Ku pamięci załogi numer 22…

Rozgrywające się w latach sześćdziesiątych edycje Rajdu Monte Carlo nie były tylko i wyłącznie czasem sportowej rywalizacji i wielkich sukcesów świętowanych u stóp opływającego w luksusy Monaco. Imprezy te uchodziły, przede wszystkim, za niezwykle ciężki sprawdzian dla startujących w nich samochodów. Nie każda załoga dysponowała niekończącym się zapleczem finansowym, czy opartym na najnowszych technologiach serwisem. Nie wszystkie uczestniczące w rajdzie pojazdy były też z góry zaprojektowane pod kątem bicia rekordów. Sporą część stawki tworzyły też „usportowione” auta, które w standardowych odmianach bez problemu można było spotkać w wielu miastach Europy. Jedną z takich właśnie maszyn bez wątpienia był Fiat 1500C pewnej hiszpańskiej załogi, która w 1966 roku postanowiła spróbować swoich sił podczas 35. Rajdu Monte Carlo.

Właścicielem jak i głównym kierowcą włoskiego Fiata był José-Luis Pampyn Sánchez – pochodzący z Madrytu 38-letni prawnik jak i menadżer firmy zajmującej się motoryzacją. Równocześnie piastował on stanowisko prezesa madryckiego klubu Seata 600. Prywatnie mąż i ojciec czwórki dzieci, a także zapalony miłnik motoryzacji i wszelakiego sportu samochodowego, posługujący się pseudonimem Nyp Brandeso. Tak więc miłość do produkowanych na włoskiej licencji wozów musiała zakiełkować w nim już bardzo wcześnie. Swoje doświadczenie na rajdowych odcinkach zdobywał on latami poprzez uczestnictwo w takich imprezach jak RACE Rallye de España, gdzie jego niespełna 80-konny sedan nigdy nie zostawał daleko w tyle.

Początkowo pilotem Pampyna miał być jego kolega, Manuel Zaldívar. Obaj Panowie szybko złożyli wszystkie potrzebne dokumenty i zakwalifikowali się do rajdu. Wyposażony w kilka niezbędnych, sportowych gadżetów Fiat otrzymał numer startowy 22. Niestety, z nieokreślonych bliżej przyczyn, Zaldívar musiał przesiąść się do startującej w tym samym rajdzie Alfie Romeo GTV, której kierowcą był Miguel Carbajo. Miejsce pilota włoskiego wozu nie czekało jednak zbyt długo puste. Manuela szybko zastąpił inny znakomity pilot. Był nim Rafael Taravilla (pseudonim Manuel Salvador) – także 37-letni i pochodzący z Madrytu miłnik motoryzacji, dla którego start ten miał być pierwszym w jego historii (w odróżnieniu od swojego kolegi, który miał jechać w RMC po raz drugi).

Zgłoszone do startu w legendarnym rajdzie 192 załogi zaczynały powoli ruszać z różnych krajów. 14 stycznia 1966 roku mury Lizbony opuszcza też ciemny Fiat 1500C. Pampyn jak i Rafael przepełnieni byli myślami o wielkiej wygranej oraz głnym, międzynarodowym sukcesie. Ich gotowa do szybkiej jazdy maszyna, a dokładniej Fiat Millecinquecento, w czasach swojego debiutu uchodził za całkiem udany i przede wszystkim trwały model. Główną zaletą była jego prosta konstrukcja oraz solidny 1,5-litrowy silnik, który w późniejszym czasie trafiał pod maski Fiatów 125. Ponadto, przestronny Fiat jak na tamtejsze warunki nie spalał kosmicznych ilości paliwa, co pozwalało na przejechanie naprawdę sporych dystansów. 15 stycznia wóz dumnie przekroczył granicę z Francją. Nic nie wskazywało na to, aby coś mogło nie pójść zgodnie z planem.

