W życiu musi zawsze wyjść na zero. Jak byłem tydzień temu w Kętach na rozpoczęciu sezonu to była wyśmienita pogoda. Jak byłem 31 marca w Krakowie na rozpoczęciu sezonu Krakowskich Klasyków Nocą to pogoda był góralska. Zimno, mokro i wietrznie, i to tak szczerze. Do tego zdradziecko, bo rano w Gliwicach zapowiadało się nieźle.

Nawet słońce się zaczęło przedzierać. Zabrałem krakowskiego pilota i pojechaliśmy na miejsce zbiórki pod Centrum Handlowe Plaza. Tam zebrało się z 50 aut, w tym kilkanaście mi znanych. Postaliśmy, pogadaliśmy, porobiliśmy zdjęcia i dostaliśmy od organizatorów karteczkę z zadaniami, które należało wykonać jadąc po drodze na kolejne miejsce postoju.

Niektórym nie bardzo się chciało szukać różnych rzeczy i pojechali prosto na stadion K.S. Korona. Ale załoga Fiata 850 Sport Coupe stwierdziła, że pobawimy się w skautów. Jako pierwsze należało znaleźć mural na ulicy Józefińskiej przedstawiający dłoń z dzwonem. Miałem niezły ubaw, bo okazało się, że rodzone Krakusy nigdy nie słyszały o takiej ulicy. Na szczęście panienka z pudełka wiedziała i poprowadziła nas do tej ulicy. Tyle, że wjeżdżając na nią mieliśmy do wyboru jazdę w prawo lub w lewo. Oczywiście wybraliśmy niewłaściwą część ulicy. Do tego była jednokierunkowa, więc aby wybrać drugą część ulicy, zresztą też jednokierunkową, należało objechać spory kwartał.

Jazda w drugą stronę też nie zaprowadziła nas bezpośrednio do celu, bo kolejny odcinek był ślepy i należało tam pójść pieszo, aby zobaczyć dzwon namalowany na całej ścianie wielkiej kamienicy. Na pewno ten dzwon był większy od Zygmunta, choć nie dawał głosu.

Kolejne zadanie wymagało szukania kafejki na ulicy Miodowej. Proste, gdyby nie fakt, że na tej ulicy kafejki są co kawałek. I znowu okazało się, że piesze zwiedzanie jest skuteczniejsze od oglądania miasta zza szyb automobilu. Potem była potrzebna pieczątka z portierni Muzeum Inżynierii Miejskiej i tu nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie różnice w trasie dojazdu do tego miejsca podawanej przez panienkę z pudełka i pilota, rodowitego Krakusa.

W każdym razie pieczątkę zdobyliśmy, a nawet wykonaliśmy ostatnie zadanie polegające na uwiecznieniu naszego Fiacika na tle legendarnego hotelu Forum, którego skorupa jest jak memento dawnych czasów.

Dojeżdżając do stadionu mijaliśmy auta klasyczne, które jechały, ale w drugą stronę. Trochę nas to dziwiło, nawet przez moment myśleliśmy, że to nie ten stadion. Po dojechaniu na miejsce sprawa się wyjaśniła. Zbiórka była na tym stadionie tyle, że na koronie, czyli na górze, gdzie do deszczu doszedł jeszcze silny wiatr. Ale co to za skauci, którzy deszczu i wiatru się boją. Nadrabiając miną zostawiliśmy auto w kałuży i poszliśmy, a właściwie podbiegliśmy pod daszek, gdzie stał tłum skurczonych z zimna i wiatru uczestników imprezy.

I wtedy stwierdziłem, że najlepiej miały mieszane, damsko-męskie młode załogi. Po prostu te pary trzymały się razem. Do tego były bardzo zadowolone z tego pretekstu by być tak blisko.

Za zgodą organizatorów rozdałem ulotki o KlassikAuto.pl. Podobały się. Pogadaliśmy i w końcu straciliśmy cierpliwość. Jesteśmy trochę przeterminowanymi skautami. Nasi rówieśnicy siedzą w ciepłych kapciach, w suchych domach, przed telewizorem, ze szklaneczką czegoś na wzmocnienie, a nie plączą się po parkingach czy stadionach w retro autach. Przecież w taką pogodę to nawet psa by się nie wygoniło na dwór.

W powrotnej drodze jeszcze odwiedziłem skarbiec mojego pilota, zjadłem wałówkę, którą przygotowała Szefowa i wyjechałem na A4. Po drodze zawarłem znajomość z panią Gabrysią, która nie zauważyła mojego tak małego auta i swoim Citroenem cofając wjechała mi w przód. Na szczęście Fiacik ma solidne zderzaki i kły przejęły impet plastika. Zresztą to było w kolejce do poboru myta więc i prędkości były niewielkie. Ale lampy mogła mi zbić.

Na A4 tylko dzięki pełnej koncentracji nie dałem się zdmuchnąć wichurze ani na pobocze, ani na inny pas, po którym zdecydowanie szybciej od Fiacika gnały współczesne pojazdy. Wycieraczki pracowały właściwie cały czas, co dobrze o nich świadczy. W aucie woda mi się nie lała na kolana, ani gdzie indziej więc chyba Fiacik jest szczelny. Do Gliwic wjeżdżałem w nieśmiałych promieniach słońca, czyli zamykałem koło.

Więcej fotek z tej imprezy można znaleźć tu: http://veteran.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1391