Moja przygoda z Moskwiczem 408 zaczęła się w niezwykły sposób. Jak w ruletce. Tego modelu szukałem przeszło dwa lata. Ciekawe jest to, że pojawiło się ogłoszenie na Allegro samochodu, który mi się spodobał, ale zostałem przelicytowany. Po roku, ukazało się ponownie ogłoszenie tego samego samochodu. Tym razem nie zastanawiałem się, odpaliłem innego klasyka i razem z tatą pojechaliśmy po samochód.

Okazało się że wcześniej była już osoba zainteresowana kupnem tego samochodu. Jednak stan samochodu zniechęcił go kompletnie. Wewnątrz samochodu wszystkie elementy plastikowe z deski rozdzielczej uległy biodegradacji i leżały skruszone na podłodze.

Po pertraktacjach cenowych samochód o własnych siłach przyjechał do nowego domu i tak w 2007 roku zaczęła się nowa historia Moskwicza 408. Samochód jeździł rok. W 2008 roku został rozebrany do ostatniej śrubki. Wszystkie części naprawione, pomalowane, wymienione na nowe lub dorobione.

Części sprowadzone z Ukrainy, choć trudno zdobyte, nie zawsze pasujące. Niestety, w naszym kraju Moskwicz 408 nie należy do popularnych modeli, więc nie można podpatrzeć lub podpytać mechaników. Dorabiałem części na wyczucie.

Szczytem mojej dumy jest włącznik zmiany kierunkowskazów, w którym okrągła płytka pod kierownicą posiada trzy wysokości frezowania. Robiłem ją trzy razy.

Remont się przeciągał głównie ze względu na trudności ze zdobywaniem części zamiennych. I wreszcie w 2013 roku udało mi się złożyć silnik i cały samochód. Wyjechaliśmy na drogę.

Wydaje mi się, że ten Moskwicz był mi przeznaczony i mimo różnych chętnych czekał na mnie. Zawsze dojeżdżał do domu i psuł się we własnej bramie, nigdy w trasie! Mój Moskwicz 408 z 1967 roku posiada duszę i za dobre traktowanie stara się odwdzięczyć. Jest niezawodny!

Tekst oraz foto: Konrad Góra z Raszyna