Podróż poprzez popularny ciąg kurortów Costa del Sol do Walencji, w której ekstremalnie awangardowa architektura konweniuje z przyrodą i historią, a stamtąd do Andory – bezcłowego, pirenejskiego księstewka z niesamowitą ilością centrów handlowych i kurortów narciarskich przebiegła miło i bez sensacji. Okazuje się, że rozbudowana sieć autostrad na południu Hiszpanii, zbudowana ze środków unijnych, jest całkowicie niewykorzystywana.
Droga na wchód po bezpłatnych autostradach
Stan idealny, ruch – żaden. Te autostrady nie są płatne. Za to płatne autostrady będące faktycznie ważne komunikacyjnie – są w fatalnym stanie! Urzekła nas monumentalna architektura Albi w południowej Francji, miasteczka Lazurowego Wybrzeża z Saint Tropez. Odwiedziliśmy neo-średniowieczną twierdzę w Carcasonne i przejechaliśmy najwyższym na świecie wiaduktem Mileau.
Z istotnych z punktu widzenia tego artykułu, miejsc na trasie – wspomnieć należy Cannes – za parę dni miał zacząć się Festiwal Filmowy. W mieście praktycznie wszystko było już przygotowane. Czerwony dywan przed Pałacem Filmowym – rozwinięty. Zwyczajowe espresso w „Ritz Carlton Hotel” zostało wypite. Auto zaparkowaliśmy na parkingu pod Pałacem Filmowym, tym samym parkingu, na którym za parę dni parkować będą gwiazdy filmowe. Następne było Monako i Casino de Monte Carlo. Monako było kolejnym księstwem, które nie należąc do UE, mieszkańcom sąsiednich państw – oferuje dostęp do możliwości trudniej/drożej dostępnych w ich krajach. W Andorze to były sklepy bezcłowe, w Monako – hazard. I słynny rajd po ulicach.
Fiat Uno na trasie Rajdu Monte Carlo
Swoim Unem przejechałem trasę Rajdu Monte Carlo – bywało trudno: ostre zakręty, strome, wąskie, doskonałej jakości uliczki! No i dwukrotny przejazd oraz zatrzymanie przy kasynie – ikonicznym punkcie Monako. Parkują tam najdroższe samochody świata, taksówki to… nowe Rolls-Royce’y i Mercedesy Maybachy S580e. Policjanci pilnują placu przed kasynem Jest zakaz zatrzymywania się tam, ale dla Uno zrobili wyjątek, bo trafiłem na kolejnych mundurowych z rozrzewnieniem wspominających swoją młodość z Uno.
Citroeny w Lombardii
Oczywistym było, że nie sposób ominąć Mediolan – stolicę Lombardii i najbogatsze duże miasto Włoch. Zaskoczyły nas liczne na ulicach elektryczne Citroeny Ami, wszędzie jeżdżące tramwaje i 4 strefy ekologicznego wjazdu do miasta. My dotarliśmy do strefy B, choć nie wiem, czy nie za daleko wjechaliśmy, bo przepisy w tym zakresie są wyjątkowo zawiłe, kto jakim autem może wjechać… Po dotarciu do bazyliki, obok której można obejrzeć „Ostatnią wieczerzę” Leonarda da Vinci (strefa B), postanowiliśmy zaparkować. Dostępne są tylko parkingi podziemne, a właściwie chyba boksy dawnego magazynu długoterminowego wynajmu… Nawet dla Uno było ciasno, więc tym większy szacunek dla kierowców BMW X7, Audi e-tron GT itd., którzy się mieścili w te pudełka.
Magia Fiata Uno działa dalej – jezioro Como
Oczywistym było, że po spektakularnym pobycie w Monte Carlo, robiąc turystykę po drodze – pojechaliśmy nad Jezioro Como. Objeżdżając je wjechaliśmy do legendarnej Villi d’Este. Łatwo nie było, na tydzień przed kolejnym (organizowanym od 1929 r.) legendarnym i najbardziej prestiżowym konkursem elegancji samochodów – odźwierni poinformowali, że wizytować można po uprzednim, co najmniej miesięcznym zarezerwowaniu terminu. Znowu zadziałał urok Uno, historia podróży i po krótkiej konwersacji z menedżerem – mogliśmy pojeździć i prezentować się dokładnie w tych samych miejscach, w których właśnie prezentują się ikony motoryzacji z całego świata! Ale Jezioro Como to również słynne miejscowości, m.in.: Bellagio, od której nazwę wzięło równie słynne kasyno w Las Vegas, będące też bohaterem kilku hollywoodzkich produkcji.
W planie był też przejazd Przełęczą Stelvio, ale pogoda na to nie pozwoliła… W nocy temperatury wynosiły minus 7 stopni C, a w najcieplejszym momencie dnia plus 3 stopnie C i stały opad śniegu lub deszczu… Następnym razem musi się udać!
Powrót do Polski
Uwzględniając uwarunkowania klimatyczne – zimę w Alpach, wybraliśmy trasę przebiegającą obok Wenecji, Villach, Wiednia, by naszą jazdę zakończyć w okolicy Brna. Po drodze nastąpiło spotkanie z oryginalną i zasłużoną w historii czechosłowacką myślą motoryzacyjną – Tatrą T613 z chłodzonym powietrzem silnikiem V8 umieszczonym w bagażniku. Historia budowy Tatr w takim układzie sięga 1934 r. i Tatry 77.
Będąc około 160 km od granicy z Polską wydawać by się mogło, że będzie już tylko „z górki”, a okazało się, że do przejścia granicznego w Boboszowie jest „pod górkę”. Można by napisać, że na końcu podróż zaserwowała nam mini trasę Stelvio Pass!
Wnioski z podróży
Po drodze, przejechawszy 9 056 km, spaliwszy około 510 litrów benzyny, obserwując różne kraje, krajobrazy, architekturę – nasunęło się parę spostrzeżeń zarówno natury ogólnej, jak i motoryzacyjnej. Jadąc przez górskie tereny Pirenejów, Monako, Dolomitów – zastanawiałem się, jak dzieci codziennie dojeżdżają do szkoły z wysokogórskich wiosek, jakie umiejętności są potrzebne, aby jeździć po oblodzonych górskich drogach o nachyleniu nawet 23%? Itd. itp…
Każdemu posiadaczowi sprawnego klasyka polecam takie wyprawy! Taka podróż daje niesamowitą satysfakcję z tego, że udało się ją zrealizować. Poznajemy ludzi, zbieramy kolejne doświadczenia, uczymy się i poznajemy. Brak klimatyzacji i wspomagania w samochodzie to nie problem, bo konstrukcja starszych aut jest inna, niż z współczesnych. Nasze stare samochody naprawdę pomagają nam w podroży, a nie są tylko kapsułami do jazdy.
Od redakcji:
Zapraszamy Was drodzy Czytelnicy do podzielenia się z nami swoimi doświadczeniami z podróży oldtimerami lub youngtimerami.