Mam na imię Maciek i chciałbym pokrótce opowiedzieć Wam historię mojego zabytkowego Renault, które w tej chwili już zimuje sobie w garażu.

Jest to model 11, w wersji GTL, pochodzący z 1986 roku. Silnik 1.4 na gaźniku, skrzynia „piątka”. Z „extrasów” posiada oryginalny alarm i pełne kołpaki kół z tworzywa. Samochód sam w sobie nudny jak „flaki z olejem”, pomimo tego, że śliczny i w ogóle och i ach.

Ale historia tego konkretnego egzemplarza jest dość ciekawa.

Otóż pojazd został zakupiony w 1986 roku, jako nowy, przez pana imieniem Zlatko. Dnia 15.01.1986 zarejestrowany został w Sarajevie. Pan Zlatko był poważanym lekarzem. Autem jeździł niewiele. Do pracy dojeżdżał komunikacją miejską, a Renówka stała w garażu.

Jak wiemy, w latach 1992-1995 w Bośni była wojna. Pod koniec tego konfliktu, latem 1995 roku lekarz wraz z żoną, dwiema córkami i Renówką wyprowadził się z ogarniętego walkami miasta. Osiedli się w Gdańsku, najpierw w mieszkaniu przy ul. Klonowej, później przy ul. Batorego we Wrzeszczu. Od tej pory Jedenastka służyła jako samochód ogólnego użytku, aczkolwiek nadal przebiegi były minimalne. Jako, że ja mieszkałem we Wrzeszczu od urodzenia, a na Batorego często prowadzał mnie na spacery dziadek, białą Renię pamiętam od bardzo dawna. Wyróżniała się (miałem takiego Matchbox’a!).

Od przeprowadzki, auto średnio raz do roku wykonywało trasę Gdańsk – Sarajevo – Gdańsk (coroczne sympozjum medyczne). W 2004 roku pierwszy właściciel auta zmarł. Wozem zaczęła jeździć Jego córka, Kristina.

Ale skąd znałem Kristinę? Otóż już wyjaśniam. Pewnego słonecznego popołudnia roku pamiętnego 2011 wracaliśmy ul. Kościuszki z kolegą Tomkiem z okolic ETC na gdańskiej Zaspie, celem skonsumowania zimnego piwka u mnie w domu. Szliśmy sobie spokojnie chodnikiem, gdy nagle w korku zobaczyliśmy znajomą mi sylwetkę Jedenastki, z dodatkowymi atrakcjami w postaci kłębów pary wydobywających się spod maski i sporej kałuży płynu pod autem.

Pomogliśmy lekko przestraszonej właścicielce wozu sprowadzić go do domu, wymieniliśmy się numerami i padło pytanie o sprzedaż. Odpowiedź była zdecydowanie przecząca (pamiątka).

Po prawie dwóch latach luźnych kontaktów (czasem jakieś życzenia itp.), ni z tego, ni z owego w marcu 2013 roku otrzymałem na znanym portalu społecznościowym wiadomość o treści:
„Cześć! Nie chcecie może – Ty albo Tomek – kupić mojego auta? Od ponad miesiąca stoi pod domem zepsute, ale wcześniej jeździł, nawet mimo mrozów”.

Auto obejrzałem, nie wyglądało tak ładnie jak wcześniej… Matowy lakier, brak dekli na dwóch kołach, rysy i wgniecenia trochę zniechęcały. No i nieznany stan techniczny (jak się okazało auto nie stało miesiąc, a prawie pół roku). Cena zakupu jednak była okazyjna. Zaryzykowałem i 27 kwietnia 2013 roku stałem się właścicielem zabytkowego Renault. Później drobne naprawy, polerka, garaż.

Wóz okazał się być w świetnym stanie; wnętrze jak nowe, lakier po polerce błyszczy. I tak sobie jest. Bywa uczestnikiem wielu zlotów i rajdów, nie tylko na Pomorzu. Ma zdecydowanie u mnie dożywocie.

Rozpisałem się, wybaczcie, ale naklejka BiH na tylnej klapie nie jest przypadkowa, a historia tego wozu mnie urzekła, tak samo jak jego beżowe wnętrze, w 100% oryginalny lakier, brak korozji i 49 000 km przebiegu od nowości, a także kompletna dokumentacja (mienie przesiedleńcze, bośniackie ubezpieczenia i przeglądy itp.).

Zdjęcia zatytułowane „przed” przedstawiają autko w stanie z dnia pierwszego odpalenia i zakupu. Fotki „po” przedstawiają stan na dziś.

Pozdrawiam Czytelników KlassikAuto.pl
Maciej Kawka