Pierwsza niedziela maja 2016 roku była pierwszego maja. W związku z tym Będzińska Klasyczna Niedziela miała trochę zamieszania, bo najpierw ją odwołano, bo święto, potem ją przywrócono i to od razu na nowym, większym placu, a w końcu odbyła się na starym miejscu, czyli na Miejskim Targowisku obok Giełdy Staroci, bo nowe miejsce nie zostało uprzątnięte po sobotnim targowaniu. Na pewno większy plac by się przydał, bo zwabione ładną pogodą klasyki dopisały.

Co prawda coraz więcej w nich jest dość młodych klasyków spod znaku BMW i Mercedesa, ale te prawdziwe też były. Uprzedzając głosy krytyki wiem, że obecnie każde auto od rocznika 1991 w dół spełnia prawny wymóg pojazdu zabytkowego, ale dla mnie ostatnim okresem naprawdę klasycznym była epoka chromów, która trwała mniej więcej do końca lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.

Kierując się tym kryterium Syrenę 104 można spokojnie zaliczyć w poczet prawdziwych klasyków. Duże Fiaty i pierwsze Małe Fiaty też. Już Modele Roku i Maluchy po pierwszym liftingu mogą być co najwyżej tolerowane. Z Polonezem jest trudna sprawa, ponieważ on od początku miał więcej plastiku niż chromu, co tylko świadczy o perspektywicznym spojrzeniu jego projektantów. Przedstawiciele tych modeli byli na Placu Targowym. Z Miniakiem nie ma takich dylematów, chromy plus rocznik zapewnia mu tytuł klasyka.

Jeśli chodzi o laur samochodu miesiąca, wyróżnianego gustownym pucharem z tłoka, to zdobył go Datsun 260Z. Piękny, rocznik 1977 zapewnia mu status klasyka, a perfekcyjne odnowienie zasługuje na puchar. No i chyba był jedynym japończykiem na placu. Spod tej samej ręki wyszedł jeszcze czerwono-biały Garbus w wersji Dziadek i T2 w wersji kempingowej. Amerykańskich aut było sporo i to zarówno takich z epoki bufiastych kształtów jak czarno-biały Buick jak i ogoniastych i długaśnych. Jeden to nawet przywiózł w bagażniku jakiegoś delikwenta, któremu wystawała martwa ręka.

Tych młodszych też było sporo. Czerwony Fiat 124 Spider stał obok stoiska, na którym jego właściciel upłynniał nadwyżki garażowe. Wydaje się, że takie podejście w sąsiedztwie Giełdy Staroci ma perspektywy. Nawet odwiedził nas radiowóz zachodnioniemieckiej policji z dumnym napisem Polizei na zielonych drzwiach. Tylko nie wiedzieć czemu miał polskie czarne tablice rejestracyjnej. Czyżby był ilustracją powiedzenia, że: „Polak potrafi”?

No i pojawiła się też nowa kategoria klasycznych pojazdów – pojazdy na pedały, czyli autka kupowane przez co zamożniejszych rodziców w czasach PRL-u swoim pociechom. Taka zapanowała na nie moda, że każdy egzemplarz jest bardzo pożądanym towarem i to niezależnie od stanu zachowania. Właściciele nie spuszczali z nich oka, bo to są pojazdy nie rejestrowane i udowadnianie, że ten jest mój, bo są na nim ślady jak w wieku pięciu lat wjechałem w nogę od stołu mogą być trudne do przeprowadzenia.

Drugim biegunem pojazdów klasycznych była ciężarówka, którą poznałem miesiąc wcześniej i dwa bojowe pojazdy straży pożarnych. Jednym z nich był Żuk, a drugim Lublin, więc ta ich bojowość była symboliczna. Ale z upodobaniem włączały co chwilę swoje syreny. Niestety nie byłem do końca imprezy, bo zapisałem się na Rajd w Koziegłowach, który zaczynał się w samo południe. To, że będzie to „niestety”, wyszło trochę później. No nie można mieć udanych wszystkich imprez. Na pociechę miałem jeszcze wieczorem imprezę w Rybniku, która zrekompensowała to „niestety”. Ale o Rybniku to będzie zupełnie osobna historia.