Skrót „Bosto” jest banalnie prosty, wywodzi się ze splotu słów: B(Bielsko) Os(osobowo) To(towarowy). Na razie wystarczy tych suchych faktów… A teraz historia mojego pierwszego samochodu.


Historia mojego egzemplarza rozpoczęła się w 1982 roku, wtedy opuściła mury fabryki w Bielsku Białej. Niestety nie są mi znane jej losy do lat 90-tych. Prawdopodobnie, jak większość samochodów w tamtym okresie, była używana jako wół roboczy, na pace można było znaleźć jeszcze buraki. Miała 3 właścicieli. Całe szczęście, że teraz może odbywać swoją spokojną i zasłużoną emeryturę.

W 2003 roku trafiła w ręce mojego ojca. Była to sytuacja dość przypadkowa z racji okazyjnej ceny (200 zł za kompletny samochód i całą pakę zapasowych części) i rzadkości występowania tego modelu na naszych drogach.

Próby pierwszego odpalenia nie zakończyły się pomyślnie, rozrusznik kręcił, ale serducho nie chciało bić. Zapomniałem wspomnieć chyba o najważniejszej rzeczy – samochód był w stanie, że tak powiem łagodnie, bardzo złym.
Fabryczny kolor kości słoniowej został zastąpiony białym, jak to bywało w tamtych czasach – malowany wałkiem razem z wszystkimi uszczelkami i detalami. Rdza, dziury, smród i syf – tak, to najlepsze słowa określające jej stan. Byłem bardzo ciekawy jakie będą dalsze losy tego egzemplarza.

Jakieś pół roku po zakupie rozpoczął się remont generalny mojej Bostonki. Od blacharki, po zawieszenie, mechanikę i na końcu kosmetykę oraz wszelkie prace bieżące. Niestety, nie posiadam zbyt dobrej dokumentacji z okresu renowacji, ponieważ wtedy każde zdjęcie z aparatu kliszowego było na wagę złota, zachowały się tylko 2, na których można zobaczyć jak niegdyś wyglądała.

Po roku Syrenka była już polakierowana. Kolor nadwozia ponownie został zmieniony, padło na żółty. Przez kolejne 2 lata auto stało w garażu. Śmiało mogę powiedzieć, że zostało zapomniane. W nowym lakierze Syrena czekała na to, żeby ją skompletować, złożyć i odpalić.

W roku 2007 podczas długich, jesiennych i zimnych wieczorów doczekała się wszystkiego tego, o czym wyżej pisałem. Odbyły się pierwsze jazdy próbne i pierwsze radości z wstępnej eksploatacji samochodu. Jednak punktem ‘przełomowym’ okazały się kolejne wakacje, kiedy to sam, własnymi rękami zacząłem przygodę z motoryzacją. Zaczęło się od drobnych rzeczy, dzisiaj już wszystko robię przy niej sam.

Auto na dzień dzisiejszy jest w stanie dobrym, nie będę koloryzował i kłamał, że w idealnym. Jednak wszystko to jest zamierzone, bo gdyby wszystko było na tip-top –  zabawa z nią stałaby się nudna, a tak w wolnym czasie mogę sobie przy niej pogrzebać. Poniżej przedstawiam jak Syrena prezentuje się na dzień dzisiejszy.
Syrena Bosto (3)
Samochód służy mi teraz do odwiedzania wszelkiego rodzaju zlotów, rajdów i wystaw oraz do niedzielnych przejażdżek. Radość z jazdy jest ogromna. Jest to wyjątkowy samochód i nie każdy potrafi podołać zadaniu, jakim jest prowadzenie Syreny. Uśmiechy przechodniów bardzo motywują do dalszych działań i utrzymywania takiego klasyka polskiej, wymarłej motoryzacji przy życiu.
Apeluję teraz do wszystkich zapaleńców dawnej motoryzacji: dbajcie o swoje perełki, nie dopuszczajcie do niedokończonych projektów,  a Wasze samochody na pewno się odwdzięczą!
Syrena Bosto (7)
Syrena uchodzi/uchodziła w okresie PRL-u za samochód dość awaryjny, nie budziła szacunku, a posiadanie takiego pojazdu było wręcz poniżające. Czas pokazał, jak świat oraz mentalność ludzka się zmieniła. Napotykani ludzie gratulują posiadania takiego CUDA.

Jestem bardzo zadowolony z tego samochodu, nie mam z nim żadnych większych problemów, a wyjmowanie silnika stało się rutynową czynnością, właściwe jak mycie. Nigdy nie było sytuacji żeby zawiodła mnie w najmniej niespodziewanym momencie, teraz powoli i stopniowo zwiedzamy razem Polskę.

Praktycznie rzecz biorąc, jestem dopiero na początku przygody z Syreną/ Syrenami. Jeszcze całe życie przed nami. Myślę, że dzięki takim ludziom jak ja polska motoryzacja nie wyginie! Bylem już na kilku imprezach, m.in.: w Kołobrzegu, Wolsztynie, Lubniewice.
Syrena Bosto (12)
Czas zakończyć tę opowieść, bo co chwile przychodzą mi do głowy różne wspomnienia, które powodują, że nie mogę skończyć.

Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą o mojej największej pasji, z racji tego powstała nawet ‘nasza’ karykatura:

Tekst oraz zdjęcia: Kamil Bieńko z Sulęcina (woj. lubuskie)