Drynda to Zlot Pojazdów Zabytkowych, który odbył się 7.lipca w Jarosławiu. Była to już druga edycja. Do Jarosławia jest ponad 350 kilometrów z Gliwic, ale korzystając z tego, że byłem już pod Tarnowem postanowiłem tam zajrzeć. I warto było.


Zbiórka była w Pałacu w Boratynie, gdzie mieści się obecnie hotel i restauracja. Jarosław był o ”rzut beretem”. W tę niedzielę było pogodnie, mogłem jechać X-sem bez dachu. Na drodze krajowej nr 4 rano praktycznie nie było nikogo, tak więc niewiele osób mogło podziwiać małego czerwonego Fiata, który śmigał po równym asfalcie. Bo DK 4 była świeżo po remoncie, i jeszcze jej nie rozjeździły TIR-y, które tamtędy jadą na Ukrainę. Czysta przyjemność. Jazda, nie TIR-y.

Po przyjechaniu na miejsce, organizatorzy zadbali o właściwe oznakowanie dojazdu, zobaczyłem piękny Pałac, piękny park i piękne pojazdy. Trzy w jednym.

Jak po rejestracji dostałem w poczęstunku pyszną kawę to byłem prawie w raju. Do tego spotkałem tam znanych mi ludzi, niektórzy to mnie kompletnie zaskoczyli, bo przyjechali aż ze Strzelec Opolskich.

Było sporo aut rodzimej produkcji, głównie Duże Fiaty, jeden to nawet był z pierwszych miesięcy produkcji. Pewne szczegóły wskazywały, że nie jest to tylko legenda na użytek nieświadomych oglądaczy, lecz faktycznie tak jest. Maluchów i Syren było symbolicznie, ale był też Fiat 132, limuzyna dostojników z PRL-u. Była Garbata Warszawa i Kombi zrobiona pięknie na taksówkę.

Było sporo Mercedesów, ale auta z gwiazdą w każdym regionie Polski zawsze cieszyły się wielką estymą. Było kilka Kaczuszek, czyli Citroenów 2CV, VW Garbusów i jeden SAAB z Mistrzem Kierownicy. To jest określenie bez cudzysłowia. Kierowca ma w domu puchar Mistrza Polski, który zdobył wtedy kiedy Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Tak przynajmniej twierdziła propaganda PRL-u.

Przyjechał nawet „Święty”, właściwie to Volvo P1800S, tyle że było czarne i złliwe. Zepsuło się na wjeździe do Pałacu. Ale od czego było liczne grono fachowców. Nie minęło pół godziny i Volvo zajechało pod pałac. Ale parę osób miało brudne ręce.

Był piękny Taunus 12m, który imponował też czystością komory silnika. Kierowca z dumą pokazywał silniczek V4, który po prostu jest niewielki. Akurat to dobrze wiedziałem, bo w mojej Capryśce też jest silnik V4 z tej rodziny.

Był Austin 12 z 1937 roku. Jak przystało na auto brytyjskie miał kierownicę po prawej stronie, rozkładany dach i nie miał bocznych kurtyn. W sam raz na brytyjską pogodę. Antyczna londyńska taksówka była antyczna tylko z kształtów, bo rocznikowo była młódka. Wyjechała z fabryki, a może z warsztatu w 1995 roku. Co to znaczy brytyjskie przywiązanie do tradycji.

Ale i tak wszystkich przebiła Jawa 700 z 1933 roku, która przyjechała aż ze Strzelec Opolskich. Co prawda większość drogi spędziła wygodnie na lawecie, nie to co Fiat X1/9, który przyjechał z Gliwic na własnych kołach.

Po rejestracji pojechaliśmy na Jarosławski Rynek pokazać się ludowi. Pogoda była ładna więc ludu było co nie miara. Aby uczestnikom Zlotu nie nudziło się zbytnio wymyślono próbę sprawnościową, w której trzeba było być kierowcą i kelnerem. Co prawda napoje do stołów podawał pilot, ale kierowca trzymał tacę z pojemnikami. Plastikowe były, więc poza rozlaną wodą większych szkód nie było.

Powrót do Pałacu był okrężny, bo trzeba było pokazać nasze cacka mieszkańcom innych miasteczek w okolicy Jarosławia. Z wielkim żalem zrezygnowałem z ostatniego punktu imprezy, która odbywała się w przypałacowym parku, więc nie wiem co tam się działo. Po prostu musiałem być jeszcze tego dnia w Gliwicach, a miałem przed sobą ponad 350 km.

Kto ciekawy listy obecności to zapraszam tutaj: http://veteran.mojeforum.net/viewtopic.php?t=1944