Witam :)

Bardzo się cieszę, że mogę podesłać do Was kilka fotek wraz z opisem moich przeżyć i dokonań związanych z posiadaniem mojego Opelka Kadecioka C Coupe.

Prawdziwa historia zaczęła się w 2013 roku.Wraz z moim chłopakiem rozmawialiśmy na temat zakupu starszego samochodu. Plan był taki, że narzeczony chciał mi kupić Fiata 125p. Wiedziałam, że moi rodzice mieli 2 takie egzemplarze, i że chłopak był w stanie za niego zapłacić 5 tyś. zł chcąc zrobić mi prezent i nie popaść w jakieś długi.
Szukając w internecie tych samochodów, zastanawiając się, czy kupować czy nie, musiałam wysłuchiwać wątpliwości rodziców, którzy mówili: “gdzie go będziemy trzymać, no bo mieszkamy w bloku w Raciborzu, i że nie mamy garażu a oni nie będą grata trzymać u siebie w garażu w Wodzisławiu Śląskim”. No więc cały czas były lekkie przekomarzania, ale szukaliśmy dalej i tu nagle ja pokazuję mojemu Łukaszowi sportowy, czarny samochód, który był wystawiony do sprzedania nad morzem w Chojnicach.

Wspólnie razem zaczynaliśmy podziwiać to autko! Opis dawał dreszczyk emocji, bo było napisane, że to niespotykana wersja samochodu, i że jest ich mało w ogóle. Coraz bardziej zaczęło już we mnie narastać przekonanie, że zrobię na przekór wszystkim i kupię sama ten samochód.

Następnego dnia zadzwoniłam do sprzedawcy i wypytywałam o szczegóły związane z zakupem i stanem autentycznym samochodu. Minęło kilka dni i chłopak powiedział mi tak: “ I tak nie kupisz tego samochodu!”
Czułam się, jakbym dostała w policzek. Jako kobieta poczułam się fatalnie. Zaakcentował, że od pewnego czasu już mieliśmy kupić Fiata i to ja niby się bałam i kilka innych pretensji jeszcze dołożył. Mówił: “obiecanki cacanki”.
I wtedy mili Państwo stała się masakra, auuuuuu!

Zadzwoniłam w tajemnicy do starszej siostry i powiedziałam: “Olka, pożycz mi tysiaka, bo chcę jechać nad morze po auto”. Wtedy mi tyle brakowało. Miałam w sumie 9 tyś zł, a sprzedawca chciał za tego Kadetta 10 tyś zł.
Przesłałam jej zdjęcia tego klasyka i myślałam, że od razy powie: “spoko siostra, masz i się ciesz życiem”. Nie wiedziałam jednak, że wcześniej mama jej wspomniała, że chcę kupić stary samochód i że będą z tego same kłopoty. W sumie były, ale później.

Ale po kilku dniach siostra zadzwoniła i powiedziała “leć po niego siostrzyczka”. No i już było bez odwrotu. Ogarnęłam lawetę, zabrałam dwóch kumpli i śmigaliśmy przez całą Polskę po wielką niespodziankę.
Hmmmm, niestety na miejscu miałam przykrą niespodziankę. Brrrrrrrr!

Od tego czasu zawsze doradzam znajomym, aby auto kupowali do 100 km od miejsca zamieszkania. Na miejscu okazało się, że Opel wyglądał tragicznie. Myśli kołatały mi w głowie. Jak ja pojawię się w domu z tym autem? Taka padaka………

Kolega mi powiedział: “Ewa targuj się z kolesiem, no bo jak już tu jesteśmy…..”. No i chłop powiedział, że da upust 500 zł na paliwo. Po 20 minutach miałam dość Chojnic i pakowaliśmy auto na lawetę. Z rana, już u rodziców, ojciec asekurował zjazd z lawety. Po chwili ekipa z lawetą pojechała, a ja zostałam sama z ojcem. Zaczęliśmy oglądać auto i sprawdzać Opla z bliska. Próbowałam go odpalić. Ale się nie udało. Czuliśmy tylko zapach paliwa. Byłam blada, a łzy cisnęły mi się do oczu. Myślałam tylko o tym, kto pomoże mi doprowadzić to auto do normalnego stanu. Po południu mama wróciła z pracy i się zaczęło…..”sprzedał mi grata, jestem naiwna, i generalnie brak słów”. Miałam dość, ale ojciec powiedział, że przecież sąsiad zajmuje się starymi autami, że sam odrestaurował Warszawę i Trabanta, i żeby podjechać do niego…..

Następnego dnia ja za kierownicą a ojciec mnie pchał (dobrze, że droga była z górki i auto zjechało na luzie) do sąsiada. Poprosiliśmy Pana Darka o pomoc. Zostawiłam u niego ten samochód i pojechałam trochę spokojniejsza do Raciborza. Nie mówiąc nic chłopakowi, czekałam na telefon od mechanika. Minęło kilka dni. Zadzwonił mechanik z informacją, że gaźnik już zrobiony. Zamówił jakieś reparaturki z Warszawy i auto odpala. Powiedział, aby przyjechać do niego, bo zrobił listę potrzebnych do zakupu rzeczy. Jak to widziałam, to kolana mi się ugieły. Na jednym ze zdjęć jest ta lista. Zawsze wspominam ten moment z chłopakiem. Miałam wtedy dodatkową pracę i trochę udało mi się odłożyć na te naprawy i wymiany, ale to była kropla w morzu potrzeb.

Dobrze, że się nie poddałam, nie załamałam. Do dzisiejszego dnia coś sukcesywnie zmieniam, naprawiam, upiększam, bo MÓJ Kadett jest tego wart!
Pozdrawiam serdecznie całą Społeczność KlassikAuto.pl
Ewa