W dniach 30.04 – 03.05.2016r. odbył się II zlot użytkowników Renault 4 oraz I rajd R4.
Impreza miała swój debiut w zeszłym roku. Na pierwszym zlocie, którego gospodarzem był Adam Miś pojawiły się trzy samochody. Ten zlot był jednak początkiem czegoś, co pozwoliło na kolejną edycję.
W trójkę (ja, Adam i Rafał) postanowiliśmy zawiązać KLUB Renault 4 w Polsce. Zrobiliśmy zrzutkę pieniędzy i zbudowaliśmy stronę www.renault4.pl oraz założyliśmy konto na facebooku. Informację o wydarzeniu przeczytali inni użytkownicy „czwórek”, którzy wyrazili chęć udziału w kolejnych imprezach. Na zjeździe ustaliliśmy też, że zloty będą odbywać się co roku w maju wykorzystując dni wolne. Wyznaczyliśmy też, że pierwszy zlot zorganizuje Adam, kolejny ja a następny Rafał, a później zobaczymy jak to się potoczy.
Przygotowania do zlotu rozpocząłem we wrześniu zeszłego roku. Ponieważ brałem już udział w kilku innych zlotach oraz rajdach, miałem kilka pomysłów i troszkę wiedzy teoretycznej o tym jak to robią inni. Najtrudniej było wybrać miejsce. Wybór padł na Pasterkę w górach Stołowych. Jest to malownicza wioska u podnóża Szczelińca. Następnie znalezienie odpowiedniej bazy noclegowej spełniające kilka kryteriów: czysto, tanio, spokojnie, z miejscem na ognisko, parkingiem dla aut, miejscem dla dzieci. Wybór padł na ośrodek wypoczynkowy Szczelinka. Dodatkowym atutem był brak zasięgu telefonii komórkowej i ograniczony dostęp do Internetu.
Kolejnym etapem było opracowanie trasy przejazdu aut i ustalenie zrębów programu. Później moje plany umieściliśmy na naszych klubowych stronach zapraszając na zlot. Był wrzesień i chętnych na zlot nie było zbyt wielu. Obawiałem się, że frekwencja będzie podobna jak na I zlocie. To chyba najbardziej zatruwało mi serce. Bałem się, że moje plany nie mają sensu. Imprezę przecież tworzą uczestnicy a organizator ma im tylko pomóc. Mijały miesiące a zgłoszenia nie napływały. Dopiero listopad przyniósł lekki powiew optymizmu, pojawiło się niewielkie zainteresowanie i otrzymałem pierwsze pieniądze na noclegi. Wiedziałem, że mogę ruszać dalej z przygotowaniami. Na feriach zimowych w lutym opracowałem odręczną mapę itinera drogowego.
Powstawał mniej więcej tak. Wymarzoną trasę przyszłego rajdu przejechałem wraz z moją żoną Joanną oraz synami Jakubem i Mateuszem. Odręcznie w kwadratowych polach rysowaliśmy charakterystyczne miejsca, znaki i skrzyżowania, poszukując dodatkowych atrakcji na trasie. Po dwóch tygodniach objechaliśmy trasę raz jeszcze wpisując odległości w odpowiednie kratki przy pomocy aplikacji Rally Comp. Ustaliliśmy też miejsca docelowe i postojowe. Tak powstał itiner rajdu Renault 4. Mam nadzieję, że właśnie tak powstać powinien.
Czas płynął leniwie i maj 2016r. wydawał mi się datą na tyle odległą, że nie czułem najmniejszej presji czasu. Obudzenie nastąpiło na trzy tygodnie przed rajdem. Zapisanych było już ponad 10 załóg i co jakiś czas pojawiały się kolejne chętne. Z jednej strony cieszyłem się, jak dziecko na wizytę Mikołaja, z drugiej bałem jak licealista matury. Czułem, że impreza jest sporym wyzwaniem i powodzenie przyszłych zlotów zależy w dużej mierze od tego jak wypali ten. O moich wątpliwościach opowiedziałem mojemu przyjacielowi Adamowi z klubu R4. Decyzja była natychmiastowa. NIC się nie martw! Jutro przyjeżdżamy i jedziemy zobaczyć co wymyśliłeś. Jak coś będzie nie tak to się zmieni! Jakoś to będzie! Po raz trzeci zrobiliśmy próbny przejazd tworząc kolejnego itinera. To znaczy ja tworzyłem, a Adam o niczym nie wiedział. Nie pokazałem mu itinera bo przecież on też bierze udział w rajdzie i pozbawił bym go chyba najwspanialszej przygody. Adam określił trasę jako ciekawą, wymagającą ale realną do przejechania. Czwartą pętlę przejadę już Renault 4!
