Będzińska Klasyczna Niedziela rozpoczęła sezon 2016 z rozmachem.

3. kwietnia na plac targowy w Będzinie zjechało się tyle aut, że trzeba było przepychać kubły na śmieci, aby zrobić miejsce. Duży wpływ na frekwencję miała pogoda, która była tak łaskawa, że kabriolety mogły jeździć bez dachu. No i ta różnorodność.

Na jednym końcu był maleńki Velorex, którym przyjechał Tata z Córką, zresztą małoletnią, a na drugim wielki pojazd z Gorkowskiego Awtozawodu o symbolu GAZ-51. Zresztą protoplasta naszej ciężarówki z FSC w Lublinie. Przy Velorexie można było robić sobie zdjęcie, a na GAZ-a można było wchodzić. Oczywiście na pakę i wielu korzystało z takiej frajdy. Chyba najstarszym autem był angielski, czerwono-czarny roadster ze znaczkiem Triumph na chłodnicy. Oczywiście przyjechał ze schowanym dachem. Było sporo Dużych i Małych Fiatów, w bardzo różnorodnym stanie. Od ślicznie odrestaurowanych egzemplarzy po takie spod znaku „rat”. Do tego niektórzy za punkt honoru wzięli to, aby na auto załadować jak najwięcej potrzebnych lub zbędnych rzeczy. Ale nikt nie miał kajaku, a raz widziałem takie dodatkowe wyposażenie.

Była tylko jedna Syrena, za to w wielkanocnym kolorze żółtka jajka ugotowanego na twardo. Oczywiście było sporo aut z gwiazdą na masce, do tego były to na ogół modele z wyższej półki. Leczymy w ten sposób swoje kompleksy, czy jest to dowód na ponadprzeciętną trwałość aut tej marki? A może jedno i drugie. Oczywiście były też inne niemieckie auta, zwłaszcza ze znaczkiem VW na masce. I to zaczynając od Garbusa z 1965 roku po Passata B2. Oba pojazdy poza znaczkiem miały jeszcze jedną wspólną cechę. Były perfekcyjnie odnowione. Patrzyłem z podziwem na jakość prac w obu tych autach. Po prostu była imponująca. Z jednej strony środki, które zostały wyłożone z prywatnej kieszeni, a z drugiej czas, który został kupiony lub osobiście oddany na odnowienie samochodu. To naprawdę jest godne podziwu.

Były dwa Karmmany Ghia, ale oba z pełnym dachem. Była Łada oraz czarna Wołga. Ale chyba żadne dziecko nie zaginęło. Była Dacia 1300, której kształt wielu oglądało z nostalgią. Ze dwie Skody serii 100. Z japończyków był chyba tylko czarno-brązowy Datsun 240Z. Ale ten pojazd jest częstym gościem na imprezach klasycznych aut. Było Mini, które chyba było najmniejszym autem wśród czterokołowców. Były dwa długaśne auta amerykańskie, obowiązkowo w wersji bez dachu. Była zielona Corvetta, laureatka pucharu roku 2015. Były też młodsze Corvetty. Podobnie było z Mustangami. Był czerwony, klasyczny model z początku lat sześćdziesiątych jak i sporo młodsze odmiany. Wszystkie z dumą prezentowały znaczki określające pojemność silnika, mocno odbiegają od europejskich standardów.

Było kilka terenowców, głównie ze znaczkiem Land Rovera. Taka karetka była w stanie jakby dopiero co zjechała z pola bitwy. Do tego jej załoga wyglądała jakby przeszła przez okno czasu. Był Chevi z zawieszeniem przeznaczonym do pokonywania głębokich brodów. Było też kilka aut w zielonym kolorze dawnego Układu Warszawskiego. Autor tych słów tym razem lansował się w Fiacie X1/9, który tradycyjnie wzbudzał wiele emocji. Widzów było sporo, bo z jednej strony klasyczne auta są wdzięcznym obiektem podziwiania, a z drugiej strony trwał Targ Staroci, gdzie można było znaleźć jakąś okazję, np.: stary mieszkowy aparat fotograficzny, zresztą zupełnie sprawny. Wśród zwiedzających wyróżniał się Książę Drakula w czarnej lśniącej pelerynie i z cylindrem na głowie. Tylko nie miał krwiożerczych zębów, co niektórych rozczarowywało. Ponoć wymagały dentystycznej opieki.

Widzowie wybierali auto miesiąca, których mogło być aż trzy. Z tego widać, że organizatorzy krzepną i mają środki na ufundowanie aż trzech pucharów. Ponadto były smaczne ciasta, kawa i herbata, też fundowane. Za wjazd na plac targowy nikt nie pobierał żadnego wpisowego. Wracając do auta miesiąca to chyba gabaryty zdecydowały, że pierwsze miejsce zajął GAZ-51. Drugie i trzecie przypadło dwóm Volkswagenom: Garbusowi i Bulikowi, które przeszły przez ręce tego samego mistrza renowacji. Duży powód do dumy. Impreza skończyła się koło południa, ale niektórzy rządni dalszych wrażeń wybrali się do Alwernii na spot Chrzanowskich Klasyków. Ale to już jest osobna historia.