Niestety, załodze Pampyn Sánchez / Taravilla nie było dane dojechać do celu. Do feralnego zdarzenia doszło późnym popołudniem 16 stycznia 1966 roku, czyli zaledwie dwa dni od rozpoczęcia ich podróży z rodzimych stron. Na jednym z odcinków trasy, po prostej drodze prowadzącej do francuskiej miejscowości Euzet-les-Bains mknie rozpędzony Fiat 1500C. Tuż za nim podąża samochód innego kierowcy – Claude Laurenta. Mężczyzna w pewnym momencie dostrzega, że poprzedzająca go maszyna zaczyna niebezpiecznie dryfować po szosie i co gorsza – coraz bardziej zbliża się w kierunku przydrożnego rowu i rosnących wzdłuż niego drzew. Zaniepokojony całą sytuacją Laurent zaczyna intensywnie trąbić i dawać znaki światłami, aby w jakiś sposób otrzeźwić jakby „nieobecną” załogę Fiata. Wszystkie jego wysiłki idą jednak na marne, kiedy rozpędzony sedan w przeciągu kilku chwil taranuje pobliski znak drogowy i z ogromną siłą uderza w drzewo. Zdemolowany wrak z łoskotem odbija się od przeszkody i ląduje tuż obok.

Nadjeżdżający z oddali kierowcy szybko zdali sobie sprawę z wymiaru tragedii. Po jakimś czasie na miejscu pojawia się pomoc, ale niestety nie miała ona już kogo ratować. José-Luis i Rafael zginęli na miejscu. Istnieje także druga wersja historii mówiąca o tym, że jeden z mężczyzn przeżył wypadek, lecz zmarł w drodze do szpitala położnego w miejscowości Ales. Od Monaco dzieliło ich zaledwie 250 kilometrów. Obecni na miejscu fotografowie wykonali kilka zdjęć rozbitego Fiata, które następnego dnia obiegły pierwsze strony rozmaitych gazet. Zdarzenie to przyciągnęło także grupkę gapiów. Jeden z nich wyciągnął, wciśniętą siłą uderzenia w komorę silnika, tabliczkę startową z numerem startowym feralnej załogi i zabrał ją ze sobą. Gdzie ten artefakt znajduje się dzisiaj? Tego póki co nie wiadomo…

Wypadek silnie wstrząsnął zaangażowaną w słynny rajd społecznością. Hiszpańska załoga wspomnianej wcześniej Alfy Romeo dowiedziała się o sytuacji tuż po dojechaniu do Monte Carlo i przez wiele dni nie mogła pogodzić się z tym, co się stało. W przeciągu kilku godzin od wypadku zaczęto snuć spekulacje czy zdarzenie to spowodowane było przemęczeniem dwójki zawodników i zaśnięciem kierowcy czy może zawiniło coś innego. Obstawiano też, że kierowca jak i pilot mogli się zatruć w wyniku wycieku tlenku węgla z układu wydechowego czy nieszczelnego systemu grzewczego. Podobna sytuacja miała miejsce podczas rozgrywającego się w 1952 roku 22. Rajdu Monte Carlo, kiedy to ofiarą takich niedopatrzeń stał się triumfujący niegdyś w tej imprezie na samochodzie Hotchkiss 686 GS Riviera – Marcel Lesurque. Ponadto, wszelkie gazety stanowczo potępiły proces sadzenia drzew blisko drogi z powodu zagrożenia dla uczestniczących w ruchu kierowców.

Pomimo tego, że 35 edycja Rajdu Monte Carlo zakończyła się słynnym skandalem, kiedy to czwarte z rzędu zwycięstwo Mini Coopera w tej imprezie zostało odrzucone z powodu zastosowania przez załogę nieodpowiednich żarówek w halogenach, to jednak większość uczestników wciąż miała przed oczami tragiczny wypadek, który już na zawsze zapisał się w historii tego rajdu. Choć tego typu zdarzenia na imprezach sportowych są nieuniknione i nikt nie jest w stanie ich przewidzieć, warto jednak zapamiętać, że prócz uzyskania jak najlepszego wyniku – liczy się przede wszystkim ludzkie zdrowie i życie. Nie pozwólmy, aby tych dwoje rajdowców z Hiszpanii zostało kiedykolwiek zapomnianych. Gdy tylko będziemy mieli okazję zobaczyć gdzieś włoskiego Fiata 1500 lub bliźniaczą odmianę 1300 – wspomnijmy choć na chwilę José-Luisa Pampyna Sáncheza i Rafaela Taravillę

 

Zdjęcia i pomocnicze źródła: pilotos-muertos.com, motorsportmemorial.org, Car brochures&adverts