Automaniacy, a w szczególności Mini maniacy mieli okazję od 16 do 20 maja poznać uroki Toskanii na Międzynarodowym Zlocie Mini – IMM. Wybrani w demokratycznym głosowaniu organizatorzy z Włoch zapowiadali wiele atrakcji i deklarowali dobrą zabawę i pogodę.


Historia IMM sięga 1978r., kiedy to po raz pierwszy zorganizowano spotkanie miłników Mini. Od tego czasu doroczny zlot ma charakter otwarty a uczestnikami są właściciele i sympatycy Mini z całego świata. Oczywiście dominują Europejczycy, ale zdarzą się goście z Kanady, USA, a nawet odległej Nowej Zelandii.

Lokalizacja zlotu w pobliżu wspaniałych zabytków i uroki Toskanii zapowiadały udane spotkanie, bo wyjazd na IMM jest też okazją do poznania nowych, ciekawych miejsc i kultur.

Zgodnie z kilkunastoletnią tradycją w zlocie mogą uczestniczyć wszyscy, którzy opłacą wpisowe – obecnie wynosi ono 60 euro od osoby, a w zamian otrzymuje się możliwość obozowania od czwartku do poniedziałku, 2 posiłki i paczkę powitalną, zawierająca obowiązkową, pamiątkową koszulkę oraz inne materiały reklamowe.

W tym roku jej zawartość była dość uboga i zawierała foliowy płaszcz przeciwdeszczowy. Cena za wpisowe może wydawać się dla nas wygórowana, ale tysiące uczestników świadczą o dużym zainteresowaniu. W tym roku na IMM zawitało 4200 osób i zaprezentowało 2200 samochodów.

Przyjazd każdy planuje według swojego uznania . Zlot zaczyna się od otwarcia bram w czwartek po południu i rejestracji. Zawsze przy wjeździe jest większa, bądź mniejsza kolejka. W tym roku trzeba było odczekać około godziny. Po dopełnieniu formalności bramy Mugello stały otworem. Każdy z uczestników wybiera miejsce do obozowania.

Organizatorzy niezbyt dobrze przygotowali teren – trawa nie była wszędzie wykoszona, co utrudniało obozowanie. Mniej wprawni w takich formach turystyki mogą nocować w okolicznych hotelach, ale każdy musi szukać ich we własnym zakresie.

Osobiście uważam, że spanie w hotelu mija się z ideą IMM, gdzie właśnie całe sedno tkwi w miejscu. Wszyscy są razem, złączeni miłcią do samochodu, wspólnym obozowaniem i biesiadowaniem.

Warunki są lepsze lub gorsze, zależnie od wprawy organizatorów. Czasem brakuje wody, nierzadko ciepłej albo ilość sanitariatów jest niewystarczająca. Organizatorzy z reguły wyszukują ciekawe miejsca, które nadają się na organizację spotkania, budują miasteczko z namiotami jadalnymi, kontenerowymi prysznicami, toaletami i umywalniami.

W tym roku głównym problemem była pogoda – obfite ulewy zmieniły obozowisko w wielkie bagno. Sanitariaty i prysznice szybko pozapychano błotem. Uczestnicy zgodnie nazywali IMM 2013 Woodstockiem, bo zmuszeni byli do błotnych kąpieli swoich Mini.

Plan takich spotkań w zasadzie kształtują uczestnicy i oprócz kilku stałych punktów – otwarcia, prezentacji klubów, zakończenia z przekazaniem klucza kolejnym organizatorom, głosowania i wydawania opłaconych posiłków, każdy robi, co mu dyktuje fantazja. Zorganizowana jest także strefa handlowa z akcesoriami, częściami i wszelkimi dobrami kojarzącymi się z Mini.

Od kilku lat intensywnie uczestniczy i angażuje się także MINI prezentując markę i wystawiając samochody. Istnieją obawy o zatracenie tego nieco spontanicznego i hippisowskiego charakteru spotkań na rzecz wszechogarniającej komercji. Na szczęście we Włoszech nie dało się tego odczuć, w końcu to ludzie tworzą imprezę i wypełniają ją treścią, samochód jest tylko zaczynem.

Wbrew oczekiwaniom dało się odczuć wręcz niedosyt stoisk i sklepów. Rozczarowanie mogły budzić także same samochody. W tym roku było wyjątkowo mało ciekawych i oryginalnych egzemplarzy. Organizacyjnie można było się postarać o więcej. W pozytywnym odbiorze imprezy zawiniła też pogoda.

IMM pozostanie jednak nadal największym świętem miłników Mini. W przyszłym roku przypada kolejna rocznica produkcji – 55., stąd organizuje go w Kencie Południowy Klub Mini a minimanikaów czeka podróż do Anglii. Zapowiada się więc wielka samochodowa Mini uczta.

Tekst i zdjęcia: Małgorzata Czaja