odbiegał od standardu. Przedpołudniem kto chciał mógł po raz siódmy zwiedzić pobliski skansen, spróbować swoich sił w różnych konkurencjach, obejrzeć wystawę modeli aut policyjnych z całego świata lub po prostu leniwie spędzić czas na pogwarkach z przyjaciółmi. Ponieważ z roku na rok rośnie zaplecze gastronomiczne tego miejsca to z roku na rok rośnie grupa osób wybierających tą ostatnią formę spędzania czasu. Potem była prezentacja naszych pojazdów na nowosądeckim Rynku.
Tradycyjnie jak liczba gości oglądających nasze pojazdy w Miasteczku jest spora, to na Rynku były już tłumy. Organizatorzy rozdali wszystkim dyplomy, wybranym oryginalne puchary i można było wracać do domu z poczuciem fajnie spędzonego weekendu.
Zostaw komentarz