Zabrzańskie Stowarzyszenie Miłników Motoryzacji już po raz piąty zorganizowało imprezę zwaną Zabrzańskie Klasyki Nocą. Ponieważ było to 24 października 2015 roku to faktycznie impreza odbyła się po ciemku. Zbiórka zaczęła się o godzinie 18 na placu Warszawskim, to już tradycyjne miejsce spotkań, a potem kolumną przejechaliśmy do Skansenu Królowa Luiza gdzie było sporo atrakcji. Formuła imprezy przewiduje przejazd przez miasto w asyście Policji i potem zwiedzanie jakiegoś ciekawego miejsca. Za pierwszym razem był to żelazny dom, potem szyb Maciej, dalej osiedle Borsiga, a w lipcu tego roku była wystawa pod zabrzańskim dworcem.

Gwoździem programu tej edycji był pokaz pracującej parowej maszyny wyciągowej, która jako jedyna w Europie jest napędzana parą. Inne są napędzane sprężonym powietrzem. Parę dostarcza zabrzańska elektrociepłownia, którą sąsiaduje ze skansenem przez płot. Trzeba za nią oczywiście zapłacić, ale od czego są sponsorzy takich imprez. W każdym razie tłoki były w ruchu, maszyna posapywała, gigantyczne korby kręciły kołem zamachowym o średnicy 8 metrów i właściwie nie było widać ani słychać tych 2 tysięcy koni mechanicznym które pozwalały kiedyś wyciągać „szolę” czyli górniczą windę z prędkością 10 metrów na sekundę.

Zużyta para wychodziła przez komin z tłumikiem, a ponieważ praca maszyny parowej jest cykliczna to stojąc na zewnątrz miało się wrażenie, że coś ogromnego i żywego sapie w ciemnościach. Jeśli chodzi o wielkość to kolejną atrakcją były pojazdy Małej Armii Grupy Południe, czyli zdemobilizowane czołgi i inne pojazdy gąsienicowe oraz kołowe, które grupa zapaleńców utrzymuje w sprawności technicznej, tej ruchowej, bo są one pozbawione cech bojowych. Ponoć. Śmiesznie wyglądały przy ogromnych Krazach nasze Maluchy. Koła tych ciężarówek miały średnicę prawie taką samą jak wysokość Fiata 126p. Ale o dystansie do tych wojskowych pojazdów świadczyły takie napisy jak „Resorak”, czy „Panna Zosia”, które przyozdabiały ciemnozielone pancerze. Ci kolekcjonerzy mieli nawet rakietę przeciwlotniczą o armatach nie wspominając.

To nie był koniec atrakcji, bo na terenie Skansenu jest Muzeum Pojazdów Zabytkowych, którego kustoszem jest Pan Stefan Arendarczyk. Pan Stefan jest wspaniałym gawędziarzem mogącym mówić o swoich pojazdach godzinami, a jeśli ma słuchaczy, to nie ma końca jego opowieści. No i jeszcze można było zwiedzić halę rozdzielni elektrycznej, gdzie była kolejna wielka maszyna, sprężarka tłokowa napędzana silnikiem elektrycznym o średnicy chyba ze trzy metry. Nad wszystkim góruje wieża wyciągowa dawnego szybu Carnall. Pewnie ze względów bezpieczeństwa nie wpuszczano uczestników na nią, ale ja miałem kiedyś okazję oglądać z niej panoramę Śląska. Wrażenie niezapomniane. Miałem nadzieję, że przedpremierowo zwiedzimy łaźnię łańcuszkową, ale organizatorzy zapewnili tyle wrażeń, że ten obiekt zostawili na inną okazję. Jeśli chodzi o auta uczestników to królowały pojazdy z dwudziestolecia po roku siedemdziesiątym, głównie produkcji tzw. Demoludów.

Choć motoryzacja niemiecka też była licznie prezentowana. Z ciekawszych aut to trzeba wymienić Zaporożca Uszatka, Forda Capri w wersji amerykańskiej, MG Midgeta z rejestracją ze Szczecinka, Garbusa Kabrio czy Dodge trucka, który na placu Warszawskim górował nad innymi, by zmaleć jak go zaparkowali przy wojskowych olbrzymach. Ponieważ impreza odbywała się w ciemnościach była okazja by pochwalić się ledowym wietleniem, które staje się coraz modniejsze. Taki Bis miał wietloną komorę silnika, więc tutaj zastosowanie było czysto praktyczne, ale inne auta miały wietlenia mrugające, zmieniające kolory, czy przebijające przez szczeliny nadwozia. Widać, że dostępność ledowych światełek w połączeniu z łatwością instalowania pozwala na tworzenie niezwykłych efektów. Wszystko zależy od pomysłowości właściciela auta.

Ponieważ była bardzo sympatyczna pogoda to zjawiło się sporo jednośladów i to zarówno ciężkiej kawalerii z bocznym wózkiem jak i Komarków czy jeszcze starszych motorowerów. Takiej imprezy nie mogła nie zauważyć telewizja. Pani Redaktor dopadała uczestników, stawiała przed silnym reflektorem, oczywiście ledowym i delikwent coś plótł do kamery. Potem montaż pozwalał sklecić z tego coś zupełnie sensownego i można było zobaczyć się w telewizorni, do tego mówiącego do rzeczy. Na koniec należy wspomnieć jeszcze o firmie Eskulap, która regularnie pokazuje jak każdy może uratować komuś życie, grupa MotoRat pokazywała swoje umiejętności ratowniczo-jeździeckie. Nie zabrakło firm karmiących i pojących gorącymi napojami, tak więc widać było, że Organizatorzy zadbali o wszystko, za co należy im się sława i chwała.

Resztę fotek można znaleźć tu: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10207927037644149.1073741863.1543095266&type=3