Na tydzień przed zlotem byłem gotowy z przygotowaniami, ale nie z moim autem! W tym też okresie pojawiły się w moim garażu kolejne „Czwórki”. Adam pozostawił swoje auto oraz na lawecie dotarła Rafała zielona strzała z Koszalina. Z zazdrością spojrzałem jak wiele zrobili koledzy przy swoich autach. Nie było wyjścia. Po pracy trzeba pogrzebać przy „żółtej”, by miała szansę pojechać i wrócić.
30 kwietnia rozpoczęliśmy pakowanie naszych aut. Potrzebowałem więcej miejsca i postanowiliśmy, że żona z dziećmi, psem i innymi pakunkami pojedzie naszym vanem a ja R4. Adam wraz z Magdą oraz z psem przepakowali się do swojego błękitnego auta. Rafał też odebrał auto z mojego garażu i o 11:30 wyjechaliśmy na cztery auta do Pasterki. Tak naprawdę tych aut było jeszcze więcej. Na zlot został zaproszony mój przyjaciel a zarazem najlepszy mechanik jakiego znam Radek Babijczuk. Radek też posiada klasyczny samochód. Co prawda to tylko Fiat 126p, ale za to w stanie kolekcjonerskim. Pomyślałem, że fajnie będzie porównać „francuskiego malucha” z tym wytwarzanym w Polsce.
Trasę z Jelcza do Pasterki staraliśmy się pokonać bocznymi drogami by nie blokować tych bardziej uczęszczanych. I tu pierwsze moje zdziwienie. Maluch okazywał się bardzo żwawy i bez problemu dotrzymywał tępa R4. Wydaje mi się nawet, że był najszybszy! Po niespełna 2,5 godziny jazdy dotarliśmy do celu a ostatnie 20 km było naprawdę pod górę. Na miejscu okazało się, że nie jesteśmy pierwsi…. Na parkingu stało już Renault 4, którym z miejscowości Nagórznay koło Sanoka przyjechał Andrzej. Bagatela 600 km! Jego samochód okazał się też najlepiej zachowanym modelem R4 jaki kiedykolwiek widziałem a sporo widziałem ….
Z godziny na godzinę dojeżdżały kolejne ekipy. Jacques z Ewą i dziećmi z Wrocławia, Karol z Alicją z Chojnowa, Jurek z Ewą z Legnicy (Citroen 2CV w wersji dostawczej), Hania z Jurkiem i dwoma synami.
Brakowało tylko Krzysztofa i Claire ale i oni mieli przed sobą kawał drogi. W końcu wybrali się na zlot z Gryfina. Jak by nie liczyć ponad 500 km! Po odebraniu kluczy od pokoi rozpoczęła się tradycyjna część większości zlotów czyli biesiadowanie.
Atmosfera robiła się coraz luźniejsza i weselsza. Martwiło mnie jednak, że ostatniej załogi nie ma. Około godziny 18:00 dotarły pierwsze niepokojące wieści. (Wspominałem już że w Pasterce nie ma zasięgu sieci i internetu). Telefon był krótki… Grzegorz jedziemy ale mamy problemy z autem. Strasznie piszczy alternator, brakuje ładowania, pogubiliśmy drogę jesteśmy zmęczeni.
Poradziłem natychmiast zrobić przerwę, sprawdzić naciąg pasków i odpocząć! Przerwa pomogła. Auto odżyło i załoga poczuła znowu chęci do dalszej drogi. O godz. 22:00 dalej nie ma ostatniej oczekiwanej załogi. Biegamy z Rafałem co godzinę do baru i z telefonu stacjonarnego próbujemy dodzwonić się na komórkę Krzysztofa. Niestety brak zasięgu.
Co robić? Nic trzeba czekać! O 23:30 większość uczestników idzie spać. Ja zostaję z Adamem na recepcji i obmyślamy jakiś plan…….Wierzymy jednak, że dojadą! Odbieramy klucze od ich pokoju i wypatrujemy w ciemności świateł samochodu. W końcu o północy są! Z oddali widać dwa okrągłe światła i wolno jadący samochód. Wybiegamy na drogę i latarką wskazujemy miejsce do zaparkowania. Po chwili okazuje się że światła to VW T4. Cóż tonący brzytwy się chwyta, albo każdy widzi to co chce widzieć. Jakimś cudem dociera SMS. Grzegorz jedziemy. Do celu 30 km nie mamy świateł ani ładowania akumulatora. Jedziemy! To ostatnie „jedziemy” zabrzmiało jak zaraz będziemy.
Faktycznie chwilę po północy dotarli. Byli zmęczeni, zmarznięci, głodni ale szczęśliwi!
Poszliśmy na herbatę i chwilę rozmawialiśmy. Pomimo, że dopiero co się poznaliśmy czułem się tak jak byśmy się znali od dawna.
O pierwszej w nocy poszliśmy spać.
Ciąg dalszy nastąpi……
Grzegorz Zabierowski