Tegoroczny zlot zabytkowych samochodów w Chudowie odbył się 29 maja. Jak co roku ”bazą” zlotu była polana przed Zamkiem w Chudowie koło Gliwic. Impreza rozpoczęła się o godzinie 15:00. Na samym początku jedynym minusem była pogoda, która co prawda mnie nie przestraszyła, lecz niektórym ludziom utrudniła oglądanie klasyków. Jeszcze przed oficjalnym startem zlotu zjechało się już wiele samochodów – stałych bywalców oraz nowych ”ciekawskich”.
Pierwszy szereg zajęły min. flagowa angielska limuzyna, którą w filmie ”Gamoń” poruszał się sam Louis de Funes, czyli Jaguar Mk. II, Morris Mini-Minor, który swoimi zgrabnymi kształtami (zaprojektowanymi na serwetce w restauracji przez Alec’a Issigonis’a – pomysłodawcy Mini) oraz biało-czarny malowaniem zachwycał nawet najmłodszych uczestników zlotu, czerwona FSO Warszawa 223, która przybywa do Chudowa od wielu lat oraz Fiat 125p, Volkswagena Polo, GAZ-a 69 i ”garstka” Fiatów 126p – Maluchów należących do grupki ludzi, którzy postanowili lekko podrasować swoje fiaciki.
Dla wielu osób największą atrakcją była, stojąca z przodu polanki, replika pojazdu parowego (projekt z 1815 roku Pana Józefa Brożka) wykonana przez znanego w Polsce kolekcjonera pojazdów z tamtych lat – Pana Tomasza Siudzińskiego. Znaną repliką pana Tomasza oraz Śp. Juliusza Siudzińskiego jest m.in. słynny wóz ”Kubuś”, który jako oryginał brał udział w Powstaniu Warszawskim.
Pierwsza przejażdżka pojazdu parowego w Chudowie odbyła się tuż po rozpoczęciu zlotu. Wielką atrakcją dla zwiedzających (zwłaszcza dzieci) była również możliwość wejścia na ten historyczny pojazd.
W następnych rzędach wystawy każdy mógł znaleźć coś dla siebie – od poczciwej, żółtej Dacii z małą kolekcją emblematów na desce rozdzielczej po ogromnego, amerykańskiego, perfekcyjnie odrestaurowanego Buick’a Special’a z połowy lat pięćdziesiątych, w którym przy lekkim naciśnięciu gazu, słychać prawdziwą ”muzykę”, a sam wóz kołysze się jak statek. Wielką sensację wzbudził wóz, który widzę na zlocie osobiście po raz drugi – jest nim niebieski Volkswagen Garbus w bardzo ciekawej wersji – z faltdachem (przesuwnym dachem). Autko było odrestaurowane w stu procentach. Wnętrze zdobiła bielutka, wręcz lakierowana kierownica, jeszcze bez charakterystycznego ringu sygnału dźwiękowego (taką samą montowano w starszych modelach garbusa), wyczyszczona, brązowa tapicerka oraz mały wazonik na kwiaty. Na samej masce widniał charakterystyczny znaczek ”z Wolfsburga”. Oryginalność tego modelu stanowiła także zachowana w perfekcyjnym stanie długa, tylna klapa zwana ”klapą-dziadek”, którą coraz rzadziej można spotkać w tych Volkswagenach. Ten Garbus bardzo przypominał mi bohatera disney’owskich moto-produkcji, którym był słynny Herbie (Garbi) z roku 1963, ale to już zupełnie inna historia :).
Dalej stały: ”zamerykanizowana” wersja Forda Capri (z masywnymi zderzakami, podwojonymi reflektorami, pomarańczowymi światełkami oraz rzadko spotykaną roletą na tylniej szybie), Fiaty 125p, w tym Polski Fiat 125p 1300, Trabant 601 wraz z różnej maści Oplami, Skodami, Volkswagenami i jedną, żółtą Syrenką 105.
Wśród wystawionych samochodów można było usłyszeć wiele ciekawych rozmów, jak np. historia Fiat a X 1/9, który jako nieliczny w historii włoskiej motoryzacji samochód posiada dwa bagażniki (jeden z przodu, drugi z tyłu wozu. Za tylnym bagażnikiem mieści się silnik), zielonego Wartburga 353, który zachował swój oryginalny stan, sportowego Datsuna, niebieskiego Fiata 126p z lat 70-tych oraz co prawda nie do końca prawdziwą opowieść trzech młodych ludzi, którzy co było widać lubili te maszyny, lecz pomylili oni dwa modele prezentowanych Pontiaców z charakterystycznym Kitt’em – gwiazdą filmową lat 80-tych – Pontiacem Trans Am ’82.
Ze stałych ”bywalców” na zlocie rozpoznałem – Mini z końca produkcji, trzy Volkswageny Garbusy, białą Impalę, Syrenkę oraz wspomnianą wcześniej ”cudowną dwójkę” – Jaguara i Warszawę.
Około półtorej godziny później zaczęło silnie padać, co ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, wystraszyło większe grono osób a nawet uczestników zlotu, którzy po uruchomieniu swoich maszyn, ruszyli w drogę powrotną. Gdy pogoda się lekko poprawiła, w swoją drugą ”daleką podróż” (trwającą bodajże 3 minuty :)) wyruszyła piękna replika pojazdu Pana Tomasza Siudzińskiego. Pojazd dzielnie radził sobie na mokrej trawie i jak na technikę roku 1815, dziarsko pokonywał zakręty. Następnie wielu zwiedzających wróciło do podziwiania co prawda mniejszej, lecz dalej ciekawej ”ekspozycji”. Pod sam koniec zlotu zaświeciło słońce i przestało padać. Gdyby stało się tak wcześniej, myślę, że wiele innych samochodów pojawiłoby się na zlocie, a reszta pozostałaby na swoich miejscach. Mimo nienajlepszej pogody, był to bardzo udany zlot. Mam nadzieję, że odbywać się będzie co roku i zaskakiwać nas będą dalej niespodzianki jak prezentowana w tym roku replika samochodu parowego.
Pozdrawiam Czytelników KlassikAuto.pl i życzę szerokości!